Ze względu na swoją historię i tradycję, stadnina koni w Janowie Podlaskim w oczach Polaków i świata zawsze była, jest i będzie ikoną polskiej hodowli koni. Żadna inna, tylko właśnie janowska stadnina skupia w sobie magię i legendę ucieleśnioną w koniu arabskim czystej krwi jako wyraz długiej i barwnej epopei hodowlanej tej rasy na terenach Polski. Nikogo nie może więc dziwić, że następujące po 2016 roku zawieruchy wokół państwowej hodowli koni arabskich postrzegane są poprzez sytuację w SK Janów Podlaski. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, iż ze względu na swój wyjątkowy status stadnina ta stała się areną brutalnej rozgrywki między zwalczającymi się stronnictwami politycznymi w naszym kraju. Odtąd koń arabski z Janowa stał się orężem stron w walce politycznej. Zamiast jednoczyć oponentów w trosce o nadrzędny interes państwowej hodowli koni arabskich, koń ten posłużył jako instrument okładania się przeciwników po łbie, z opłakanym dla polskiego konia arabskiego skutkiem.
W 2016 roku ruszyła oglądana przez całą Polskę telenowela pod tytułem „Niszczą Janów”, napędzana głównie przez opozycyjne media, ze wskazaniem na stację telewizyjną TVN. W pierwszym odcinku opinię publiczną epatowano krzywdą wyrządzoną „wybitnemu”, acz wyrzuconemu ex prezesowi Markowi Treli. Łza kręciła się w oku. Następnie zaszczuto i rzucono na pożarcie gawiedzi Marka Skomorowskiego, który zastąpił Trelę na stanowisku prezesa SK Janów Podlaski. Marek Skomorowski był i jest bardzo sprawnym menedżerem w branży rolnej, lecz nie miał doświadczenia w pracy z końmi. Z tego właśnie uczyniono mu zarzut równy zgoła zdradzie stanu. Ledwie po kilku miesiącach, Skomorowskiego zastąpił wyłoniony w konkursie fachowiec z tytułem profesorskim. O dziwo, ów profesor, zarządzający janowską stadniną w sposób skrajnie nieudolny, został potraktowany przez reżyserów spektaklu „Niszczą Janów” wyjątkowo łagodnie. W 2018 roku prezes hipolog odszedł w glorii człowieka, który ośmielił sprzeciwić się ministerialnym planom zorganizowania Narodowego Pokazu Koni Czystej Krwi Arabskiej na warszawskim Służewcu. Z tą chwilą rozpoczął się drugi sezon serialu „Niszczą Janów”, a wraz z nim widzowie poznali nowego bohatera pierwszego planu, pana Totolotka. Wraz z jego wkroczeniem do gry, tempa nabrał główny, janowski wątek serialu. Grzegorz Czochański, kolejny prezes znający branżę od strony nadzoru właścicielskiego, przez dwa lata poddawany był ciągłym atakom mediów i dyżurnych posłanek opozycji, aż niespodziewanie stracił swoją posadę wskutek nagłego zwrotu akcji. Główny protagonista drugiego sezonu sprawił, iż na janowskim gorącym stołku w Janowie, niczym deus ex machina, pojawił się niejaki Marek Gawlik. W jego przypadku, scenarzyści przedstawili jako zaletę brak znajomości zagadnień związanych z hodowlą koni. Również fakt, iż nigdy nie był związany z rolnictwem nie stanowił żadnej przeszkody. Jednak ten niby genialny menedżer szybko zorientował się, że funkcja prezesa SK Janów Podlaski przerasta jego możliwości. Sam więc opuścił scenę. Kolejnym przechodnim prezesem został Lucjan Cichosz, a janowski wątek telenoweli czeka na ciąg dalszy.
