Reklama
Sensacyjne odkrycie! Nieznane listy Bogdana Ziętarskiego i Carla Raswana z wyprawy do Arabii

Aktualności

Sensacyjne odkrycie! Nieznane listy Bogdana Ziętarskiego i Carla Raswana z wyprawy do Arabii

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Własnoręcznie wyrysowana mapka dołączona do listu Bogdana Ziętarskiego
Własnoręcznie wyrysowana mapka dołączona do listu Bogdana Ziętarskiego

Polskiearaby.com dotarły do dokumentów, które wzbogacają naszą wiedzę o słynnej wyprawie Bogdana Ziętarskiego do Arabii po konie do stadniny księcia Romana Sanguszki w Gumniskach.

Podczas gdy świat „arabski” skupiony był na wydarzeniach w Las Vegas, my udaliśmy się do Tarnowa i Gumnisk, by obejrzeć listy pisane z Arabii przez Bogdana Ziętarskiego i Carla Raswana, a odnalezione przez kolekcjonera pamiątek związanych z Tarnowem, Marka Tomaszewskiego.

Przypomnijmy, że Bogdan Ziętarski, od 1927 r. zarządzający stadniną w Gumniskach, w której po I wojnie światowej ocalało zaledwie 8 klaczy matek i 3 ogiery, miał za zadanie przywrócić świetność hodowli, w co książę Sanguszko zaangażował wielkie środki. W 1930 r., dokładnie 16 listopada, wraz z Carlem Raswanem z Niemiec, Ziętarski wyprawił się po konie do Arabii. Z ekspedycji, prowadzącej trasą Konstantynopol-Aleksandria-Kair-Bejrut-Damaszek-Bagdad-

Wejście do pałacu Sanguszków dzisiaj. Fot. Krzysztof Dużyński
Wejście do pałacu Sanguszków dzisiaj. Fot. Krzysztof Dużyński

Bahrajn-Nedżd, podczas której podróżnicy obejrzeli blisko 2 tysiące koni i stawili czoło niezliczonym przeciwnościom losu, hodowca przywiózł m.in. ogiera o epokowym znaczeniu – Kuhailana Haifi or.ar. 1923, wyszukanego u beduinów Ruala, który, choć sam niepozorny, zapoczątkował ród wydający w dalszych pokoleniach coraz wspanialsze konie. Kuhailan Haifi uważany jest za najlepszego pustynnego araba sprowadzonego kiedykolwiek do Polski. Jego syn Ofir (uchodzący z kolei za najlepszego jego potomka) dał tzw. „wielką czwórkę”, czyli Wielkiego Szlema, Witraża, Witezia II i Wyrwidęba. Drugi import, Kuhailan Afas, wsławił się jako przodek Cometa 1953.

Ziętarski opisał swe przygody w Arabii we wspomnieniach „Pod namiotami Beduinów” drukowanych w „Jeźdźcu i hodowcy” (1931) i wydanych później w postaci książki. Ale listy, które wysyłał do księcia Sanguszki on oraz Carl Raswan przynoszą nowe szczegóły i oddają stan ducha obu podróżników. Chronologicznie najwcześniejszy jest pisany po angielsku list Carla Raswana, nadany z Kairu 8 grudnia 1930 r. Niemiec chwali w nim ogromnie Bogdana Ziętarskiego:

Wasza Wysokość – pragnę podziękować za zaufanie, jakim obdarzył mnie Pan, wysyłając do Arabii razem z p. Bogdanem Ziętarskim, który okazał się nadzwyczaj odpowiednim towarzyszem. Dzień po dniu przekonuję się coraz bardziej, że jest on jednym z najlepszych żyjących dziś koniarzy. Zbyt dużo się dzieje, by wszystko opisać ze szczegółami – tyle mamy wspólnie z p. Z. ciekawych doświadczeń w różnych stajniach i na torach. Mam jednak nadzieję, że będę miał przyjemność zdać pełną relację któregoś dnia w Gumniskach, gdy nasza podróż dobiegnie końca.

