Tragiczny finał dzierżawy Pingi do Cedar Ridge Arabians nie spotkał się z takim odzewem, jakiego można by oczekiwać. W szczególności brak postulatów o dogłębną analizę przypadku ostatniej dzierżawy Pingi. Chodzi bowiem o to, by wyciągnąć wnioski na przyszłość w trosce o dobrostan dzierżawionych klaczy oraz w trosce o interes państwowej hodowli. Należy powiedzieć wprost, otóż casus Pingi wydobył na światło dzienne wiele nieprawidłowości, które odpowiedzialni za tę dzierżawę chcieliby zamieść pod dywan. A więc z jednej strony Lara Ames epatuje swymi łzami po stracie Pingi, Anna Stojanowska zapewnia, że z tą dzierżawą nie miała nic wspólnego, a Tomasz Chalimoniuk milczy. W tak zwanym środowisku wszyscy zaklinają się, że byli tej dzierżawie przeciwni. Emocjami próbuje się ukryć fakty. Spójrzmy zatem, jak wyglądają te fakty.
Podstawową przyczyną wszystkich patologii związanych z dzierżawami polskich klaczy z państwowych stadnin koni arabskich było przyzwolenie nadzoru właścicielskiego na pobieranie zarodków od tych klaczy. „Żyjąca legenda hodowli”, czyli Jerzy Białobok był tym, który do perfekcji rozwinął na bezprecedensową skalę proceder handlu zarodkami od najlepszych michałowskich klaczy. Ów proceder, uprawiany przez „żyjącą legendę”, był niezwykle destrukcyjny dla państwowej hodowli koni arabskich, za to niezwykle lukratywny dla zagranicznych hodowców, ze szczególnym wskazaniem na Christine Jamar. Krzysztof Jurgiel ukrócił te haniebne praktyki, ale naruszenie potężnych interesów związanych z handlem zarodkami od polskich klaczy arabskich kosztowało go utratę stanowiska, nie wspominając o dotykającej go po dziś dzień fali zorganizowanego hejtu. Jan Krzysztof Ardanowski był mądrzejszy. Uznał zapewne, że nie będzie kopać się z przysłowiowym koniem, stąd postanowił przywrócić stary porządek rzeczy. Jedną z pierwszych decyzji Ardanowskiego było ukonstytuowanie przy ministrze rolnictwa nowej rady ds. hodowli koni, do której z fanfarami powołał przywróconych do łask Annę Stojanowską i Jerzego Białoboka. Ardanowski wiedział co robi, bo miał u swego boku zaufanego doradcę w sobie Tomasza Chalimoniuka, również powołanego do rady. Ujmując rzecz w skrócie, droga do wznowienia handlu zarodkami od klaczy z PSK znów stała otworem. I o to chodzilo!
Pamiętną Winter Star Sale z grudnia 2019 roku poprzedziła konferencja prasowa ministra Ardanowskiego z udziałem Tomasza Chalimoniuka, którego wkrótce minister uczynił swoim pełnomocnikiem ds. hodowli koni. Na tej konferencji prasowej Chalimoniuk uroczyście oświadczył, iż właśnie opracowano jednolitą umowę dzierżawy, która począwszy od zimowej aukcji koni na Służewcu miała obowiązywać przy wszystkich dzierżawach koni z państwowej hodowli. Podstawowe elementy tego założenia były następujące. Wszystkie umowy dzierżawy polskich klaczy będą podlegać licytacji, jednak najwyżej wylicytowana kwota nie gwarantuje przekazania klaczy w dzierżawę. O wyborze dzierżawcy ostatecznie decydować miała ocena możliwości tego dzierżawcy do zapewnienia optymalnych warunków pobytu i ewentualnego leczenia dzierżawionej klaczy. W jednolitej umowie dzierżawy zapisano ponadto, iż od dzierżawionej klaczy można pobrać dwa zarodki, z czego jeden zarodek dla właściciela konia, drugi dla dzierżawcy. Przed podpisaniem umowy dzierżawy, państwowy właściciel miał też zyskać pewność, że pobieranie zarodków będzie odbywać się w klinice weterynaryjnej gwarantującej zachowanie odpowiednich procedur lekarsko-weterynaryjnych zabezpieczających klacz przed komplikacjami wynikającymi z wykonania tego zabiegu niezgodnie z zasadami sztuki. Tym samym formalnie usankcjonowano powrót do procederu handlu zarodkami od klaczy z PSK. Tak zwane środowisko nie zgłosiło żadnych zastrzeżeń. Wręcz przeciwnie.