Doszliśmy więc do kolejnego wątku, mniej śledzonego niż wątek janowski, a mianowicie do wątku Stadniny Koni Michałów. Wątek ten, wprawdzie potraktowany przez scenarzystów po macoszemu, to jednak nosi w sobie duży ładunek dramaturgii na teraz i na przyszłość. Nie bez racji mówi się, że o ile Janów zawsze miał konie i legendę, a nawet bez koni legenda pozostanie, to Michałów ma tylko konie. Bez koni z Michałowa nie zostanie nic. Wybitny hodowca Ignacy Jaworowski wzniósł na absolutne wyżyny poziom hodowli koni arabskich w trakcie kilku dekad swojego urzędowania w SK Michałów. Stworzył niekwestionowaną renomę i markę tej stadniny w kraju i na świecie. Ów hodowca doskonale rozumiał, że bez bioróżnorodności nie ma postępu hodowlanego. Dbał o polskie rody męskie oraz zdołał wprowadzić michałowskie klacze do elity hodowlanej i pokazowej świata. Trzeba było niezwykłej wiedzy, pasji, tytanicznej pracy oraz wyjątkowego talentu hodowlanego i poświęcenia, by osiągnąć ten cel. Jerzy Białobok otrzymał po swoim wybitnym poprzedniku niezwykle bogaty zasób genowy, niezwykłe dziedzictwo, którego genialny, ale tylko koniuszy, niestety nie chciał i nie umiał utrzymać.
Kiedy w 2016 roku w Janowie rozpoczęła się karuzela z prezesami, w SK Michałów obserwowaliśmy podobne zjawisko, acz w spokojniejszej odsłonie. Kilkumiesięczny epizod z Anną Durmałą w roli szefowej SK Michałów zakończył się wraz z nominacją na prezesa tej stadniny Macieja Grzechnika. Razem z Hanną Sztuką przystąpił on do realizowania ich wspólnego pomysłu na Michałów, który różnił się od wizji realizowanej dotąd przez Jerzego Białoboka. Grzechnik i Sztuka zakończyli m.in. niechlubną praktykę handlu zarodkami, ujawniając jednocześnie wiele patologicznych, a dotąd skrzętnie skrywanych zjawisk z czasów poprzednika, obejmujących dzierżawy oraz mocno mętne transakcje aukcyjne. Tandem Grzechnik-Sztuka łączył umiejętności zarządcze Macieja Grzechnika z wieloletnim doświadczeniem Hanny Sztuki w zakresie hodowli koni oraz prowadzenia gospodarstwa rolnego. Nikt nie może odmówić im tego, że pokazali, jak skutecznie sprzedawać konie, szczególnie te ze średniej i niższej półki. Trzeba to robić w otwartych przetargach z zachowaniem pełnego decorum, jakby konie te były czempionami. Ponadto oferta, czy to na przetargach czy na aukcjach, winna być urozmaicona, by przy okazji sprzedaży klaczy sprzedać również wałachy, taranty czy kuce. Grzechnik i Sztuka mieli również pomysł na to, jak utrzymać wśród klientów przeświadczenie o wyjątkowości marki SK Michałów oraz hodowanych tam koni. W tym wyraża się sztuka marketingu, by nawet gorszy towar opakować i zaoferować jako wyjątkowy produkt wart swojej ceny. Wskutek realizacji przemyślanej koncepcji marketingowo-reklamowej, zimowa aukcja koni w Michałowie anno domini 2017 stała się niezapomnianym dla wszystkich uczestników z kraju i ze świata widowiskiem, z oprawą godną ekskluzywnej marki, a także wydarzeniem, gdzie wypadało być, z ofertą dostosowaną do różnych upodobań i portfeli kupców, a na koniec także przyjemnością. Dzięki takim właśnie zabiegom organizatorzy osiągnęli swój cel, jakim był sukces sprzedażowy koni nienależących do najwyższej półki.
Jako się rzekło, rok 2018 rozpoczął drugi sezon serialu „Niszczą Janów”, który to serial zmienił nazwę na „Niszczą Janów i Michałów”. Wprowadzając do scenariusza nowego bohatera pierwszego planu z kuponem Totolotka w klapie, scenarzyści zdecydowali się uatrakcyjnić fabułę poprzez atak na tandem Grzechnik-Sztuka, motywowany pobudkami osobistymi, niemającymi żadnego przełożenia na dobrze pojęty interes SK Michałów. Aukcja Pride of Poland 2018 roku została zorganizowana w Janowie przez stadninę koni Michałów. Gdy utrzymywaną od lat przez Polturf siermiężną formułę aukcji zastąpiło eleganckie i wyrafinowane przedstawienie, gdzie klacze z państwowych stadnin koni arabskich były licytowane przez Marka Grzybowskiego niczym perły i diamenty, miarka się przebrała. Z pomocą TVN, femme fatale z byłej ANR oraz pan Totolotek wraz z uległym mu ministrem spowodowali, iż Maciej Grzechnik i Hanna Sztuka przeszli do historii jako były prezes i były główny hodowca SK Michałów. Wolą femme fatale i pana Totolotka, do Michałowa wpuszczono Monikę Słowik, w nagrodę za dawne zasługi dla prezesa PKWK. Zasiadając za kierownicą Ferrari trzeba być doskonałym kierowcą, by nie spowodować katastrofy. Wkrótce stało się jasne, że Stadnina w Michałowie przerosła możliwości Moniki Słowik, tak jak kierowcę Fiata przerasta bolid typu Ferrari. Odeszła, nim spowodowała katastrofę. Z nadania pana Totolotka, na michałowskim tronie zasiadł wówczas Marek Romański jako kolejny p.o. prezesa SK Michałów.
