Siała Baba mak, nie wiedziała jak, a Dziad wiedział, nie powiedział, a to było tak….
W 2014 roku na aukcji Pride of Poland do USA została sprzedana klacz hodowli i własności SO Białka – Perfirka. Osiągnięta podczas publicznej licytacji kwota 220 tys. euro była zadowalająca, tym bardziej, że w Polsce pozostawiała znakomitą córkę o imieniu Perfinka. Zgodnie z umową sprzedaży na aukcji, organizator, czyli firma Polturf, pobrał 12% prowizji od wylicytowanej kwoty i sprawa wydawała się postronnym zamknięta. Tymczasem wiosną 2016 roku (już po odwołaniu „jedynych fachowców”) zaczęła krążyć w środowisku plotka, że Anna Stojanowska jest winna Davidowi Boggsowi 22 tys. euro z tytułu rozliczeń za Pride of Poland. Mówiło się, że dług ten był powodem, dla którego ten amerykański pośrednik nie ma zamiaru kontynuować współpracy z polskimi stadninami.
Kiedy wiosną 2016 roku Stadnina Janów Podlaski zwróciła się do Midwest Station II, czyli firmy należącej do Davida Boggsa z ponagleniem w sprawie rozliczenia płatności za sprzedane w USA stanówki ogierem Pogrom, padła (podobno) odpowiedź o takiej mniej więcej treści: płatności dotyczące stanówek ogiera Pogrom mogą zostać uregulowane po wyjaśnieniu kwestii zaległości w zapłacie prowizji od sprzedaży klaczy Perfirka, która powinna wpłynąć do Midwest Station za pośrednictwo w zakupie Perfirki dla klienta tej firmy. Ustalona wtedy prowizja to 10% od kwoty sprzedaży brutto (czyli 22 000 euro). Midwest w ponagleniu powoływał się, jak twierdziły – ponoć dobrze poinformowane – źródła w ówczesnym ANR, na liczne rozmowy ze Stojanowską, która te warunki wynegocjowała i wyrażała zdziwienie, że do tej pory zaległa prowizja nie została uregulowana. W celu uzyskania dalszych informacji zachęcała do kontaktu poprzez Geralda Kurtza. Jako potwierdzenie wierzytelności Midwest Station, do Białki rzeczywiście wpłynęła stosowna faktura na kwotę 22 000 tys. euro prowizji, ale wtedy już nowy zarząd stadniny stanowczo odmówił jej realizacji, gdyż nie było mu znane takie zobowiązanie, a prowizja za sprzedaż Perfirki została pobrana przez firmę Polturf, czyli organizatora aukcji w wysokości 12%, czyli 26 400 euro. Zatem gdyby zarząd Białki fakturę przyjął do realizacji, to łączna prowizja wyniosłaby 22%, czyli 48 400 euro. Jak poważnie w świecie biznesu traktuje się wszelkie zobowiązania, świadczyć może to, że Anna Stojanowska jeszcze pod koniec 2015 roku na kilku spotkaniach w Białce próbowała nakłonić jej zarząd do wypłacenia dodatkowej prowizji za sprzedaż Perfirki. Istnieją (podobno zachowane!) notatki służbowe ze spotkań, na których Stojanowska proponowała „obejście” na potrzeby księgowości wymienionej kwoty na fakturze z USA. Jako „uczciwa i solidna” urzędniczka nadzorująca polskie państwowe stadniny arabskie nie mogła dopuścić, aby jej amerykański dobroczyńca poniósł stratę w postaci braku prowizji. Zaproponowała (w imieniu Midwest) wystawienie faktury za fikcyjne szkolenie dla Białki, wykonane jakoby przez Midwest. Odwołanie Stojanowskiej uciszyło sprawę na dwa lata, ale widać, że Amerykanie o długu nie zapomnieli i kwestia pojawiła się ponownie przy okazji dzierżawy córki Perfirki, czyli Perfinki w roku 2018. Znamienne są tu dwie okoliczności, które łączą te sprawy. Stojanowska, w 2018 doradczyni ministra Ardanowskiego (a zza jej pleców „pośrednik” Gerald Kurtz) oraz Midwest Station II Davida Boggsa, gdzie ostatecznie trafiła Perfinka. Początkowo mówiło się o kwocie dzierżawy 200 tys. euro, stanęło jednak na 170 tys. euro z prawem do pobrania dwóch embrionów. Czy 30 tys. euro, których ostatecznie nie ma w kontrakcie to rozliczenie zaległej prowizji za matkę Perfinki z 2014 roku? Czy wystawienie Perfinki na tegoroczną aukcję (klacz przebywa w USA – pytanie zatem, czy wróci na aukcję?) nie jest po prostu realizacją wcześniejszych zobowiązań Stojanowskiej wobec Davida Boggsa? Jaką rolę odgrywa obecnie Stojanowska w polityce sprzedażowej polskich stadnin państwowych? Czy wróciła, aby uregulować stare zobowiązania, czy też wydrzeć dla siebie jeszcze co się da?
