Wolność słowa należy do podstawowego kanonu zasad obowiązujących w społeczeństwie demokratycznym, a wolność i demokracja to wartości, które wyznają wszyscy. Przynajmniej deklaratywnie. W praktyce jednak okazuje się, że dla wielu osób umiłowanie wolności słowa kończy się wówczas, gdy osoby te dosięga ostrze krytyki wymierzone w ich działalność na niwie publicznej związaną ze sprawowanym urzędem. We współczesnym świecie wolność słowa staje się więc pojęciem coraz częściej relatywizowanym. Z jednej strony media, określające się mianem „wolnych”, stosują autocenzurę, propagując jedynie treści zgodne z linią polityczną, ideową, czy jakąkolwiek inną reprezentowaną przez właściciela danego koncernu medialnego czy tytułu. Wszyscy wiemy, że tego typu cenzura w mediach społecznościowych staje się normą. Z drugiej strony, coraz częściej mamy do czynienia ze zjawiskiem, które dostrzegają prawnicy. Otóż osoby poddane medialnej krytyce stosują obronę przez atak. Wydawałoby się oczywistym, że podmiot krytykowany merytorycznie za swą działalność w sferze publicznej winien na tę krytykę odpowiadać również merytorycznie. Lecz gdy argumentów merytorycznych brak, podmioty te wykorzystują drogę prawną, by uciszyć niewygodne głosy, przy okazji oblekając się w szaty skrzywdzonych niewiniątek. Groźba uwikłania się w wieloletni spór sądowy i grożące za „pomówienie” kary skutecznie zamykają usta wielu krytykom. Mnożą się więc różnorakie pozwy i sprawy sądowe, które mają za cel obronę własnych interesów poprzez zdławienie krytyki, nie zaś obronę czci i honoru, czy też merytorycznych racji.
Osoba Anny Stojanowskiej jest klasycznym przykładem wyżej opisanego mechanizmu. Owa ex urzędniczka ANR nigdy nie odniosła się do zarzutów kierowanych wobec jej działalności na tym stanowisku – konkretnie chodzi o sposób sprawowania przez Annę Stojanowską nadzoru nad PSK przez bite kilkanaście lat. Pragnę przypomnieć Annie Stojanowskiej, że jej obowiązkiem jako inspektor ANR było dbanie o interes hodowlany oraz finansowy Państwa, zaś wszelkie zaniedbania w tym zakresie podlegały i podlegają ocenie i krytyce, zgodnie z procedurami przyjętymi w demokratycznym państwie prawa. Niewątpliwie Anna Stojanowska ma się z czego tłumaczyć i zainteresowana dobrze o tym wie. Zakres tego tłumaczenia dotyczy również okresu od zwolnienia Anny Stojanowskiej z ANR. Wówczas to bowiem rozpoczęła się jej publiczna działalność wymierzona w państwową hodowlę koni arabskich. Cóż więc czyni Anna Stojanowska i jej zaplecze w obliczu takiej sytuacji? Otóż przyjmuje taktykę, iż wszelka krytyka Anny Stojanowskiej to naruszenie majestatu i niedozwolony atak na fundamentalne wartości demokratyczne. Kto ośmiela się dopuścić krytyki Anny Stojanowskiej, ten musi ponieść karę, taką czy inną. W żadnym przypadku Anna Stojanowska nie będzie odpowiadać na jakiekolwiek słowa krytyki, bo takiej krytyki po prostu ma nie być.
W dniu 02.10.2020 r. Anna Stojanowska umieściła następujące oświadczenie na blogu swego medialnego sojusznika: „Dość. Miarka się przebrała. Przez długi czas (zbyt długi) wychodziłam z założenia, że brudów nie należy dotykać, bo to i nieestetyczne i niehigieniczne. Jak się okazało, mój brak reakcji i unikanie obrzucania się w mediach społecznościowych inwektywami był z gruntu błędnym założeniem. Niestety, dożyliśmy czasów, w których skala chamstwa, szerzenia nienawiści, opluwania innych, rozpowszechnianie kłamliwych informacji i rzucania oszczerstw jest niewyobrażalna! Osiągnęłam tylko tyle, że osoby pokroju Beaty Kumanek czują się bezkarne, a cisza i ignorowanie jej osoby jeszcze eskalują słowną przemoc. Beata Kumanek już dawno przekroczyła wszelkie granice przyzwoitości, jakiś czas temu przekroczyła również granice prawa. Dlatego też informuję o skierowaniu sprawy na drogę prawną, a o skali kłamstw i pomówień Beaty Kumanek niech zadecyduje sąd”.
Oświadczenie Anny Stojanowskiej jw. zostało sformułowane jeszcze przed publikacją na portalu https://www.polskiearaby.pl mojego tekstu pt. „Mętne wody”, który to tekst został przywołany przez Annę Stojanowską w jej prywatnym oskarżeniu mojej osoby skierowanym do sądu karnego. Jak się domyślam, bezpośrednią przyczyną tej erupcji świętego oburzenia Anny Stojanowskiej były moje wezwania, by Anna Stojanowska wytłumaczyła się z niezwykle kontrowersyjnej listy janowskich koni wytypowanych na aukcje Pride of Poland 2020 oraz Summer Sale 2020, jak również do uzasadnienia powodu ustanowienia tak skandalicznie niskich cen rezerwowych na janowskie klacze, czego kwintesencją była sprzedaż klaczy Aplia za 10 tysięcy euro. Cytowane powyżej oświadczenie Anny Stojanowskiej odnosiło się więc do komentarzy, które umieszczałam na blogu spolegliwego, a do czasu zablokowania moich wpisów miłującego wolność słowa demokratę i właściciela przedmiotowego bloga. Jeżeli dla Anny Stojanowskiej przedstawianie takich wyjaśnień jest dotykaniem nieestetycznych i niehigienicznych brudów, to w istocie otrzymujemy jej własną ocenę okoliczności związanych z typowaniem przez nią janowskich koni na sierpniowe aukcje, jak również z ustanowieniem na skandalicznie niskim poziomie cen rezerwowych na te konie. Może więc należy wyprać te brudy za Annę Stojanowską, skoro ona sama brudów nie dotyka. Z kolei ja nie tykam się inwektyw rozumianych jako bluzgi, obelgi czy wulgaryzmy, a takowe są mi zarzucane. Tak czy siak, Anna Stojanowska nie zdecydowała się wytoczyć mi sprawy sądowej na gruncie komentarzy pisanych do rzeczonego bloga, gdyż w sposób niebudzący wątpliwości dotyczyły one meritum.