Wszyscy wiedzą, kim jest Marek Romański. To pracownik PKWK należący do zaufanego kręgu prezesa tej instytucji. Każdy, kto aspiruje do stanowiska w PSK, musi posiadać tę rzadką kwalifikację. W PKWK zasiadał w komisji przeprowadzającej egzaminy dla ubiegających się o licencję do pełnienia funkcji trenera wyścigowego, uczestniczył w organizacji Narodowego Pokazu Koni Arabskich na Służewcu w 2018 roku, aukcji Winter Star Sale na Służewcu w 2019 roku – jednym słowem, jest człowiekiem od wszystkiego, co zleci mu prezes. Marek Romański objął stanowisko p.o. prezesa SK Michałów u zarania globalnej pandemii, która sprawiła, iż stadniny zostały zamknięte dla zwiedzających, zaś większość imprez i pokazów odwołana. W efekcie niewiele osób tak naprawdę wie, co dzieje się obecnie za murami stadniny. Zapowiedziany przez prezesa Romańskiego blog z życia stadniny ma wypełnić tę lukę informacyjną i ocieplić wizerunek p.o. prezesa przed kolejnym konkursem.
W przeciwieństwie do roku ubiegłego, kiedy zimową aukcję Winter Star Sale organizował PKWK, zimowa aukcja 2020 została zorganizowana przez SK Michałów, z jej prezesem na czele. Formalnie organizator się zmienił, lecz faktycznie pozostał nim pełnomocnik. Można odnieść wrażenie, że robiąc swoje, Tomasz Chalimoniuk na jakiś czas chce usunąć się w cień. Po fiasku aukcji Pride of Poland 2020, Chalimoniuk nie chce być łączony wprost z kolejną aukcją, której rezultat był niepewny. Ponadto, w jednej ze swoich ostatnich interpelacji, poseł Jarosław Sachajko zadał ministrowi rolnictwa pytanie, czy aby PKWK nie zostanie przekształcona w firmę eventową, gdyż wykraczając poza swoje statutowe zadania, PKWK zaczęła zajmować się organizacją aukcji oraz imprez sportowych. W tych okolicznościach należało uczynić organizatorem aukcji podmiot inny niż PKWK, a więc SK Michałów.
Niewiele wiemy, jak wygląda sytuacja w SK Michałów pod rządami Marka Romańskiego, gdyż (jak już wspomniano) z powodu panującej w tym roku pandemii dostęp do stadnin osób z zewnątrz jest mocno ograniczony. Nad Michałowem parasol ciszy rozpostarli również spolegliwi dziennikarze i blogerzy, tak ostro atakujący stadninę za czasów tandemu Grzechnik-Sztuka. Dlaczego? Ano dlatego, że tak samo jak Monika Słowik przed nim, Marek Romański jest tylko człowiekiem drugiego planu i figurantem. Tak naprawdę w Michałowie rządzi ekipa z salonu odrzuconych, a więc Białobok i spółka. Czyli na powrót swoi. SK Michałów stał się folwarkiem niczyim, jeśli chodzi o zainteresowanie państwowego właściciela. Nikomu nie przeszkadza, iż wciąż nie obsadzono tam stanowiska głównego hodowcy, zaś nieformalnie funkcję tę pełni Weronika Sosnowska. Z jakim skutkiem? Chociażby takim, że konie w SK Michałów opanowała grzybica, choroba brudu, świadcząca o tym, jak wygląda oddolna opieka nad końmi. Można się tylko modlić, by powracające z aukcji konie z Janowa i Białki nie przywlokły choroby do swoich macierzystych stadnin. Kwalifikacje tej pani pokazuje również wybór ogierów, którymi zostały pokryte klacze aukcyjne z Michałowa. Otóż klacze te pokryto w sposób nieatrakcyjny dla klienta oraz katastrofalny dla stadniny, jeśli tak zaźrebione klacze miałby pozostać w domu. Krycie Chimerykiem, Empire czy Shirazem de Lafon to strzał w kolano, gdyż nikt tego nie chce.
