Napoleon Bonaparte jest autorem słynnego stwierdzenia: „Bardziej boję się trzech gazet niż trzech tysięcy bagnetów”. Cesarz Francuzów miał więc pełną świadomość, jak niebezpiecznym przeciwnikiem mogą stać się środki masowego przekazu, potocznie zwane mediami, lub też czwartą władzą. „Czwarta władza to w państwach demokratycznych określenie wolnej prasy. Ustawiana jest obok władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, gdyż siła prasy jest tak wielka, że może kształtować społeczeństwa i politykę. Poza tym spełnia funkcję kontrolną pozostałych trzech władz, aby nie dochodziło do nadużyć i korupcji” – cytując za Wikipedią.
Wolna prasa niewątpliwie stanowi jedną ze zdobyczy demokratycznych społeczeństw. Nikt też nie podaje w wątpliwość faktu, iż współczesne media w olbrzymim stopniu kształtują te społeczeństwa i świadomość ludzi. Należy jednak pamiętać, iż każdy kij ma dwa końce, a każdy medal dwie strony. Naiwną jest więc wiara, że wolne media spełniają li tylko szlachetną funkcję kontrolowania władzy, aby nie dochodziło do nadużyć i korupcji. Bardzo często owe media pełnią funkcję wręcz odwrotną. Ten ma władzę, kto ma pieniądze; kto ma pieniądze, przejmuje środki masowego przekazu, by kształtować opinię publiczną na swoją modłę, dla promowania partykularnych interesów. Innymi słowy, środki masowego przekazu stały się najpotężniejszym narzędziem manipulowania ludźmi celem osiągnięcia określonego skutku propagandowego. Klinicznym studium takiej manipulacji stał się casus SK Janów Podlaski lub szerzej – państwowej hodowli koni arabskich, skutecznie zohydzanej po 2016 roku poprzez czarny PR, działający „w obronie” tzw. wielkiej trójcy, w celu przywrócenia na stanowiska ludzi, którzy już nigdy nie zostaną przywróceni.
Kluczową rolę w wypełnianiu przez media funkcji czwartej władzy pełnią dziennikarze. W erze mediów społecznościowych dołączyli do nich różnej maści mniej lub bardziej wpływowi blogerzy. W naszym „arabskim”, lokalnym światku, jedną z takich osób jest bloger na zamówienie, nazywany powszechnie w środowisku „spolegliwym”. Jego przypadek pokazuje, jak nierzetelne dziennikarstwo potrafi zafałszować rzeczywistość.
Oto w 2016 roku na arabiarskich salonach zadebiutował, znany skądinąd koniarzom, choć z pewnością lekko zapomniany i przykurzony, Marek Szewczyk, wieloletni redaktor naczelny tytułu „Koń Polski”, do niedawna komentator Eurosportu. Specjalnością Szewczyka były od zawsze sporty jeździeckie. Konie arabskie leżały poza zakresem jego zainteresowań. Dowodzi tego fakt, iż na jego blogu „Hipologika” nie znajdziemy najmniejszej nawet wzmianki ani o aukcji Pride of Poland 2015, ani o rekordowej cenie uzyskanej wówczas za klacz Pepita. Ani o żadnej wcześniejszej aukcji czy pokazie koni arabskich. Mimo rodzinnych związków z resortem komunistycznych służb specjalnych, „spolegliwego” charakteryzuje bardzo elastyczne podejście do ideologii, wedle zasady: kto płaci, ten ma. Cóż więc dziwnego, iż po słynnych zwolnieniach z PSK w lutym 2016 roku, twórcy medialnej strategii obrony „wielkiej trójcy” sięgnęli po usługi znanego w branży końskiej zootechnika trudniącego się dziennikarstwem (dziennikarstwa nigdy nie studiował, tym samym nie ukończył)? Ubrany w nowe szaty specjalisty od koni arabskich, „spolegliwy” przystąpił do realizowania swej misji.
