Wiodącym tematem lutowego numeru brytyjskiego magazynu „The Arabian Magazine” jest Bliski Wschód, stąd też na jego łamach pojawia się obszerna prezentacja królewskich stajni Jordanu (autor: Ehab Farah) oraz królewskich stajni Abu Dhabi (autor: Barry Shepherd). Znajdziemy tu jednak także i inne wątki, wśród nich porady Dale’a Browna, dotyczące pierwszych dni treningu konia do western pleasure. Najnowsze wydanie przynosi też relacje z międzynarodowych imprez, w tym obszerny tekst Samanthy Mattocks o Salonie Konia w Paryżu i artykuł Ehaba Faraha poświęcony Egipskiemu Czempionatowi w El Zahraa (Kair). Zwraca również uwagę reportaż Heidi Bernsdorf z Mistrzostw Świata w Rajdach Długodystansowych 2008 w Malezji, gdzie złoty medal zdobyła indywidualnie Maria Alvarez Ponton (szczegółowe wyniki w naszej relacji: Ponton mistrzynią endurance). Autorka przypomina wątpliwości, jakie pojawiły się w związku z egzotyczną lokalizacją zawodów. Wielu uczestników twierdziło, że ich konie nie będą w stanie ścigać się w tamtejszym klimacie. Skoro jednak są to Mistrzostwa Świata, muszą być organizowane w różnych jego zakątkach. Poza tym, wiele rajdów organizowanych np. w krajach Bliskiego Wschodu jest w rzeczywistości mniej wymagających od tych, które odbywają się w południowej Europie. Największa różnica to ta, że na Bliskim Wschodzie są to naprawdę wyścigi – zwycięzca Sheikh Mohammed’s Endurance Cup 2008 ukończył rajd na 160 km w 6 godz. 28 min. 28 sek., osiągając na najszybszej pętli prędkość 30,29 km/h! Dziesięć lat wcześniej analogiczny wynik wynosił 9:00:07. Konie są coraz szybsze, a araby, stworzone do rajdów długodystansowych, zostawiają inne rasy daleko w tyle. Wszelkie obawy okazały się w końcu nieuzasadnione. Zresztą, zawody odbywały się głównie w nocy, ze względu na panujący w ciągu dnia upał. Przed startem zawodnicy otrzymali możliwość treningu, obejmującego m.in. kąpiele wraz z końmi w Morzu Południowochińskim. Malezja oferuje także niezwykłe pejzaże, z długimi plażami i gajami palmowymi, a także wspaniale wyposażony ośrodek o nazwie Terengganu International Endurance Park – pierwszy tego typu obiekt wybudowany na Dalekim Wschodzie.
Dla polskiego czytelnika na pewno interesujący może się okazać felieton „Parting Shot” Christophera Lowe, właściciela agencji Chris Lowe Bloodstock Agency, który próbuje doradzić, jak w dobie kryzysu sprzedawać konie arabskie. I choć jego uwagi dotyczą Wielkiej Brytanii, podobną sytuację można zaobserwować i w innych krajach Europy, w tym w Polsce. Autor kładzie nacisk na konieczność dobrej, skierowanej do potencjalnych klientów reklamy – co powiązane jest niewątpliwie z wymogiem posiadania znakomitych zdjęć i filmów, które można zawiesić w Internecie bądź udostępnić ewentualnym klientom. Pamiętajmy, zaznacza Lowe, że znaczący kupcy mają wiele koni do wyboru, tak więc trzeba od razu przyciągnąć ich uwagę. A gdy już przyjadą obejrzeć konia, należy przygotować go z nie mniejszą starannością niż przed pokazem – a także zapewnić klientom spokojne, przyjazne miejsce do ewentualnych negocjacji. Te proste zabiegi mogą mieć znaczenie w przypadku indywidualnego hodowcy, ale ważna jest przede wszystkim szeroka promocja koni krajowej hodowli. W Wielkiej Brytanii, zauważa autor, jest zbyt wiele pokazów C-klasowych, brakuje natomiast prestiżowego pokazu B-klasowego, na który zjeżdżaliby się goście z zagranicy. Jeden A-klasowy pokaz w Towerlands to stanowczo za mało! Pokazy zaś, może mniej liczne, za to bardziej prestiżowe i właściwie promowane w świecie, musiałyby zaowocować poprawą jakości koni, a także wzrostem zainteresowania – a w konsekwencji pojawieniem się nowych kupców. Bardziej globalne działania wymagają jednak współpracy hodowców – a z tym jest kłopot. Dlaczego – pyta dramatycznie autor felietonu – nie mogą brytyjscy hodowcy zjednoczyć się w celu promocji swoich koni w świecie? Pytanie aktualne nie tylko w Wielkiej Brytanii…
„The Arabian Magazine”, jak zwykle, przynosi także portrety, w tym rzeźbiarki J Anne Butler (pióra Samanthy Mattocks), której prace znane są m.in. odbiorcom trofeów US Egyptian Event. Polskim akcentem w tej sekcji jest wywiad z dyr. Jerzym Białobokiem „Hodowla nie lubi sentymentów” przedrukowany z naszego portalu. Poczesne miejsce zajmuje też fotografia – tym razem reprezentowana przez Gregora Aymara, którego sylwetkę przedstawia Samantha Mattocks. „Konie są częścią mojego życia odkąd skończyłem osiem lat” – wyznaje fotograf. Jako 15-latek umiał już obchodzić się z końmi, trenować je, a nawet pokazywać, choć kontuzja kolana, której doznał, gdy jako zapalony sportowiec trenował na rowerze górskim na Mont Blanc, uniemożliwiła mu nie tylko karierę kolarza, ale i prezentera koni. Jako 19-latek został pomocnikiem Scotta Allmana w jego nowym ośrodku treningowym, a od 10 lat jest członkiem ekipy Franka Spoenle. Studia na wydziale marketingu, a także naturalny talent do fotografowania, który odkrył pięć lat temu, w czasie wizyty w stadninie Murana w Niemczech, pozwoliły mu przekształcić pasję w zawód. Takie były początki Eyecatcher Advertising – firmy Aymara specjalizującej się w promocji koni arabskich. „W Europie potrzeba promowania koni ogromnie wzrosła i nadal rośnie – tłumaczy Gregor. – A żeby robić to naprawdę dobrze, musisz rozumieć konia arabskiego, musisz czuć jego duszę”. Gregor Aymar ma także własne konie arabskie w swojej stadninie DG-Arabians, którą prowadzi wraz ze swoją partnerką Danielle. Pierwszą klacz, odsadka, kupił w Murana Stud 15 lat temu. Pelinka po Absynt jest w jego stadzie do dziś.
Nie każdy może być profesjonalnym fotografem koni arabskich, ale każdy, kto „czuje ich duszę” może wziąć udział w konkursie dla fotoamatorów, ogłoszonym przez „The Arabian Magazine”. Więcej szczegółów w magazynie. Polecamy!
www.thearabianmagazine.com