Gdyby chcieć podsumować jednym słowem zimową aukcję koni w Michałowie 2020, należałoby powiedzieć: SKANDAL. Po raz kolejny pełnomocnik zaprezentował swoją destrukcyjną rolę dla PSK, znów powielając wszystkie patologiczne mechanizmy, które uruchomił podczas sierpniowych aukcji w Janowie. A więc po kolei. Katalogowe zdjęcia michałowskich koni w obiektywie Karoliny Misztal były antyreklamą zarówno dla tych koni, jak i dla samej stadniny. Ale to nieważne, bo Karolina Misztal należy do towarzyskiego układu obowiązującego obecnie w Michałowie. Mimo iż w tym samym czasie na świecie organizowane były trzy inne aukcje koni arabskich, m.in. przez Ajman Stud, promocja michałowskiej aukcji była żenująco słaba, by nie powiedzieć żadna. Fachowcy mogą też sami ocenić poziom zawartości merytorycznej katalogu aukcyjnego. Czegóż jednak można oczekiwać od „wolontariuszy”, którzy zapewne wsparli również i tę aukcję. A co najciekawsze, przy okazji zimowej aukcji w Michałowie, pełnomocnik udowodnił po raz kolejny, że zna się na ludziach. Dobrze wie, że do kupienia jest każdy, nawet uczone damy pretendujące do elity intelektualnej. A w szczególności damy matematyczki, bo te umieją wszak liczyć. Dotąd zaciekle krytykująca Tomasza Chalimoniuka oraz Simone Leo, Agnieszka Bojanowska, za kilka srebrników honorarium wsparła obydwu panów w dziele wyprzedaży za grosze cennych michałowskich klaczy, takich jak córki Eksterna i Palacio VO. Na szczęście bezskutecznie zachwalała kupcom Klementynę, jedną z ostatnich córek Eksterna, lecz bez mrugnięcia okiem przyłożyła się do sprzedaży za bezcen Padrony, córki bezcennego Palacio VO, syna EL Dorady, „dearly remembered at Michałów stud”, jak zapewniała swym nieprzyjemnym dla ucha tembrem głosu. Nikogo nie dziwiło, że Marek Szewczyk dał się kupić – ale Bojanowska? Doktor nauk matematycznych? Okazuje się jednak, że Agnieszka Bojanowska nie należy do żadnej elity, chyba raczej do „elity” kręgu towarzyskiego Białoboków, który to krąg przejął obecnie rządy w SK Michałów za sprawą pełnomocnika. Czyż można więc oczekiwać z jej strony jakiejkolwiek krytyki listy aukcyjnej oraz uzyskanych cen? Oczywiście nie, bo została kupiona. Czy Agnieszki Bojanowskiej nie oblewa rumieniec wstydu, gdy przypomni sobie, jak na aukcji błagała kupców, by kupili Primrose, jedną z najlepszych córek ogiera Equator? A z jakim jadem mówiła i pisała ongiś o użyciu w Michałowie ogiera Sahm El Arab! Lecz może jednak zmieniła zdanie? Dodajmy również, iż owa „nieskazitelna” dama ponoć dorabia sobie handlem michałowskimi końmi, jak donoszą wtajemniczeni internauci, oraz korzysta od lat za darmo z mieszkania na terenie stadniny Michałów. Agnieszka Bojanowska jest żywym przykładem tego, jak łatwo można stracić ludzki szacunek i klasę. Ale to właśnie z ludźmi tego pokroju najchętniej współpracuje pełnomocnik. Przy tej okazji nasuwa się pytanie: czy aby w SK Michałów rządzonej przez Marka Romańskiego nie było wśród zatrudnionych nikogo, kto potrafiłby przeczytać po angielsku informacje z kartki o licytowanych koniach? Nikogo, prócz osoby z zewnątrz, której pozwoliło się zarobić w zamian za brak krytyki?
