W ostatni weekend (9-11 lipca) w Starych Żukowicach pod Tarnowem odbyły się Międzynarodowe i Krajowe Zawody w Konnych Rajdach Długodystansowych. Zawodnicy rywalizowali praktycznie na wszystkich możliwych dystansach, począwszy od dwudziestokilometrowej amatorskiej „L-ki”, a na trzygwiazdkowym międzynarodowym konkursie na 160 km skończywszy. Organizatorzy imprezy – Ranczo Palomino i Jolanta Lubera, przygotowali cztery różne trasy: dwie trzydziesto-, jedną dwudziesto- i jedną piętnastokilometrową. Tu warto zaznaczyć, że przejazd przez bardziej ruchliwe drogi zabezpieczała policja i straż. Tutejsze trasy, mimo że płaskie, nie należą do najłatwiejszych, a to z uwagi na dużą liczbę dróg asfaltowych, szutrowych i sporo kamieni. Nieporównanie przyjemniej jeździ się np. w Zabajce, czy Kuźni Nowowiejskiej. Z drugiej strony, nasi zawodnicy jeżdżący w Europie twierdzą, że to niezłe przetarcie, ponieważ większość europejskich tras to prawie wyłącznie asfalty i kamienie. Zgodnie z tytułem, w Starych Żukowicach było w tym roku rekordowo i to przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, sakramenckie, afrykańskie upały,
sprawiające, że w cieniu odnotowywano około trzydziestu stopni, zaś w słońcu termometrom brakowało skali. I co tu dużo gadać, pokonywanie dystansu w takich warunkach jest nie lada wyzwaniem, zarówno dla zawodników, jak i koni. W takiej temperaturze wychodzi wszystko: przygotowanie konia, rozsądek i taktyka jeźdźca, a także sprawność serwisu, który w czasie wyścigu wylewa na jednego konia po kilkaset litrów wody. To wreszcie najlepszy dowód na to, jak wytrzymałym, twardym i dzielnym jest koń rajdowy. Kibice, którzy po raz pierwszy oglądali konie rajdowe w akcji, nie mogli wyjść z podziwu, że te z wielokilometrowego galopowania w upale niewiele sobie robią. Po drugie, rekordowo było z uwagi na liczbę koni biorących udział w zawodach. Do startu w Starych Żukowicach zgłoszono 74 wierzchowce z Polski, Słowacji i Czech. Na starcie stanęło 68 i, o ile mnie pamięć nie myli, były to najsilniej
obsadzone zawody w całej historii polskich rajdów. Już ubiegły rok był pod tym względem przełomowy, a obecny potwierdza jedynie, że polskie rajdy idą za ciosem, stając się coraz bardziej popularne i zyskując nowych miłośników. Poza tym, liczby mówią same za siebie. Jeszcze w ubiegłym roku w klasie P starowało przeważnie kilka koni, dzisiaj ściga się około dziesięciu (w Żukowicach wystartowało 13). Podobnie klasa N: rok temu miała przeważnie dwu-trzykonną obsadę, w Żukowicach zaś koni było jedenaście. Wypada dodać, że te wierzchowce, które teraz wchodzą do rajdów wyglądają na lepiej przygotowane, a być może są staranniej selekcjonowane. Dla przykładu konie, które w Żukowicach wygrywały międzynarodową gwiazdkę na dystansie 80 km, w krajowym wyścigu klasy N na tym samym dystansie plasowałyby się pod koniec stawki, tracąc pół godziny i więcej do zwycięskich koni.
Bardzo cieszy też coraz liczniejsza obsada zawodów amatorskich, bo to oznacza, że ludzie w rajdy bawią się dla czystej przyjemności i frajdy, niekoniecznie mając wyczynowe zapędy. Z dziennikarskiego obowiązku wypada dodać, że na najdłuższym dystansie CEI* (160 km) zwyciężył Sebastian Karaśkiewicz na arabie Grant (Entyk – Greczynka/Etogram), hod. SK Kurozwęki, zaś w najkrótszym wyścigu na 20 km nie miała sobie równych Anna Stańczak na wałachu arabskim Dzięcioł (Egon – Dzida/Tallin). Szczegółowe wyniki znaleźć można na stronie www.endurance.pl.
Z zawodów w Żukowicach płynie jeszcze taki wniosek, że przy tej liczbie koni pora pokusić się o jakiś bardziej wydajny system sędziowania i zapisywania wyników, bo ten, którym dysponujemy, wydaje się być zbyt siermiężny. Dość powiedzieć, że zawody w Europie możemy śledzić niemal na bieżąco, ponieważ wyniki z każdej bramki są podawane w Internecie praktycznie natychmiast, u nas na pełne wyniki z zawodów (jak w przypadku Starych Żukowic) czekaliśmy kilka dni. Na koniec słowa uznania dla właścicielki Rancza Palomino Jolanty Lubery. Pomijając nawet trudy organizacyjne, proszę sobie wyobrazić, że Jola w sobotę pojechała konkurs CEI 2* (120 km), w którym zajęła trzecie miejsce na ukochanym arabie Cirrus (Borek – Czeczotka/Eukaliptus); dzień później wystartowała i skończyła dystans klasy P – 60 km. Inaczej mówiąc, 120 km w sobotę, i 60 dzień później. I weź tu człowieku z niewiastą rywalizuj…
Więcej zdjęć w galerii: Stare Żukowice, fot. Wiesława Bałut