Zaledwie chwila potrzebna była do tego, aby pojąć, co stało za motywacją Stojanowskiej do walki o wpływy w Janowie, zmaterializowane w postaci umowy na doradztwo. Czy zatem motywacją były te marne niemal 2 tys. euro za miesiąc i to zaledwie na cztery lata, a na dodatek jeszcze czasem trzeba się tam pofatygować z Warszawy? Bynajmniej nie, jak się okazuje. Chodzi o coś bardzo ciekawego, o czym z nagła dowiadujemy się od szczęśliwców, którzy nie omieszkali pochwalić się sukcesem, jaki osiągnęli dzięki wpływom niezależnego fachowca, jakim jest Stojanowska; „to jest szczególny dzień dla mojej mamy, (…) gratulacje dla mojej mamy z okazji wydzierżawienia Pingi”.
Tu wracam do dzierżawy słynnej Pingi, którą ogłoszono jako sprzedaną na Bliski Wschód na „dziwnej” aukcji na Służewcu w grudniu 2019 roku. Nieoczekiwanie, prawie pół roku później, pojawiają się podziękowania za dzierżawę w social mediach z … USA. Czy dzierżawa Pingi, która – niech zgadnę – podobnie jak Perfinka pojedzie do Midwest, jest częścią spłaty jakichś zobowiązań Stojanowskiej wobec amerykańskich partnerów, a może po prostu jest potrzeba (przerwana przez chyba niespodziewane odwołanie) zalegalizowania embrionów, które są w USA z poprzedniej dzierżawy? Jeżeli ktokolwiek miałby wątpliwości co do takich praktyk, to sprawa Emeralda J wyjaśnia wiele. Wszak to przecież Emerald J urodził się w USA dwa lata po powrocie Emandorii do kraju. Do 96 embrionów sprzedanych do roku 2016 (przypominam, że w latach 2016-2018 nie sprzedano żadnego embrionu) Stojanowska i Chalimoniuk dokładają kolejne w zastraszającym tempie. Trio, które obecnie drenuje polską hodowlę, czyli niestety, „jeszcze minister” Ardanowski, „pełen mocy” Chalimoniuk i „Ania Dobra Rada” Stojanowska, patrząc na wystylizowany „Lucky Luck” ministra na ostatniej konferencji w Janowie, przypomina destrukcyjny w działaniu gang Olsena; bynajmniej jednak nie jest to śmieszne. Na ubiegłorocznej aukcji można było sobie wcześniej zamówić konkretną klacz pokrytą ogierem klienta. Dziś embriony i dzierżawy znów oferowane są bez opamiętania.
Pytam więc: jaki jest w tym interes polskiej hodowli, że Białka sprzeda jedyną klasową klacz, jaką posiada, a Janów odda w dzierżawę platynową czempionkę świata? Dlaczego polskie stadniny państwowe oferują hurtem embriony od Atakamy, Passionarii i Wieży Mocy? Zadam, już nie pierwszy raz, pytanie: kto kupi od nas konie, jeśli wyprzedajemy materiał elitarny, który powinien być wypuszczany na rynek w bardzo niewielkiej ilości? Czy może to jednak obchodzić ludzi przypadkowych dla tej hodowli – ministra, którego zaraz nie będzie, pełnomocnika, który zapewne wróci do swoich hazardowych interesów, czy doradczynię, której od lat już myli się hodowla z handlem, a kraj nad Wisłą z tym nad Nilem? (W ECAHO nasza bohaterka reprezentować raczy Egipt, a nie Polskę, gdyż nie ma już do tego tytułu). Handel embrionami od elity polskich klaczy jest działaniem na szkodę polskiej hodowli tej rasy, psuje rynek i psuje również nasz wizerunek jako świadomych hodowców. Już nie my decydujemy, co wystawiamy do sprzedaży, ale wspomniani przez ministra pośrednicy, których przyszłość polskiej hodowli bynajmniej nie obchodzi.
A tak na marginesie, opinia publiczna ostatnio bardzo była zbulwersowana ciężkim rzekomo losem janowskich koni. Czy zatem nie będzie przeszkadzać nikomu, że Perfinka i Pinga trafią do tego samego ośrodka, który gościł już inne polskie sławy i gdzie od michałowskiej Wieży Mocy wypłukano co najmniej 8 embrionów i skąd wróciła z trwale uszkodzonym kręgosłupem? Czy takie klacze jak Pinga powinny opuszczać Janów? Czy entuzjazm przysłowiowej “Aliny z Fejsbuka” dla takich „geszeftów” nie przypomina radości tubylców na Czarnym Lądzie, którzy sprzedali kopalnię diamentów za lusterko?