Michałowska aukcja ciągnęła się niemiłosiernie długo, brakowało ekscytujących licytacji, portfele kupców były bardzo płytkie, a uzyskane ceny co najwyżej bardzo przeciętne. Michałów sprzedał 10 klaczy za łączną sumę 92 tysięcy euro. Czy to powód do zadowolenia? Dla głównego księgowego być może tak, bo sytuacja finansowa SK Michałów jest kiepska, choć nie tak tragiczna jak sytuacja SK Janów Podlaski. Mówi się, że większość koni z zimowej aukcji zostanie w Polsce. Widać więc powtórkę kolejnego mechanizmu z sierpniowych aukcji w Janowie. Otóż ceny rezerwowe zostały ustalone na takim poziomie, by umożliwić krajowemu nabywcy osiągnięcie 50% zysku, gdy po pewnym czasie odsprzeda zakupioną na aukcji klacz. Widać również, iż nie było żadnego zainteresowania aukcją wśród zagranicznych nabywców. Potwierdza to całkowitą klapę promocji zimowej aukcji.
Jak na dłoni widać strategię, jaką przyjął pełnomocnik ds. hodowli koni wobec państwowych stadnin koni arabskich. Stanowiska obsadza swoimi ludźmi, wprawdzie bez odpowiednich kompetencji, lecz ze wsparciem „merytorycznym” osób spośród kręgu Wielkiej Trójcy. Tym samym, ci ostatni odzyskują utracone wpływy i korzyści. Wskutek takiej właśnie strategii, SK Michałów utraciła od 2018 roku wszelką myśl hodowlaną oraz długofalową koncepcję działania. Stadnina funkcjonuje obecnie na zasadzie spieniężania marki Michałów jak długo się da i na ile się da. Kto korzysta, wiadomo. Jednocześnie, w przypadku SK Janów Podlaski, pełnomocnik nie ustaje w wysiłkach, by ponownie wprowadzić na stołek prezesa tej stadniny, swego kumpla Marka Gawlika. W tym celu blokuje jak się da wszelkie próby zreformowania finansów Janowa, żeby utrudnić działanie Lucjanowi Cichoszowi. Chodzi o to, by przy ogłoszeniu konkursu na prezesów stadnin okazało się, że tylko jego ludzie są odpowiednimi kandydatami. Ów konkurs podobno już w styczniu, więc pełnomocnik zintensyfikował swoje zabiegi w tym względzie, odwiedzając KOWR kilka razy w tygodniu. Czyż nie cierpi aby na tym jego praca w PKWK?
Eksperyment z pełnomocnikiem ds. hodowli koni przy ministrze rolnictwa i rozwoju wsi okazał się niewypałem. Nadszedł więc czas, by KOWR przestał udawać, że stadniny są poza sferą nadzoru tej instytucji. Jeśli władzy w ogóle zależy na przetrwaniu państwowej hodowli koni arabskich, KOWR winien niezwłocznie określić swoje stanowisko w następujących kwestiach:
- czy i jak państwo planuje zreformować organizacyjno-prawną strukturę PSK, by zahamować dalszą ich dekapitalizację, umożliwiając jednocześnie państwowym stadninom koni takie wsparcie finansowe, by nadal mogły realizować swą misję,
- jak w chwili obecnej państwo definiuje ową misję państwowych stadnin koni oraz czy w przypadku państwowych stadnin koni arabskich państwo zamierza wspierać realizację w tych stadninach koncepcji konia „Pure Polish” w oparciu o istniejący od dawna polski program hodowlany,
- czy zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami ex ministra Ardanowskiego będzie wdrażany program stypendialny dla absolwentów zootechniki i weterynarii celem wykształcenia przyszłych kadr na potrzeby PSK,
- czy i w jaki sposób państwo zamierza wykorzystać bezcenną wiedzę Krystyny Chmiel oraz Marka Grzybowskiego przy szkoleniu kadr jw.,
- czy i na jakich zasadach utrzymana będzie funkcja pełnomocnika ds. hodowli koni przy ministrze rolnictwa i rozwoju wsi?
Kolejny rok będzie rozstrzygający dla losów państwowej hodowli koni arabskich. Brak pomysłu na tę hodowlę i działanie jedynie w perspektywie od aukcji do aukcji sprawia, iż zbliżamy się niepokojąco blisko do przepaści. Czy kogoś wśród decydentów w ogóle to interesuje?