Zaśmiewałem się chwilami czytając Trylogię, a mój ulubiony fragment to monolog Zagłoby:
„Oto, gdy Pan Bóg konia stworzył, przyprowadził go przed ludzi, żeby zaś jego dzieło chwalili. A na brzegu stał Niemiec, jako to się oni wszędy wcisną. Pokazuje tedy Pan Bóg konia i pyta się Niemca : co to jest? A Niemiec na to : Pferd! – Co? – powiada Stwórca – to ty na moje dzieło “pfe” mówisz? A nie będziesz ty za to, plucho, na tym stworzeniu jeździł – a jeśli będziesz, to kiepsko. To rzekłszy, Polakowi konia darował. Oto dlaczego polska jazda najlepsza, a zaś Niemcy, jak poczęli piechotą za Panem Bogiem drałować a przepraszać, tak się na najlepszą piechotę wyrobili.”
Zdziwiłby się pewnie pan Sienkiewicz, gdyby dowiedział się, jak szybko czasy się zmieniły. Niemcy chyba skutecznie za Panem Bogiem drałowali i przepraszali, bo wyrabiają się na coraz lepszych jeźdźców, gdy tymczasem ulubioną wiosenną rozrywką wielu moich rodaków pozostaje drałowanie po supermarketach w poszukiwaniu kolejnych promocji na sobotniego grilla. Na wschodzie i w centrum Polski jeszcze gdzieniegdzie tradycje jeździeckie przetrwały, tymczasem tu, gdzie mieszkam…lepiej nie mówić. Wystarczy jednak przekroczyć zachodnią granicę, żeby zobaczyć, czym jest jeździectwo. W samej Brandenburgii rajdów konnych w ciągu miesiąca więcej niż w Polsce przez cały rok, nikt jeźdźców z lasów nie przepędza, koń w gospodarstwie nikogo nie dziwi, a w miejscach, gdzie ścieżki konne krzyżują się z drogami, w weekendy sadza się na skrzyżowaniach „mandarynki”, które samochody zatrzymują, żeby jeźdźcom i koniom bezpieczeństwo zapewnić. Właściwie, to nawet chętnie bym do takiej kompanii jeźdźców przystał, gdyby nie to, że słowo „pfe” jakoś mi przez usta nie chce przejść.
Niedawno znajomy hodowca opowiadał o swoich całkiem dobrze sytuowanych sąsiadach, którzy rozważali zakup konia dla córki. Zaproponował nieśmiało: Może konia arabskiego? Spojrzeli na siebie i zgdodnie odpowiedzieli: -O, co to, to nie! Konia arabskiego wykluczamy, chociaż ta rasa bardzo nam się podoba. My chcemy zwierzątko do kochania i do szpanowania, a koniem arabskim nie zaszpanuje się, o ile nie ma się co najmniej kilkuset tysięcy do wydania na zwierzę, trenera i dalekie wyjazdy. Trenera, który znałby się na arabach ze świecą szukać, araby na tradycyjne metody treningowe są z reguły zbyt inteligentne, a arabskie zawody i pokazy daleko i rzadko. Kupili sp, zaoszczędzone pieniądze wydali na najmodniejszy sprzęt dla konia i ubranka jeździeckie dla dziewczynki. Teraz regularnie jeżdżą na regionalki i kibicują córeczce skaczącej po 80cm na prawie dwumetrowym koniu. Nie ma jak szpan!