I dalej:

Dawny maneż obok stajni Sanguszków to dzisiaj baza PKS. Fot. Krzysztof Dużyński
Dawny maneż obok stajni Sanguszków to dzisiaj baza PKS. Fot. Krzysztof Dużyński

Dr Branch (chodzi o p. Branche, szefa Departamentu Weterynarii egipskiego Ministerstwa Rolnictwa, a zarazem dyrektora stad Societé d’Agriculture oraz kierownika stadniny książąt Mohameda Ali i Kemmal-El-Din) był zaskoczony spotkaniem z tak fantastycznym koniarzem, jak p. Ziętarski, i był tak rozentuzjazmowany, że przetrzymał p. Z. aż do godziny 8 wieczorem w stajniach Towarzystwa Rolniczego, zarzucając go pytaniami i pokazując konie, jeszcze raz i jeszcze raz. P. Ziętarski nie tylko umiał je ocenić, ale był w stanie, patrząc na źrebięta, określić ich pochodzenie.

List pisany przez Bogdana Ziętarskiego datowany jest na 23 marca 1931 r., a wysłany został z Damaszku. Hodowca opatrzył go własnoręcznie naszkicowaną mapką. Obaj podróżnicy mają już wówczas za sobą kilka miesięcy ogromnie wyczerpujących poszukiwań i zdecydowanie potrzebują więcej środków. Tak pisze do swego mocodawcy Ziętarski:

Najgorzej z kasą bo nie przewidziałem tych wszystkich przeszkód i nie liczyłem się z tem że za kamizelki dostanę tylko ogiera, a resztę będę musiał kupić jak również nie przypuszczałem że będę musiał siedzieć w Damaszku z końmi i dwoma ludźmi do kwietnia i jeszcze transport do Beyrouth, a w kasie mam 100 funtów. Po pierwszym muszę Raswanowi zapłacić dyjety za 15 dni, no sam mieszkać żyć i utrzymać konie, a wreszcie opłacić transport i nasze bilety do Constanzy. Najgorzej że Cook dotychczas nie przysłał mi zestawienia co będzie kosztować transport. (…) Bardzo mi to niemiło że muszę jeszcze raz kołatać do kieszeni J.O. Księcia Pana ale muszę prosić o wykupienie mnie z niewoli syryjskiej i przysłanie 2000 $. (…) Bardzo J.O. Księcia Pana przepraszam za to że zmuszony byłem zwrócić się jeszcze raz o pieniądze, ale naprawdę zdaje mi się ze wtem więcej jest winy w zbiegu okoliczności niż mojej niedokładności. Zrobiłem cały plan hodowlany na długi okres czasu i chciałem zebrać całkowity potrzebny do tego materiał. Zresztą nawet gdybym jednego lub 2 konie mniej kupił nie zmieniłoby to sytuacji. Mam tu jeszcze trudności z urzędem cłowym z powodu przedłużenia pobytu koni w Damaszku, ale z tego wykręcę się mam nadzieję niewielkim bakszyszem.

Teczka z dokumentami Sanguszków. Fot. Krzysztof Dużyński
Teczka z dokumentami Sanguszków. Fot. Krzysztof Dużyński

Jednym z najciekawszych jest niewątpliwie fragment listu dotyczący zakupu Kuhailana Haifi i „ucieczki” obu podróżników z obozu beduinów Ruala:

Otrzymawszy pozwolenie wyjechałem z Kapralem i Raswanem na pustynię. U Sâaba, Fid’An, Wuold’ali beduinów nie znalazłem nic u Ruala tj. u tych którzy podlegają Fuazowi Emirowi któremu ofiarowałem kamizelki znalazłem o 800 km od Damaszku 8 l. ogiera Kuhailana gniadego z małą głową ładną z dobrą odsadą ogona, długi, głęboki, nogi i kopyta w stanie fatalnym jak u wszystkich. Widziałem jednak po nim tak dobre młode klacze że zdecydowałem się wydostać go koniecznie. Ogier ten należał do 40 właścicieli i był używany jako reproduktor. Powiedzieli mi że apsolutnie nie jest do kupienia. Na to postawiłem sprawę w ten sposób że powiedziałem Fuazowi że mam jego słowo że mogę za kamizelki pancerne wybrać konie jakie mi się podoba. Ja jestem skromny niechcę koni tylko tego jednego konia. Fuaz na to zrobił minę jakby zjadł surową żabę, ale powiedział: słowo dałem konia dostaniesz. Zaczęli się potem charkotać miedzy sobą, ile za niego dał Fuaz wielbłądów i owiec niewiem. Wieczór jednak powiedział nam niewolnik Fuaza że najlepiej będzie jak rano zwiejemy z obozu o wschodzie słońca i wyrwiemy wprost do Damaszku. Tak też i zrobiliśmy, upaliwszy pierwszego dnia 400 km, co wobec jazdy po stepie bez dróg było dość dobrym rekordem pierwszą noc nocowaliśmy u beduinów z obcego plemienia, a drugą już w małym forcie francuskim na trzecią byliśmy w Damaszku. Do dziś dnia niewiem, czy to była komedja zaaranżowana na moją cześć, czy prawda. Raswan w każdym razie całą drogę zębami dzwonił i przeklinał mnie do dziesiątego pokolenia wreszcie mu zagroziłem że go z auta wyrzucę i uspokoił się.

