No i stało się. Na pokazie w Travagliato (Włochy), który odbył się na początku maja, w klasie ogierków rocznych dwa pierwsze miejsca zajęli synowie tej samej klaczy o imieniu Swana (Kubinec – Belissa/Mel Nebli). Swanę jej niemiecki właściciel skojarzył z WH Justicem – efekt tego mariażu, ogierek Lance Lord OS został zwycięzcą klasy – oraz z Ajmanem Moniscione, po którym również uzyskał ogierka, Silverado OS (2 miejsce w klasie).
Cóż w tym takiego przełomowego? Otóż wydaje mi się, że to pierwszy tak wyraźny przypadek w Europie, że w jednej i tej samej klasie rywalizowały ze sobą źrebaki uzyskane drogą embriotransferu tego samego roku od tej samej matki. Skoro zresztą uplasowały się tak wysoko, prawdopodobnie następnym razem od klaczy Swana pobrane zostaną nie dwa, ale co najmniej cztery embriony. Albo sześć, osiem… Dlaczego nie?
Uważam, że to dobry sygnał dla hodowli. Pierwsza korzyść: redukcja liczby klaczy-matek. W Polsce jest już ich ponad tysiąc! I po co aż tyle? Utrzymanie konia arabskiego przecież kosztuje. Biorąc pod uwagę, że można uzyskiwać kilka źrebaków rocznie od jednej klaczy, można by – dajmy na to – czterokrotnie zredukować populację. Nosicielki embrionów nie muszą być przecież arabkami, często oglądamy zdjęcia wymuskanych źrebiąt arabskich u boku ciężkich klaczy innych, mniej wymagających ras. Druga korzyść: wzrost cen za klacze hodowlane. Jak należy się domyślać, po sukcesie w Travagliato wartość klaczy Swana jest znacznie wyższa, choć ona sama zajęła ostatnie, piąte miejsce w swojej klasie. Trzecia korzyść: o ileż łatwiej będzie spamiętać rodowody, skoro potomstwo pochodzić będzie od tak niewielkiej liczby rodziców!
Trochę szkoda tylko, że tak strasznie nudna stanie się lektura katalogów pokazowych. Powtarzalność imion już nie tylko ogierów, ale i klaczy przyprawiać nas będzie o ziewanie, ale ten mały minus nie powinien przysłonić ww. plusów…
Tak, tak, pamiętam, w Polsce ma być dozwolona tylko dwójka źrebiąt rocznie od jednej klaczy. To i tak już dobrze, bo oznacza redukcję stada o połowę. A w przyszłości zapewne uda się poszerzyć te możliwości do trzech lub czterech. W ten sposób być może przebędziemy „arabską” drogę odwrotną – od wielu koni do końskich Adama i Ewy. Jeden reproduktor i jedna klacz, po cóż nam więcej? Drogą eliminacji na placu boju pozostaną przecież te najlepsze, a ich potomstwo, niemal identyczne i bliskie doskonałości, nie będzie już musiało się ze sobą krzyżować, bo w razie potrzeby powieli się rodziców drogą klonowania. Tak rozwiążemy wszystkie dyskusje i dylematy dotyczące hodowli, co wreszcie powinno zadowolić licznych malkontentów.