Reklama
Przyjazne jeździectwo w Krainie Kuhailana

Wyścigi / Sport

Przyjazne jeździectwo w Krainie Kuhailana

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Róża Ruczajewska i Mameluck, fot. Ewelina Czarnota
Róża Ruczajewska i Mameluck, fot. Ewelina Czarnota

W miniony weekend, 19-20.09, w „Czartorii – Krainie Kuhailana”, czyli Kol. Horyszów na Zamojszczyźnie, po raz pierwszy odbyły się, prowadzone przez Atamana, czyli Krzysztofa Czarnotę, „Warsztaty Przyjaznego Jeździectwa”. Nazwa wzięła się stąd, że Ataman pragnął znaleźć kompromis między poglądami „naturalsów” i zwolenników jeździectwa „klasycznego”.Sam nie opowiada się za żadną z tych opcji ani nie traktuje żadnej z nich jako niewzruszonego dogmatu – uważa po prostu, że użytkowanie koni powinno być przyjazne dla nich, a bezpieczne dla jeźdźców. Wykłady teoretyczne i ćwiczenia praktyczne miały dostarczyć nam wskazówek, jak postępować, aby takie było.
Karolina Tul i Mąciwoda, fot. Ewelina Czarnota
Karolina Tul i Mąciwoda, fot. Ewelina Czarnota

Zajęcia odbywały się przy cudownej, słonecznej, lecz niezbyt upalnej pogodzie i w małym, zaprzyjaźnionym gronie prawdziwych miłośników koni, pragnących zbudować prawidłowe relacje między sobą a swoimi podopiecznymi. Uczestniczyło w nich sześcioro kursantów i tyleż koni, w tym 4 araby i 2 małopolskie. Oprócz „starych wyjadaczy”, jak legendarne już ogiery Mąciwoda c.gn. 1994 (Arbil – Małmazja) i Mameluck kaszt. 1996 (Złotogłów – Machalia) oraz wał. Etrun gn. 1998 (Arbil – Etra), w zajęciach brała udział kl. Złota Zorza gn. 2005 (Metropolis – Zorza Polarna), własność Joanny i Jarosława Nowickich, którzy szkolili się razem z nią. Ogólnie znane są sympatie gospodarza do koni arabskich, szczególnie wywodzących się z rodów kuhailańskich, ale że ukierunkował swoją działalność na użytkowanie rajdowe, a araby własnej hodowli są jeszcze na to za młode, w „Krainie” obecnie trenowane są do rajdów również konie półkrwi. W „warsztatach” uczestniczyły więc także siwa, małopolska kl. Historia 2004 (po udanym debiucie rajdowym na dystansie 50 km w Warce) i wzięty niedawno do treningu ciemnogniady, ośmioletni wał. Kornet M, posiadający w rodowodzie 3/8 krwi arabskiej.
Ataman demonstruje umiejętności Złotej Zorzy, fot. Agnieszka Marcyniuk
Ataman demonstruje umiejętności Złotej Zorzy, fot. Agnieszka Marcyniuk

Ataman zaczął od wykładu teoretycznego, w którym przystępnie objaśnił nam właściwości końskiego umysłu i wynikające stąd wskazówki dla użytkownika. Zważywszy, że koń jest zwierzęciem roślinożernym, którego ewolucja przebiegała w sytuacji ciągłego zagrożenia ze strony drapieżników, ważne jest, aby wymagania stawiane koniowi nie wykraczały poza umowną „strefę bezpieczeństwa” w jego umyśle. Szczególnie konie arabskie źle znoszą siłowe metody treningu, stosowanie nadmiaru „patentów” ograniczających ich swobodę ruchu, a także nerwowe zachowanie jeźdźca. Stąd jednym z dziesięciu przykazań użytkownika koni arabskich, jakie Krzysio nam podał, jest zachowanie „spokoju wodza”. Koń bowiem zbiera emocje jeźdźca jak piorunochron i jego lęk czy nerwowość odbiera jako zagrożenie, co powoduje jeszcze bardziej nerwową reakcję.
Złota Zorza wącha rowek, fot. Agnieszka Marcyniuk
Złota Zorza wącha rowek, fot. Agnieszka Marcyniuk

