Reklama
Z dziennika Atamana: Droga Pani Profesor

Felietony i recenzje

Z dziennika Atamana: Droga Pani Profesor

Stajnia Woroncowska w Stadninie Koni Janów Podlaski, fot. Glenn Jacobs
Stajnia Woroncowska w Stadninie Koni Janów Podlaski, fot. Glenn Jacobs

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email

Jako jedynym na świecie udało nam się zakląć piękno i dzielność w jednym. Dzisiaj chce się już tylko zakląć…

Krysiu, pamiętam doskonale zapowiadane prace nad tym programem na początku wieku. Bardzo szkoda, że wówczas nie powstał, bo to był czas, gdy nasza hodowla bezkrytycznie skręcała w jedną stronę, a ze stadnin państwowych hurtowo pozbywano się dzielnych koni, które nie pasowały do koncepcji pokazowej. A był to jeszcze czas, gdy byliśmy potęgą, jeśli idzie o rody męskie. W Janowie stał Balon, w Michałowie Wojsław, czyli przedstawiciele siwego i gniadego Bairactara. Ekstern z Gangesem budziły ogromne nadzieje na reaktywowanie Kuhailana Haifi, do użycia był dodatkowo janowski Etogram. Karierę kończył Eukaliptus, ale można było przyglądać się kilku młodym „Ibrahimom”. Mieliśmy prawdziwy wysyp obfitości Kuhailana Afasa, że wspomnę tylko Fawora, Borka, Pamira, Batysykafa, Złotogłowa, Wermuta, Alegro, Pirueta czy Borysława. Wierzyć się nie chce, że dzisiaj w państwowej hodowli nie ma pół konia z tego rodu. W Michałowie krył Eldon, a w Janowie Ararat, pierwszy reprezentujący ród Ilderima, drugi Saklavi I.

Uzupełnienie puli genów poprzez import Palasa, wpisało się w naszą koncepcję piękna i urody. Bo oprócz eksterieru jego potomstwo odznaczało się dzielnością, że wspomnę tylko bliskiego Ci Nenufara (Palas – Nejtyczanka) zwycięzcę Mistrzostw Polski w Rajdach Długodystansowych na dystansie 160km., czy Alahara (Haracz-Albania) również Mistrza Polski, na którym Jerzy Urbański był ósmy w Mistrzostwach Europy na 160 km. Ponadto, krew jego syna Ararata, była bardzo ceniona w rajdach. Choćby Orsini (Ararat – Olivia) trzykrotna rajdowa Mistrzyni Polski, uczestniczka Mistrzostw Europy i Świata. Konie z krwią Palasa były bardzo dobre metabolicznie, podobnie jak Gazale, jednak „Palasy” dodatkowo prezentowały przeważnie słuszną miarę, dobrą kość i były twarde na nogach, co u Gazali nieczęsto się przydarzało.

Stajnia Zegarowa w Stadninie Koni Janów Podlaski, fot. Ewa Imielska-Hebda
Stajnia Zegarowa w Stadninie Koni Janów Podlaski, fot. Ewa Imielska-Hebda

Stadniny państwowe dobijają do ściany. Utrzymywanie kierunku pokazowego w tej skali prowadzi tylko do jednego, mianowicie do zniszczenia polskiego araba. Jeśli będziemy brnąć w kierunku globalizacji rozmyjemy się w morzu nijakości. Istotą działania polskich stadnin nie powinno być li tylko ściganie się na ładne główki, coraz bardziej wysztucznione kształty i podążanie za modą, którą kreują najczęściej ludzie nie będący koniarzami, nie znający się na koniach i ich nie rozumiejący. Jeśli słyszę, że nieustannie trzeba podążać za modą, badać trendy, trzymać rękę na pulsie i dostosowywać się do aktualnie panujących kaprysów rynku, to zastanawiam się czy mowa jest o hodowli koni arabskich, czy rzuceniu na rynek najnowszej kolekcji kalesonów?

Dla mnie państwowa hodowla ma jeszcze jedną istotną rolę, której nie realizuje i nawet się o niej specjalnie nie wspomina. To obowiązek zachowania naszego dziedzictwa kulturowego, dbałość o polskie tradycje, historię, kulturę, obyczaje dotyczące hodowli polskiego araba. To jest misja, którą należy ponieść w następne pokolenia. I w tej kwestii nikt nie robi żadnej łaski, bo po pierwsze: nie stać nas na zaprzepaszczenie 300 lat unikalnej w całym świecie hodowli polskiego araba, a po drugie: mam nadzieję, że nie jesteśmy, aż tak głupi i krótkowzroczni. Janów powinien być miejscem dziedzictwa narodowego, uwolnionym od codziennej walki o byt, a szkolne i wszelkie inne wycieczki powinny tu zaglądać nie rzadziej niż do Krakowa czy Gniezna. Racją bytu takiego miejsca nie może być wyłącznie ściganie się na ładne główki, wysmarowane oliwką pyszczki i garść srebrników.

Potrzebujemy odrodzenia, przewartościowania pewnych prawd. Potrzebujemy nowej wizji, a przede wszystkim programu hodowlanego, który odtworzy polskiego araba. Potrzebujemy również pomysłu jak promować, przygotowywać i sprzedawać konie – niekoniecznie championy. Jeśli tego nie zrobimy, to za dziesięć lat polskie araby będziemy mogli jeszcze zobaczyć w małych stadninach, gdzie zakochani w naszych koniach hodowcy kontynuować będą dawne linie i rody, dbając przy okazji o tradycje. A jeśli ktoś zapyta o duże stadniny w Polsce, najbardziej znana będzie AKF we Wrońskach.

Statuetka przechodnia dla najlepszego konia pokazu narodowego w Janowie Podlaskim, fot. Ewa Imielska-Hebda
Statuetka przechodnia dla najlepszego konia pokazu narodowego w Janowie Podlaskim, fot. Ewa Imielska-Hebda

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.