
Podczas minionego weekendu (18 – 19 października) dwa konie z Klubu Jeździeckiego „Champion” w Ciosnach pod Łodzią, wzięły udział w międzynarodowych zawodach CEI 2*/3* w konnych rajdach długodystansowych w niemieckim Holzerode – Göttingen (dystanse: 130 km, 105 km, 85 km, 65 km). W najtrudniejszym konkursie 3*, rozgrywanym na dystansie 120 km, wystartowała Beata Dzikowska, na dobrze znanym w polskich i europejskich rankingach endurance ogierze Cyryl (Sinus – Cyrla po Algomej), hod. SK Kurozwęki, wł. trenerki i zawodniczki zarazem. Z krótszym dystansem 85 km (2*) zmierzył się Artur Landau, który tym razem dosiadał francuskiej hodowli wałacha czystej krwi Arfal (Ardechois – Faal de Monepiat po Marzouck). Międzynarodowe zawody w Holzerode odbyły się po raz czwarty, a po raz trzeci z udziałem polskich zawodników (za każdym razem z KJ Champion). W ubiegłym roku wystartowały w nich aż cztery polskie pary (Ewelina Preis na sprzedanym do Francji Ashminie, który ukończył później Mistrzostwa Świata Młodych Koni, wygrała w Niemczech konkurs 3* – 120 km. Ashmin zdobył także wówczas trofeum Best Condition).

W tym roku w konkursie 3* wystartowało 20 zawodników (14 seniorów i 6 juniorów oraz młodych jeźdźców). O skali trudności zawodów może świadczyć fakt, że wśród starszej grupy przejazd ukończyło 9 zawodników, a wśród juniorów i młodych jeźdźców – zaledwie jeden. Beata Dzikowska dojechała do mety druga, niemalże depcząc zwycięzcy (16,22 km/h) po kopytach, z bardzo dobrym ogólnym tempem przejazdu – 16,05 km/h. Na końcowym odcinku ostatniej pętli próbowała walczyć o zwycięstwo, jednak kilka kilometrów przed metą zrezygnowała z niezwykle niebezpiecznego na tym odcinku ścigania się, ze względu na dobro i zdrowie Cyryla. Dwa konie – Cyryl i zwycięski, anglo-arabski Patron (z jeźdźcem Janem Buitenhuisem z Holandii) galopowały kentrem cały końcowy odcinek rajdu, pozostawiając ostatek sił na finisz, który miał wyłonić zwycięzcę. Po kolejnym serwisie przejechanym przez Holendra w zawrotnym tempie, bez zatrzymania się na chłodzenie konia, ani na (bardzo ważne na tym etapie) pojenie, nasza reprezentantka postanowiła „odpuścić”. Jak sama przyznaje:

– Nie obawiałam się na przykład tego, że Cyryl po przejechaniu ostatniej pętli w tak szybkim tempie i ostrym finiszu, mógłby nie zejść z tętna, albo być odwodniony – to raczej niemożliwe! Praca jego serca jest bardzo ustabilizowana, tętno spada w ciągu dosłownie kilku sekund, nie potrzeba na to minut. Trochę obawiałam się jednak o podkowy, które tak łatwo stracić na ostatnim odcinku, a to wiąże się również z automatycznym przejściem do stępa, aby nie okulawić konia. Na tak trudnej trasie – bardzo kamienistej, czasami trawiastej, błotnistej (od wielu dni w Niemczech padały ulewne deszcze), w dużej mierze również asfaltowej – utrata podkowy jest bardzo prawdopodobna. Choć na zawody z reguły jeździ z nami kowal, i to jeden z najlepszych w Polsce – mistrz kowalstwa Józef Antczak, który

towarzyszył nam także podczas tego startu i w razie potrzeby mógł w kilka sekund naprawić usterkę, to jednak na kilka kilometrów przed metą stwierdziłam, że tym razem walka nie ma sensu. Po tylu kilometrach, choćby krótki serwis na pojenie i szybkie schłodzenie konia – jest konieczny. A Cyryl i tak pokazał, że stać go na bardzo dobry wynik. Ścigaliśmy się zresztą już wiele razy! Nie to jest tutaj najważniejsze. Noty weterynaryjne Cyryla od pierwszej bramki, a nawet od przeglądu na dzień przed startem, aż do zakończenia dystansu i końcowego badania – to same „A” (najwyższe) – i to jest dla nas prawdziwy sukces!

Warto wspomnieć, że ten kurozwęcki ogier, o żelaznym zdrowiu i dużych możliwościach wydolnościowych, (jako jedyny polski koń w tym sezonie, obok Certa, w Mistrzostwach Polski), ukończył w tym roku najdłuższy dystans, na jakim rozgrywane są zawody rajdowe, czyli 160 km. A udało mu się to we Włoszech – w Asyżu, w niezwykle ekstremalnych warunkach. Cyryl poradził sobie z tym dystansem również pod Beatą Dzikowską, która podkreśla, że to nie koniec jego kariery sportowej. Twierdzi bowiem, że koń rajdowy może startować w tej konkurencji więcej niż dwa, trzy sezony, co zresztą Cyryl już udowodnił. W przyszłym roku czeka go być może najważniejszy start w jego karierze, ale to na razie plany…

Trzeba zwrócić uwagę na bardzo trudne warunki towarzyszące naszym rajdowcom. Zawody odbyły się pod Hanoverem, w malowniczym, ale bardzo górzystym terenie. Dystanse rozgrywane były na trzech pętlach, z czego najdłuższa to 35, krótsza – 20 i trzecia – 15 km. Po przyjeździe na miejsce byliśmy zasmuceni, a wręcz przerażeni obfitym deszczem, zimnem i bardzo silnym wiatrem, który nieustannie próbował walczyć z namiotem stajennym. Konie w boksach stały w zimowych derkach, a wszystkie możliwe szpary i prześwity w ścianach musiały być przez nas pozatykane workami, zapasowymi derkami i klubowymi kotarami. Na szczęście w piątek zaczęło się wypogadzać, a w sobotę w południe zaświeciło przyjemne słońce, które ułatwiło jazdę zawodnikom i koniom, a poza tym stworzyło, towarzyszącą nam podczas serwisowania, pogodną jesienną aurę. Niestety podłoże nie zdążyło w ciągu jednego dnia wystarczająco wyschnąć, dlatego też trawiaste i błotniste fragmenty pętli były przez wszystkich rozsądnych zawodników pokonywane stępem.

Naszym drugim reprezentantem na tych zawodach był Artur Landau w konkursie CEI 2* (85 km). Niestety Arfal „załapał” eliminację po drugiej pętli (po 65 km) za „nieczysty” ruch.
Ostatnimi zawodami, kończącymi sezon rajdowy w Polsce, będą zawody regionalne (15 – 16 listopada), organizowane przez KJ „Bik” Gieniusze i jego właściciela – Jerzego Maliszewskiego.