W tym kontekście wróćmy do nieszczęsnej dzierżawy Pingi. Jak dowiadujemy się z tekstu Moniki Luft opublikowanym na portalu www.polskiearaby.com, w okolicach terminu powrotu do Polski Perfinki z Cedar Ridge Arabians, bliżej niesprecyzowana osoba skontaktowała się z Larą Ames, składając amerykańskiej hodowczyni propozycję dzierżawy Pingi. Jak twierdzi sama Lara Ames: „skontaktowano się z nami, tak więc to nie my prosiliśmy o dzierżawę. Odpowiedzieliśmy pozytywnie”. Wobec powyższego nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dzierżawa Pingi do USA nie miała żadnego związku z licytacją podczas zimowej aukcji koni na Służewcu w grudniu 2020 roku. Propozycja dla Lary Ames padła dopiero wówczas, gdy Marek Gawlik pełnił funkcję p.o. prezesa SK Janów Podlaski, jego doradcą do spraw hodowlanych była Anna Stojanowska, zaś nad wszystkim czuwał Tomasz Chalimoniuk jako wszechwładny pełnomocnik ds. hodowli koni. Można rzec kolokwialnie, że Larze Ames wręcz wciśnięto Pingę. Oznacza to, iż dzierżawa topowej klaczy z państwowej hodowli została zawarta poza trybem aukcyjnym, wbrew zasadom ustanowionym przy udziale tegoż samego Tomasza Chalimoniuka. Pytam się więc, kto z imienia i nazwiska złożył Larze Ames propozycję dzierżawy Pingi? Ustalenie personaliów tej osoby nie powinna nastręczać żadnych trudności, chodzi tylko o wolę ich ujawnienia. Czy przestała obowiązywać zasada licytowania dzierżaw klaczy z PSK? A może za zgodą pełnomocnika naruszono obowiązujące regulacje? Na te pytania musi paść odpowiedź, aby mieć jasność, na jakiej zasadzie będą dzierżawione polskie klacze w przyszłości. Widzimisię Tomasza Chalimoniuka, czy też widzimisię jego „femme fatale’ wystarczy do wyboru dzierżawcy?
Znów powtarzając za Moniką Luft, wedle Lary Ames, „nie chodziło o pieniądze, lecz o próbę pozyskania od niej potomstwa”. Mogłoby się wydawać, że podstawowym celem dzierżawy polskich koni do obcych stadnin winna być ich promocja w trakcie kariery pokazowej. Polskich stadnin nie stać na bardzo kosztowną promocję swoich koni na arenie międzynarodowej, zaś jak powszechnie wiadomo, startując podczas dzierżawy w barwach renomowanych światowych stadnin, ponoszących te koszty, polskie konie mają znacznie większe szanse na zdobywanie laurów na prestiżowych pokazach. Tyle teoria. Jaki los spotkał nie młodą już Pingę, Platynową Czempionkę Świata? Po prostu została wydzierżawiona na embriony. Nie da się opisać słowami skali cynizmu osób odpowiedzialnych za ten stan rzeczy. Słyszymy teraz, że Pinga padła, bo należała do linii P genetycznie obciążonej ryzykiem wystąpienia skrętu jelit. Winnych brak. Czyżby jednak dochowano należytej staranności, by uniknąć najgorszego scenariusza? Przecież dzierżawienie 17-letniej klaczy na zarodki dodatkowo podnosiło ryzyko wystąpienia u Pingi takiego zdarzenia. Przy okazji, czy sprawdzono klinikę w Stanach, gdzie pobrano od Pingi dwa zarodki? Czy sprawdzono renomę kliniki, gdzie była operowana? Czy Pinga miała zapewniony dozór indywidualny? Nie wolno zakładać a priori, że śmierć Pingi była nieunikniona, zanim nie zostaną wyjaśnione wszystkie okoliczności sprawy. Czy nie należało chuchać na zimne, rezygnując z narażania Pingi na wystąpienie czynników mogących przyczynić się do jej przedwczesnego odejścia? Czy może dla kogoś śmierć Pingi była warta te 300 tysięcy euro z ubezpieczenia. Wiem, co opowiada ludziom pełnomocnik. Mówi tak. Dobrze, że Pinga „zdechła” w Stanach a nie w Janowie, bo przynajmniej do stadniny wpłynie ubezpieczenie. No comments. Trzeba również podkreślić, że zgoda na pobieranie dwóch embrionów od dzierżawionych polskich klaczy tak naprawdę otwiera puszkę Pandory. Jak wieść niesie, w trakcie amerykańskiej dzierżawy, od Wieży Mocy pobrano aż 8 (osiem) zarodków. Wniosek jest jeden: należy ponownie zakazać pobierania zarodków od klaczy z państwowych stadnin. Obecny stan rzeczy nie tylko nie wpływa korzystnie na stan państwowej hodowli koni arabskich, lecz przede wszystkim stanowi zgodę na okrucieństwo i cierpienia czynione klaczom jedynie z chęci zysku.