„Prawdziwe skandale rzadko wychodzą na jaw, a jeśli już, zostają skutecznie wyciszone. Z kolei sprawy, o których najwięcej słyszymy, w mojej ocenie, są mocno rozdęte i przesadnie nagłośnione dla celów politycznych” – powiedziała autorka książki „Arabska awantura” w wywiadzie opublikowanym w zeszłym tygodniu przez AI. Trudno się nie zgodzić. Działając na ewidentne zlecenie, Szewczyk uczynił z aukcji Pride of Poland 2016 aukcję oszukańczą i po wielokroć udowadniał rzekomy skandal, zarówno w prasie drukowanej, jak i na swoim blogu, na wielu stronach internetowych oraz przed kamerami telewizyjnymi. Przekonywał o oszustwach, których nie było. Dzięki jego monotonnemu i z pewnością wyćwiczonemu powtarzaniu opowieści o rzekomym skandalu, część społeczeństwa uwierzyła, że tak naprawdę było. „Spolegliwy” jednak nigdy nie wspomniał np. o Pride of Poland 2012, kiedy faktycznie mógł mieć miejsce przekręt związany ze sprzedażą klaczy Ejrene. „Dwa razy na wybiegu pojawiła się klacz Ejrene z Michałowa” – zwracała uwagę witryna money.pl. Michałów sprzedał ową klacz za 440.000 euro. Wszystko wskazuje na to, że cenę sprzedaży – która obejmowała pakiet: klacz Ejrene, dzierżawa przez kupca czempionki świata Emandorii, pobranie od niej dwóch zarodków, rezygnacja Michałowa z wszelkich nagród pieniężnych w pokazach płatnych na rzecz dzierżawcy oraz pokrycie innej klaczy, należącej do dzierżawcy, najlepszym w tamtym czasie w Michałowie ogierem Ekstern – uzgodniły strony przed aukcją. Sprawę jednak wyciszono, a prokuratura nie wszczęła dochodzenia.
Podobnych przemilczeń bądź niby-skandali było dużo więcej na blogu „spolegliwego”. Dość wspomnieć jego tekst pt. „Oskarżam was o…” z 22.05.2020, będący częścią kampanii mającej na celu oczernienie poprzedniego prezesa oraz byłej, wieloletniej głównej hodowczyni stadniny w Janowie Podlaskim. Bloger zarzucił im skrajne zaniedbania na szkodę dobrostanu utrzymywanych tam koni. Zarzuty te nie zostały potwierdzone przez Państwowy Instytut Weterynarii w Puławach, co nie zaskakuje. Wszak cała kampania nie miała na celu obrony „ciemiężonych” zwierząt, lecz jedynie uwiarygodnienie człowieka znikąd, który po kilku miesiącach zrezygnował zresztą z otrzymanej od kolegi funkcji p.o. prezesa SK Janów Podlaski. Sam „spolegliwy”, pretendujący do stanowiska prezesa Polskiego Związku Jeździeckiego, pokazał swoją „siłę”, kiedy w końcu wybrano go na tę funkcję. Zaledwie po kilkunastu dniach… zrezygnował. Można jedynie przypuszczać, że mogła na to mieć wpływ ustawa Ministerstwa Sportu i Turystyki, której efektem było oczyszczanie polskich związków sportowych ze złogów poprzedniego ustroju. Sport powinien szczycić się grą fair play, a we władzach wszystkich związków sportowych w naszym kraju powinni zasiadać ludzie o nieposzlakowanej opinii i karierze, reprezentujący wartości, które blogerowi na zamówienie mają prawo być obce.
Teksty Szewczyka wpisują się w sposób niezawoalowany w walkę polityczną. Przy okazji obrony „wielkiej trójcy” postanowiono atakować równolegle obecnie rządzący obóz polityczny. Stąd w tekstach autora bloga „Hipologika” nie brakuje takich odniesień do bieżącej polityki, jak na przykład to dotyczące m.in. ministra sprawiedliwości i sędziów Trybunału Konstytucyjnego: „Wszyscy oni aktywnie działają w procesie demontowania organów sprawiedliwości w Polsce, aby się przypodobać Jarosławowi Kaczyńskiemu, który konsekwentnie oddala Polskę od Unii Europejskiej, od zachodnich wartości, a wpycha nasz kraj w objęcia Putina i próbuje wprowadzić taką dyktaturkę, jaką zafundował Węgrom Wiktor Orban”. Kolejny cytat: „Sprawa ta pokazuje jeszcze dobitniej, że wodzuś oderwał się od rzeczywistości. Ale wodzuś sam z siebie władzy nie odda. W jaki sposób protesty kobiet i młodzieży w ogóle mogą doprowadzić do tego, że Kaczyński odejdzie?”. Podobnych stwierdzeń, o silnym zabarwieniu politycznym, mocno nasiąkniętych nienawiścią do obecnie rządzących, możemy znaleźć dużo więcej w jego tekstach. Można przypuszczać, że akurat te fragmenty napisał on sam, w przeciwieństwie do większości narracji w jego blogach, opisów oszustw i wylewania pomyj na ludzi ze środowiska hodowców koni arabskich, gdzie wyraźnie widać wspólną pracę kilku osób.
A jednak, mianowany przez ministra z ramienia rządu PiS prezes PKWK i pełnomocnik ministra ds. hodowli koni powierzył „spolegliwemu” lukratywną fuchę komentowania Narodowego Czempionatu w Janowie Podlaskim anno domini 2020. Nigdy nie ujawnił, jaką kwotą został kupiony tym razem bloger na zamówienie.
