Dorota Kałuba, najlepsza trenerka w historii Służewca (jej konie sześciokrotnie wygrywały Derby dla folblutów i pięć razy razy dla arabów), wystąpiła w ostatnią niedzielę w niezbyt wdzięcznej roli. Przygotowywany przez nią Achilles (Amarant – Alpesa/Pesal), hodowli Marioli i Stanisława Wiśniewskich, mógł pokrzyżować szyki młodej trenerce z Janowa Podlaskiego Darii Gutowskiej, która jest jej wychowanką. Spodziewana powszechnie konfrontacja mistrzyni i uczennicy (porządek Achilles-Sabir był pierwszą grą) dodawała smaczku wyścigowi Derby 2011.
I tak rzeczywiście się stało. Na ostatnich 100 m walczyły tuż obok siebie już tylko Sabir (Espadero – Salsa/Wojsław) i Achilles. Dosiadany przez Siergieja Wasiutowa syn derbisty i wnuczek wicederbisty pobił w końcu o jedną długość rywala równie dzielnego, ale mającego pośledniejszy wyścigowy rodowód.
Właściciel Achillesa Stanisław Wiśniewski był niepocieszony, ale narzekał tylko na… pogodę. – Gdyby w czwartek nie przeszła nawałnica nad Służewcem, tor w niedzielę nie byłby elastyczny w skali 3,4. Mój koń najlepiej galopuje na bieżni lekko elastycznej (do 3,1). Te trzy dziesiąte go „załatwiły” w Derby – stwierdził autorytatywnie.
Trzeci, o dwie długości za zwycięzcą, był dość niespodziewanie drugi janowski reprezentant El Far (Ekstern – El Fatha/Entyk). Wyprzedził czwartego na mecie Pasjonata (Al Maraam – Pasja/Wojsław) o trzy długości, ten zaś o krótki łeb pokonał Wojłoka (Al Maraam – Worskla/Eukaliptus), który z kolei, też o krótki łeb, okazał się lepszy od Al-Ama (Wigor – Abra/Roussestar-Ali). Poniżej oczekiwań wypadł Matiz (Malagant – Maisha/El Bak), który był dopiero ósmy. Wyprzedził go jeszcze Mit (Akbars – Medina/Czako).
Czas na 3000 m na torze elastycznym (3,4) wyniósł 3’36,1 (35,4-37,3-36,6-37,3-35,6-33,9) i był gorszy od rekordu Geparda z 1995 roku o 4,6 s (3’31,5).
Dyrektor Janowa Marek Trela, z którym oglądałem gonitwę, w jej trakcie nie okazywał żadnych emocji. Dopiero gdy Wasiutow tuż przed celownikiem podniósł rękę w geście triumfu, odetchnął z ulgą. – Uff, udało się, ale tak, jak się spodziewaliśmy, mógł nas ograć tylko Achilles. Mieliśmy jeszcze w zanadrzu tajną broń, czyli El Fara, na wypadek, gdyby Sabir nie sprostał roli faworyta. Spisał się on również wspaniale. To z nim musiał najpierw ok. 200 m przed metą walczyć Achilles. Może to kosztowało go tyle sił, że nie był już w stanie odeprzeć zdecydowanego ataku Sabira? Bardzo się cieszę, że wygraliśmy, bo bardzo ambitna Daria ciężko by porażkę przeżyła. Ale w tym zwycięstwie jest również duży wkład pani Doroty Kałuby, która w ubiegłym roku doprowadziła do naszego dubletu w Derby (pierwszy był Celtis, drugi Equilin), oraz koniuszego Marka Martowicza. Choć na jej nazwisko zostało zgłoszonych do sezonu 2011 tylko pięć naszych koni starszych, to jednak nadal ściśle ze sobą współpracujemy – podkreślił.
Rzeczywiście, z Janowem Podlaskim pani Dorota jest od lat związana szczególną więzią. Kiedy ta największa i najsłynniejsza arabska stadnina, mająca na koncie łącznie z niedzielnym wyścigiem 23 zwycięstwa w Derby, postanowiła w 2007 roku z powodów ekonomicznych przygotowywać konie na „własnych śmieciach”, zgłosiła je do wyścigów na nazwisko pani Doroty.
– Nie był to wcale formalny wybieg – wyjaśnia dyrektor Trela. – Udało mi się wtedy co prawda namówić świeżo upieczoną magister-inżynier zootechniki Darię Gutowską, która współpracowała z nami już podczas studiów, żeby zajęła się treningiem koni, ale uczyniła to niezbyt chętnie, bo nie miała żadnego doświadczenia.
– Podczas studiów interesowałam się hodowlą koni różnych ras, pracę magisterską napisałam na temat rozrodu arabów, ale ich przygotowywanie do wyścigów było dla mnie zupełnie czymś nowym. Gdyby nie opieka i wskazówki pani Doroty, nie dałabym sobie rady. Ona mnie nauczyła wszystkiego od podstaw. Ja jedynie umiałam jeździć na koniach. Jako nastolatka byłam przez pół roku związana z jedną ze stajni na Służewcu, ale miłością do wyścigów wtedy wcale nie zapałałam. Teraz oczywiście to zupełnie co innego. Trudno nie lubić wyścigów, zwłaszcza gdy się wygrywa Derby! Dziękuję pani Dorocie, panu Martewiczowi i dziewczynom ze Służewca, które tak pięknie uplotły grzywę Sabira i które miały błękitne wstążki we włosach, gdy prowadziły na padoku nasze konie. Ja też założyłam błękitną suknię i głośno dopingowałam Sabira razem z koleżankami podczas finiszu. Widocznie te wszystkie zaklęcia pomogły, bo Siergiej Wasiutow, który nie tylko jest naszym stałym dżokejem na wyścigach, ale przynajmniej raz w tygodniu przyjeżdża na galopy do Janowa, dodał na ostatnich metrach Sabirowi skrzydeł i odnieśliśmy wspaniałe zwycięstwo. Chcę też na koniec podziękować panu dyrektorowi Markowi Treli za wszechstronną pomoc i opiekę oraz moim podopiecznym w stajni wyścigowej w Janowie: Dominice Kleczyńskiej, Justynie Żebrowskiej, Aleksandrze Bechcie, Joannie Szymko i Emilii Szewczyk – uzupełnia uszczęśliwiona trenerka Daria Gutowska.