Kolejnym aspektem feralnej dzierżawy Pingi jest osoba Davida Boggsa, która w znacznym stopniu mogła przyczynić się do jej tragicznego końca. O brutalności tego trenera wiedzą wszyscy. Dla Pogroma amerykańska Trójkorona „pod wodzą” Davida Boggsa zakończyła się zrujnowaniem psychiki tego ogiera na całe życie. Jednak ja sama dowiedziałam się dopiero z tekstu spolegliwego bloggera, jakim oprawcą koni w istocie jest David Boggs. Dlaczego więc Pinga trafiła w ręce Boggsa? Czyli wbrew temu, co deklaruje Lara Ames, nie chodziło tylko o zarodki. Jak czytamy u Moniki Luft, podczas drugiego pobytu w USA Pinga miała być również pokazywana pod okiem Davida Boggsa. Zdążyła wystąpić tylko raz, 19 lutego 2021 roku. W jakim celu miała być pokazywana w trakcie drugiej amerykańskiej dzierżawy? Dla promocji? Czyjej? Czy nazwisko Davida Boggsa figuruje w umowie dzierżawy? Jakie dawano mu uprawnienia? Doskonale wiadomo, że dla każdego konia trening pokazowy wiąże się z olbrzymim stresem w ogóle, w szczególności zaś trening u brutalnego handlera. Doskonale wiadomo, że stres może przyczynić się do wystąpienia kolki. Kto zgodził się na powierzenie Pingi temu oprawcy? Kolejny wniosek: David Boggs powinien znaleźć się na czarnej liście trenerów, którym nie wolno powierzać koni z państwowej hodowli.
Umowę dzierżawy Pingi podpisał Marek Gawlik, ówczesny p.o. prezesa SK Janów Podlaski z nadania Tomasza Chalimoniuka, pełnomocnika ds. hodowli koni. Jako, że sam Gawlik nie wypierał się swojej całkowitej niewiedzy w temacie, do pomocy dostał od pełnomocnika Annę Stojanowską, która miała mu służyć jako doradca do spraw hodowlanych. Z enuncjacji prasowych samej Stojanowskiej wiemy, że obok typowania koni na sprzedaż, do jej obowiązków należało również zarządzanie stadem. Ergo kwestie związane z dzierżawą Pingi leżały w zakresie jej obowiązków. A jednak Stojanowska twierdzi, że nie zajmowała się dzierżawą Pingi. Ba, ponoć była jej przeciwna. Skoro tak, mogła przecież tej dzierżawie zapobiec. Marek Gawlik potwierdza, że jakoby to on sam, jedynie z pomocą prawników, procedował przedmiotową dzierżawę. Koń by się uśmiał. Uwzględniając jego całkowity brak kwalifikacji, Marek Gawlik pełnił funkcję długopisu li tylko. Nawet z formalnego punktu widzenia, odpowiedzialną za omawianą umowę dzierżawy Pingi była Anna Stojanowska. Janowska stadnina to potwierdza. Wiarygodność Anny Stojanowskiej dodatkowo podważa fakt, że jak pisze jej medialny sojusznik, czyli spolegliwy blogger, widziała ona na własne oczy Pingę ze źrebakiem promenującą na terenie janowskiej stadniny po aukcji Pride of Poland 2020. Tymczasem Pinga przybyła do Stanów już 5 sierpnia, a więc przed sierpniową imprezą w Janowie. Omamy, omamy jak nic. Pamiętajmy również, że osoba Davida Boggsa nie jest Annie Stojanowskiej obca i mówiło się głośno o tym, że ma ona wobec Boggsa różnorakie zobowiązania. Taka okoliczność mogłaby mieć wpływ na podejmowane decyzje.
Wszechwładny pełnomocnik ds. hodowli koni miał i ma pełną wiedzę co do wszystkich kwestii związanych z ostatnią dzierżawą Pingi do Stanów. Jak powszechnie wiadomo, bez zgody i wiedzy Tomasza Chalimoniuka nie zadzieje się nic. Tomasz Chalimoniuk, nikt inny, jest ostatecznie odpowiedzialnym za dzierżawę Pingi do Lary Ames. Jako pełnomocnik ministra rolnictwa ds. hodowli koni posiada on pełnię wiedzy w temacie. Ale Tomasz Chalimoniuk milczy, gdyż odpowiedzi na zadane powyżej pytania są dla niego bardzo niewygodne. Tomasz Chalimoniuk zmierza więc do tego, by temat ucichł. Jak tyle tematów wcześniej. Taka jest jego taktyka. Chodzi jednak o to, by śmierć Pingi nie poszła na marne, zaś osoby odpowiedzialne za ewentualne zaniedbania poniosły konsekwencje, chociażby w postaci mea culpa. Mam również nadzieję, że włodarze janowskiej stadniny pomyślą o upamiętnieniu Pingi poprzez umieszczenie plakiety z jej imieniem oraz datą urodzenia i śmierci na jednym z głazów w janowskim Parku Pamięci. Obok Pianissimy.