I cóż się zdarzyło w tymże Janowie, gdzie zmęczony pracą i niezliczoną ilością gaf przy mikrofonie Szewczyk, w niedzielę, tuż przed główną aukcją, rzucił się na jednego z gości aukcji, reprezentującego ważnego klienta? Otóż zaatakował go i zaczął okładać pięściami, aż ten upadł na ziemię. Interweniowała policja. Dlaczego „spolegliwemu” puściły nerwy? Jak stwierdził sam napastnik – poszkodowany stał ponoć „po złej stronie barykady”. Organizator imprezy nie uznał za stosowne zareagować i agresor nie tylko nie został wyproszony, ale przesiedział całą imprezę razem z małżeństwem Białoboków, nie niepokojony przez nikogo. A więc, według organizatora, nic się nie stało. Miesiąc po tym skandalu, wyciszonym – jak zwykle w przypadku osób w środowisku najwyraźniej „nietykalnych” – organizator znów dał zarobić Szewczykowi, angażując go do komentowania imprezy Warsaw Jumping z września 2020 roku. Zadziwiające, jakimi względami przedstawiciel władzy obdarza siejącego nienawiść i przemoc antyrządowego blogera. Równie zadziwiające, jak chętnie Szewczyk bierze pieniądze od tejże znienawidzonej władzy… A przy tym, gdy bierze kasę za swoje, wątpliwej jakości, usługi, nie przeszkadza mu już to, że otrzymuje je od zleceniodawcy, mianowanego na swoje stanowisko przez tego samego ministra Jurgiela, który zwolnił „wielką trójcę”, i którego na swoim blogu „spolegliwy” odzierał z czci i honoru.
Ku mojemu niepomiernemu zdziwieniu, w lipcową niedzielę, oglądając wieczorne wydanie TVP INFO (tak, tak, nie mylić z TVN), ujrzałam relację z kolejnej edycji Warsaw Jumping. Wypowiedzi organizatora, czyli prezesa PKWK, można było się spodziewać. Ale następująca po niej wypowiedź – dla publicznej stacji – niejakiego Marka Szewczyka była jednak zaskoczeniem. PiSożerca w „reżimowej” telewizji! Tego jeszcze nie grano. Lecz gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Nieoczekiwana zmiana frontu Szewczyka wkrótce stała się zrozumiała. Portal WP ujawnił, iż „wieloletni komentator jeździectwa został odsunięty od obowiązków w Eurosporcie za spoliczkowanie osoby, która – jak twierdzi – obrażała go”. Oburzony tą decyzją Szewczyk wystosował list protestacyjny do swojej, jedynie dotąd słusznej, stacji telewizyjnej. Cytując dalej za portalem WP: „W TVN Grupa Discovery nie ma miejsca dla jakiejkolwiek przemocy. Rękoczyny i wymierzone w kogokolwiek zachowania agresywne czy wrogie nie mieszczą się w naszych normach etycznych”. Tak napisano w komentarzu przesłanym do WP przez Biuro Prasowe TVN Grupa Discovery. Skutkiem tej decyzji, Szewczyk stracił szansę na niezły zarobek przy komentowaniu dla Eurosportu rywalizacji w konkurencjach jeździeckich na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. Na otarcie łez, niezawodny przyjaciel znów dał zarobić Szewczykowi, który i w tym roku komentował zmagania na Warsaw Jumping. Zdaje się, że „spolegliwy” przymierza się do roli komentatora sportowego TVP, bo „niespolegliwe” TVN pokazało mu drzwi.
Cytowane wyżej stanowisko TVN Grupa Discovery jest godne uznania. Dla osób stosujących przemoc nie może być miejsca w przestrzeni medialnej i publicznej. Na skandal zaś zakrawa fakt, iż prezes PKWK nadal zatrudnia Marka Szewczyka, płacąc mu z państwowej kasy, zamiast zastosować się do ze wszech miar słusznego stanowiska TVN Grupa Discovery. Prezes PKWK jest również skrajnie nielojalny wobec reprezentowanego przez siebie obozu politycznego, gdyż współpracuje z człowiekiem jawnie wzywającym do obalenia obecnego rządu. Znając niechlubną przeszłość Marka Szewczyka (dziennikarz telewizji Urbana) nie może dziwić, że bierze pieniądze od każdego, kto daje. Jednak nie może być zgody na to, by Szewczyk był opłacany z publicznych pieniędzy. Musi mu wystarczyć blogowanie na własny rachunek. Wszak miałby o czym pisać, bo sierpień za pasem. Zdaje się jednak, że znów coś wycisza…
*Marek Szewczyk