Miłość do koni mam chyba uwarunkowaną genetycznie – mój prapradziadek hodował konie, w związku z czym pradziadek, od dzieciństwa zakochany w koniach, wstąpił do pułku ułanów i – już jako ułan – wziął udział w wojnie polsko – rosyjskiej w 1920 roku. Zwierzęta te przyciągały moją uwagę zawsze i wszędzie – od gorącokrwistego rumaka, po „grubasa” ciągnącego furmankę.
Kiedy dostałam od rodziców pierwszy aparat fotograficzny tzw. ”głuptaka”, zaczęłam szukać tego wymarzonego obiektu fotograficznego, jakim był koń – co nie było łatwe w dużym mieście. Utrwalałam na kliszy każdego zwierzaka, moje psy, koty, wschody i zachody słońca, wszelkie rośliny, kwiaty. Po pewnym czasie wysłałam swoje zdjęcia do młodzieżowego miesięcznika na konkurs fotograficzny. Efektem tego była nagroda za pierwsze miejsce, a w niedługim czasie kolejna nagroda, tym razem za drugie miejsce. Następnie dobrałam się do Zenita mojego Ojca, wyjaśnił mi zasady działania migawki i przesłony i ruszyłam w „teren”. W tym czasie zaczęłam jeździć na obozy konne do pani Reder, która nauczyła mnie skutecznie jazdy konnej oraz zasad obowiązujących w stajni. Można powiedzieć, że to na tych obozach nauczyłam się fotografować konie i odpowiednio kadrować ujęcia. Na obozy jeździłam jednak tylko w wakacje, a mój kontakt z końmi był bardzo ograniczony.
Przyszedł czas na poważną decyzję : studia. Dostałam się na zootechnikę w Warszawie, oraz na Hodowlę koni i jeździectwo w Lublinie – wygrał Lublin. Z rozpoczęciem studiowania w Lublinie, zaczęłam regularnie jeździć w MKJ Cwał w Radomiu i po krótkim czasie dołączyłam do grona klubowiczów, a ponieważ miałam już dobry aparat fotograficzny (Canon) wszystkie konie były dokładnie „obfotografowane”. Po półtora roku trafiłam do Bełżyc, do Stadniny Koni p. Andrzeja Wójtowicza. Tu ziściło się moje marzenie o obcowaniu z końmi czystej krwi arabskiej aż w nadmiarze : ok. 5 godzin dziennie w siodle, a potem siedzenie na padoku wśród koni. Dwa lata spędzone w Bełżycach dały mi możliwość dobrego poznania koni: jazda, w treningu wyścigowym na arabach i folblutach, praca przy źrebnych klaczach, źrebakach, młodych koniach, krycie. Tu także miałam niewątpliwą przyjemność być głównym jeźdźcem fenomenalnej klaczy Savannah podczas pierwszego sezonu jej kariery wyścigowej. Odwiedzałam też ważne miejsca hodowli koni arabskich, jak np. SK Janów Podlaski, SO Białka oraz oczywiście regularnie Służewiec. Następnie przez rok pracowałam w stadninie p. Redestowicza w Radomiu. W każdym z tych miejsc zużywałam kilometry klisz filmowych, odkrywałam kolejne tajemnice odpowiednich ujęć końskiej sylwetki. Ten zasób materiałów posłużył do wystaw fotograficznych – trzech indywidualnych (sklep – galeryjka ”Migaweczka” i Urząd Miasta w Radomiu, oraz Akademia Rolnicza w Lublinie) i jednej zbiorowej (Galeria Bezdomna w Lublinie). Dwa z mych zdjęć ukazały się w miesięczniku Koń Polski. Wielu z moich znajomych ma na ścianach fotografie koni mojego autorstwa.