Przed przystąpieniem do ćwiczeń praktycznych, najpierw z ziemi, potem w siodle, odbyliśmy małą rozgrzewkę gimnastyczną, gdyż kondycja fizyczna jest dla jeźdźca równie ważna, jak psychiczna. Potem gospodarz przydzielił nam konie, na których mieliśmy wykonywać demonstrowane uprzednio przez niego elementy, takie jak „oddawanie” głowy, ustępowanie przodem i zadem, cofanie czy odczulanie na dotknięcia liną i kijkiem. Zarówno konie starsze, jak i młode wykonywały te ćwiczenia prawidłowo, mimo że miały na głowach tylko sznurkowe kantary. Nauczyliśmy się przy tym, że konia nieokiełznanego wędzidłem można łatwo opanować, jeśli nauczy się go uginania szyi w pożądanym przez nas kierunku. Potem dosiedliśmy koni i w siodle przećwiczyliśmy te same elementy, co z ziemi. Pracowity dzień zakończył miły spacer w terenie, podczas którego konie zachowywały się nadzwyczaj spokojnie. Tylko najmłodsza w zastępie, kl. Złota Zorza, nie nabrała jeszcze obycia z wodą, gdyż niechętnie przekraczała kałuże, ale zachęcona łagodną perswazją, pokonała strach.
Agnieszka Marcyniuk i Kornet przechodzą pod „firanką”, fot. Ewelina Czarnota

W drugim dniu organizator kursu postawił przed uczestnikami zadanie pokonania specyficznego „toru przeszkód”. Składały się nań takie utrudnienia, jakich konie najczęściej się boją, a więc bramka z powiewającymi paskami materiału (jak „firanki” w ścieżce huculskiej), pod którą należało przejechać, dwa rowki, słupek z przymocowaną foliową reklamówką (który należało objechać naokoło), przejście po leżącej na ziemi płachcie, przejazd przez drążki i między słupkami ułożonymi z opon. Najpierw oswajaliśmy konie z przeszkodami, prowadząc je w ręku, a potem czekał nas przejazd wierzchem. Najłatwiejsze zadanie mieli ci, którym przypadły w udziale najstarsze, doświadczone konie, odczulone na wszystkie możliwe bodźce, jak Mameluck, Mąciwoda czy Etrun. I pomyśleć, że wszystkim tym trzem koniom kiedyś przyczepiono etykietkę trudnych (czy nawet niemożliwych) do prowadzenia, gdyż miały za sobą ciężkie przejścia, po których straciły zaufanie do człowieka. Jednak dzięki umiejętnemu postępowaniu władcy Krainy Kuhailana odzyskały je i teraz zachowują się tak spokojnie, że mogą dosiadać ich małe dziewczynki.
Mameluck przechodzi przez płachtę, fot. Ewelina Czarnota
Mameluck przechodzi przez płachtę, fot. Ewelina Czarnota

Kornet, Historia i Złota Zorza najbardziej wahały się przed wejściem na płachtę. Udało się to dopiero po kilku bądź kilkunastu podejściach, ale w końcu wszyscy uczestnicy warsztatów zaliczyli tę próbę bezbłędnie. Krzysio podkreślał przy tym, że stosowanie metod siłowych w celu zmuszenia koni do pokonania strachu przed dziwnymi przedmiotami przyniosłoby efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego – nie tylko te obiekty zaczęłyby im się źle kojarzyć, ale ponadto straciłyby zaufanie do jeźdźców!
Pamiątkowe zdjęcie uczestników kursu, fot. Ewelina Czarnota
Pamiątkowe zdjęcie uczestników kursu, fot. Ewelina Czarnota

Te dwa dni przebiegły w cudownej atmosferze, można było zarówno zrelaksować się, jak nauczyć wielu przydatnych umiejętności. Jasne jednak, że nie można poprzestać na jednym takim spotkaniu, gdyż im więcej się ich odbędzie, tym bardziej skorzystamy i my, i nasze konie. Zresztą gospodarz „Krainy” przebąkiwał już o następnych szkoleniach, więc można będzie nauczyć się jeszcze niejednego.

 

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.