Reklama
Małopolski Rajd Konia Orientalnego

Wyścigi / Sport

Małopolski Rajd Konia Orientalnego

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
%alttext%%alttext%W pierwszy majowy weekend, w malowniczym zakątku Jury Krakowskiej, zebrała się grupa miłośników koni arabskich i małopolskich, aby zainaugurować sezon wypraw terenowych pierwszym w historii Małopolskim Rajdem Konia Orientalnego.

Na zaproszenie organizatorów Anny Żak i Barbary Stachury, wzięło w nim udział osiem koni, w tym pięć czystej krwi arabskiej. Zastęp poprowadził ogier Witalis (Fawor – Wilejka po El Paso), któremu dzielnie dotrzymywały kroku m.in. Cynober (Metropolis NA – Czanka po Balon), Compan (Fawor – Cometa po Wermut), Maceba (Wojsław – Martynika po Monogramm) oraz Wilkan (Aslan – Weronique po Engar).

%alttext%%alttext%Gospodarzem imprezy była Stajnia „Na Gościńcu” w podkrakowskich Przybysławicach, skąd pierwszego dnia Rajdu wyruszyła ekipa jeźdźców, aby pokonać przewidziane na ten dzień 30 km trasy. Przy pięknej, słonecznej pogodzie zastęp wędrował doliną Dłubni, znaną z malowniczych zakątków. Szlak prowadził na przemian drogami wśród zieleniących się pól i jurajskimi rędzinami, coraz to wznosząc się i opadając ku rzece. Konie musiały również przejść przez strumień, co nie wszystkim przyszło z jednakową łatwością, stąd też przekroczenie Dłubni dla niektórych jeźdźców równało się z brodzeniem w wodzie na własnych nogach. Szczęśliwie wszystkie pary dotarły cało na drugi brzeg. %alttext%%alttext%Po trzech godzinach w siodle przyszedł czas na dwugodzinny popas, podczas którego uczestnicy Rajdu mieli okazję wzmocnić nadwątlone siły świeżo dowiezionymi kanapkami, zaś konie – soczystą trawą. Popołudniowy odcinek trasy prowadził duktami i ostępami leśnymi oraz drogami wśród jurajskich skałek. Niektóre wzniesienia i zjazdy bywały tak strome, że jeźdźcy woleli pokonywać je pieszo, przy okazji dając odpocząć wierzchowcom.
Nie obyło się bez przygód: %alttext%%alttext%– Szukanie telefonu zgubionego w środku lasu to zabawa wymagająca dużego skupienia i samozaparcia – opowiada Anna Żak. – Były też sytuacje wymagające zdolności rodem z serialu o McGyverze, kiedy w jednym z ogłowi, podczas galopu, pękła sprzączka paska policzkowego podtrzymująca wędzidło. Musieliśmy błyskawicznie naprawić uździenicę, nie mając przy sobie żadnego specjalistycznego sprzętu. Udało się dzięki pomysłowi obcięcia jednego z frędzelków osłony przeciw muchom i związaniu za jej pomocą wędzidła z resztą ogłowia. Zadziałało i do końca dnia nie mieliśmy już z tym problemów. %alttext%%alttext%Pierwszy dzień Rajdu zakończył się późnym popołudniem, gdy po ośmiu godzinach w trasie jeźdźcy i konie w doskonałych humorach wrócili do stajni. Wszyscy rajdowicze troskliwie zajęli się swoimi końmi, które tak dzielnie spisywały się przez cały dzień. Po obowiązkowej kąpieli i kolacji konie udały się na zasłużony odpoczynek, zaś jeźdźcy – na wieczorne biesiadowanie w kameralnym gronie. %alttext%%alttext%Drugi dzień Rajdu rozpoczął się od wspólnego śniadania i omówienia planów na resztę dnia. Ze względu na mające się odbyć po południu konkursy zręcznościowe i szybkościowe, przedpołudniowy wyjazd w teren ograniczono do dwóch godzin. Trasa, choć krótsza, nie była wcale łatwiejsza niż ta z pierwszego dnia, ale zarówno konie, jak i jeźdźcy, pokonali ją bez najmniejszych problemów, co potwierdziło dobrą formę uczestników zarówno dwu, jak i czworonożnych.