Kolekcjoner Marek Tomaszewski z teczką dokumentów Sanguszków. Fot. Krzysztof Dużyński
Kolekcjoner Marek Tomaszewski z teczką dokumentów Sanguszków. Fot. Krzysztof Dużyński

Listy te, jak również szereg innych dokumentów i listów z prywatnego archiwum księcia Sanguszki, są dziś własnością kolekcjonera z Tarnowa Marka Tomaszewskiego, którego pasją są przede wszystkim stare pocztówki, ale także inne pamiątki związane z jego rodzinnym miastem. „Eksponaty do moich zbiorów kupuję często na Allegro – opowiada polskimarabom.com. – I właśnie na Allegro było wystawione zestawienie księgowe gotówki, depozytów i akcji Sanguszków. Wydaje mi się, że musiał to być tajny dokument, bo kto się chwalił wtedy, ile ma gdzie pieniędzy? Oprócz tego, były jeszcze dwa inne dokumenty. Wszystkie udało mi się wylicytować. Sprzedawca napisał do mnie maila z informacją, że ma więcej papierów związanych z Sanguszkami i spytał, czy byłbym nimi zainteresowany. Powiedziałem, że tak i pojechałem do Krakowa. Okazało się, że ten człowiek był oficerem wojska. Pokazał mi tę teczkę, patrzę, rzeczywiście, stara kaligrafia, nazwisko Sanguszków… Wziąłem całość”.

Wcześniejsze losy teczki są nieznane. Okupację niemiecką dobra gumniskie przetrwały w niemal nienaruszonym stanie, dopiero na przełomie 1944 i 1945 rozpoczęła się grabież. „Zdążyli wywieźć Niemcy tylko kilka ciężarówek wypełnionych precjozami z pałacu – czytamy w t. 17 „Wielkiego Przewodnika” po Tarnowie. – Po ich ucieczce, a przed wejściem do miasta oddziałów radzieckich wytworzyła się swoista próżnia, z której korzystali jak wszędzie pospolici złodzieje”. Mimo to, większych kradzieży jednak nie stwierdzono. W marcu 1945 r. wojewoda krakowski powołał do życia Muzeum Ziemi Tarnowskiej w Tarnowie, gdzie miały trafić także księgozbiory Sanguszków. Z powodu braku transportu książki i archiwalia zwożono wózkami ręcznymi i furmankami. „Zbierano je ze stert – podaje „Przewodnik” – na które były zwalone od czasu pobytu w pałacu wojsk radzieckich. Podczas przewozu i wcześniej wiele książek i dokumentów uległo zniszczeniu. Ludzie ośmieleni takim traktowaniem dotąd szanowanych dóbr zabierali to czy owo na pamiątkę, nie uznając tego jako kradzieży”. Prawdopodobnie w ten sposób teczka z prywatnymi listami księcia trafiła do czyjejś szuflady. Ostatnio, już u Marka Tomaszewskiego,

Gumniska. Fot. Krzysztof Dużyński
Gumniska. Fot. Krzysztof Dużyński

przeleżała znów aż pięć lat. Zajrzał do niej dopiero teraz, szykując wydanie albumu ze swoimi zbiorami. Początkowo nie mógł odcyfrować podpisów pod listami – zwłaszcza podpis Bogdana Ziętarskiego jest nieczytelny. Dopiero w liście Raswana nazwisko Polaka widnieje na tyle wyraźnie, że udało się je odczytać i połączyć listy w jedną historię. Teraz po raz pierwszy ich treść jest publikowana. Wkrótce nasz portal udostępni więcej fragmentów listów, w szerszym reportażu, którzy ukaże się na naszych łamach. Wobec zagłady Gumnisk i całego świata stadnin magnackich, publikowane przez nas dokumenty są tym cenniejsze, iż stanowią jeszcze jedną cegiełkę dodaną do legendy.

Interpunkcja i ortografia listów jak w oryginale. Tłumaczenie listu Carla Raswana: Monika Luft

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.