Właściciel stadniny Krzysztof K. początkowo próbował utrudnić całą operację. – Oskarżył nas o zabijanie psów – opowiada Grzegorz Bielawski – zablokował też wyjazd z posesji. Musieliśmy wezwać policję. Po interwencji właściciel stadniny odjechał i do końca dnia już się nie pokazał.
Konie otrzymają teraz pełną opiekę weterynaryjną. Podobnie jak poprzednie dziesięć, są uznane za dowód w sprawie. Aby jednak mogły zostać oddane do adopcji, sąd w postępowaniu karnym musi orzec przepadek zwierząt. – To może potrwać nawet kilka lat – wyjaśnia Grzegorz Bielawski. – Właściciel ma sztab prawników i użyje wszelkich środków, by nie dopuścić do odebrania mu koni. My zwykle oskarżamy i bronimy się sami, ale tym razem na pewno również skorzystamy z pomocy prawnej. Dowody są bardzo mocne, skarżymy Krzysztofa K. nie tylko o znęcanie się nad zwierzętami, ale i o okrutne traktowanie zwierząt przez całe lata.
Grzegorz Bielawski podkreśla wzorową współpracę Pogotowia i Straży dla Zwierząt z gminą Łęczyca. – Gdyby wszędzie w Polsce współpraca między organizacjami takimi jak nasza a władzami lokalnymi przebiegała tak jak tutaj, żylibyśmy w raju – mówi. – Ludzie, którzy tu pracują, okazali się wrażliwi na krzywdę zwierząt. To bardzo optymistyczne.
Za transport koni zapłaciło Pogotowie i Straż dla Zwierząt z funduszy zebranych od darczyńców.
Czytaj także: Araby z Prądzewa: Tego miejsca nie powinno być