Po powrocie do stajni i przerwie obiadowej odbył się pokaz pracy z koniem przy użyciu metod naturalnych w wykonaniu Maceby i Bożeny. Zgromadzona publiczność gromkimi brawami wyrażała swój aplauz dla klaczy wkładającej piłeczki do koszyka, podającej właścicielce wskazane przedmioty, bawiącej się obręczami hula-hop i grającej na organkach. Wszyscy widzowie zwracali uwagę na spokój oraz skupienie klaczy na przewodniczce i wykonywanych zadaniach.

%alttext%%alttext%– To pierwszy występ Maceby poza domem i przed tak dużą publicznością – mówi Bożena Tomczak-Wrona, właścicielka klaczy. – Chociaż nie zaprezentowała wszystkich swoich umiejętności, a w domu niektóre rzeczy robi lepiej, niż tu się jej udało, jestem z niej bardzo zadowolona. Chciałam pokazać, że metodami naturalnymi i cierpliwą pracą z koniem można osiągnąć naprawdę dobre efekty i mam nadzieję, że udało mi się przekazać tę ideę publiczności.

Kolejną atrakcją drugiego dnia Rajdu były konkursy: zręcznościowy i szybkościowy. Pierwszy z nich, zwany także konkursem tatarskim, był konkurencją, w której jeźdźcy najpierw musieli pokonać tor przeszkód, składający się z bramki przesłoniętej długimi frędzlami i skomplikowanego slalomu, a następnie przewieźć na czas jajko położone na łyżce stołowej. Przejazd wśród powiewających frędzli i wiezienie jajka na łyżce tylko z pozoru wydają się łatwe. Wielu zawodników poddawało się emocjom i gorącej atmosferze konkursu i szybko traciło zimną krew. W tym konkursie obydwa przejazdy, zdecydowanie najszybsze i w najlepszym stylu, zaprezentował Witalis i to jemu właśnie przypadło zwycięstwo w tej rywalizacji.

%alttext%%alttext%Jako konkurs szybkościowy wybrano barrel racing, przy czym beczki zostały zastąpione balikami słomy. Przejazd wokół trzech balików wymagał ogromnej precyzji i doskonałej współpracy z koniem, bo przy dużych prędkościach zdarzały się wypadnięcia z trasy i pomyłki w schemacie przejazdu, a nawet zdarzyło się, że jeden z koni próbował pokonywać baliki, skacząc przez nie. W tym konkursie wspaniale spisał się Compan, który pod swoją amazonką dwa razy osiągnął najlepszy czas przejazdu, pokonując trasę wokół „beczek” w doskonałym stylu.

Obydwa konkursy były gorąco dopingowane przez żywiołowo reagującą publiczność, która głośno dopingowała każdą parę i gromkimi brawami nagradzała wszystkich startujących. Doskonałej zabawie i salwom śmiechu nie było końca. Publiczność nie zawiodła również podczas rundy honorowej, do samego końca oklaskując wszystkich jeźdźców i skandując imiona zwycięskich koni. Po zakończeniu konkursów, które były ostatnią atrakcją dwudniowej imprezy, wszyscy uczestnicy Rajdu otrzymali pamiątkowe flots, opatrzone logiem specjalnie zaprojektowanym przez Bożenę Tomczak-Wronę. Ponadto każdy z jeźdźców otrzymał drobny upominek jeździecki.

%alttext%%alttext%A potem, przy ognisku i suto zastawionym stole, opowieściom, anegdotom i wspomnieniom, nie było końca do późna w noc. Zaś w niedzielę rano wszyscy żegnali się słowami „do następnego razu”. A ten następny raz planujemy już w sierpniu.

Impreza nie odbyłaby się takim rozmachem, gdyby nie sponsorzy, którym niniejszym serdecznie dziękujemy:
Firmie „ABC II Nieruchomości” – jako sponsorowi głównemu,
Sklepowi Jeździeckiemu „Fausthorse” – za ufundowanie upominków dla jeźdźców,
Firmie „Pro Inventia” – za ufundowanie pamiątkowych flots.

 

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Stigler Stud
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.