W dniu 20.10.2021 na portalu https://polskiearaby.com ukazał się mój blog pod tytułem „Mętne wody”. Kto czytał, ten wie, iż tekst ten był poświęcony działalności Tomasza Chalimoniuka, lecz znalazły się w nim również odniesienia do Anny Stojanowskiej. Co dziwi w zachowaniu oskarżycielki to to, iż zawarte w omawianym tekście zarzuty wobec Anny Stojanowskiej były już wielokrotnie formułowane na przestrzeni ostatnich lat, na dodatek przez jej własnych kolegów z branży. Zarzutów ze strony arabiarzy było więcej, i to dużo poważniejszych, gdyż kwestionujących osobistą uczciwość Anny Stojanowskiej. A jednak, Anna Stojanowska nigdy nie wystąpiła na drogę prawną przeciwko innym osobom z arabiarskiego światka. Powody są oczywiste. Z jednej strony, nie miała szans na wygraną, z drugiej zaś nie chciała rzucać rękawicy ludziom, którzy mogą być dla niej przydatni, lub którzy mogą jej zaszkodzić w prowadzonych przez nią interesach związanych z handlem końmi arabskimi. Interes ponad wszystko. Co innego Beata Kumanek. Osoba ta nie ma żadnych związków ze środowiskiem zawodowym Anny Stojanowskiej, nie posiada również żadnych koneksji. Po prostu jest nikim. A jednak, ten ktoś znikąd ośmiela się atakować nietykalną Annę Stojanowską. Co gorsza, ośmiela się również atakować człowieka, który przywrócił ją do SK Janów Podlaski. Takiej zniewagi nie można darować.
Oto jak radca prawny Jacek Ciepluch, reprezentujący Annę Stojanowską, skonkludował sprawę w prywatnym akcie oskarżenia skierowanym do sądu: „Mając powyższe na względzie, uznać należy, iż tekst autorstwa oskarżonej prywatnie, w którym zarzuciła ona Annie Stojanowskiej kolejno: wywołanie kryzysu wizerunkowego polskiego konia arabskiego i tworzenia wokół państwowej hodowli złej atmosfery; niszczenie na arenie międzynarodowej wizerunku państwowych stadnin koni arabskich i wizerunku państwa polskiego; inicjowanie i zorganizowanie ataku medialnego na aukcję Pride of Poland 2018 w celu zdyskredytowania stadnin koni w Janowie Podlaskim i Michałowie i odwołania Macieja Grzechnika z funkcji prezesa Stadniny Koni Michałów; szkalowanie państwowych stadnin koni i zniechęcanie do przyjazdu do Polski aukcjonerów i hodowców; współpracę z posłami PO i organizowanie w mediach nagonek na państwowe stadniny – w sposób niewątpliwy zniesławiły oskarżycielkę prywatną. Nieprawdziwe informacje zawarte przez oskarżoną prywatnie w tekście umieszczonym na blogu internetowym wypełniły znamiona występku kwalifikowanego z art. 212 par.2 kk.” Czyżby?
W sierpniu 2020 roku Krzysztof Jurgiel opublikował broszurę pt. „Dlaczego w Stadninach Koni Arabskich była potrzebna dobra zmiana?”. Broszura ta stanowi podsumowanie i uzasadnienie wszystkich zarzutów kierowanych od 2016 roku wobec Jerzego Białoboka, Marka Treli oraz Anny Stojanowskiej. Rzecz jasna, osoby te nigdy nie odniosły się w sposób rzeczowy do stawianych im zarzutów. W zamian, postawili się w sytuacji osób nieskazitelnych, epokowych i jedynie słusznych, którzy zostali skrzywdzeni przez dobrą zmianę. Prawda była taka, że przy całkowitej bierności Anny Stojanowskiej, nadzorującej PSK z ramienia ANR do 2016 roku, za prezesury Jerzego Białoboka i Marka Treli, w zarządzaniu stadninami koni jako spółkami Skarbu Państwa doszło do wielu nieprawidłowości i patologii, takich jak bagatelizowanie złego zarządzania oraz tolerowanie szkód i prywatnych korzyści uzyskiwanych na majątku państwowym. Jak pisze Krzysztof Jurgiel, „w lutym 2016 roku prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski (polityk PO) przekazał informację o wynikach kontroli w 13 spółkach hodowli koni, przeprowadzonych w latach 2013-2014. Bardzo negatywnie wypadła ocena nadzoru właścicielskiego ze strony ANR, która nie prowadziła analizy ekonomicznej opłacalności hodowli koni (……………………….), nie były przestrzegane procedury związane z wyceną i sprzedażą koni, przez co stadniny ponosiły straty. W stadninie janowskiej zaniżano nawet wartość księgową koni. W tejże stadninie prowadzono pensjonat dla koni bez uporządkowanych zasad dotyczących opłat, preferencji, rezygnowano ze ściągania należności i odsetek. W ocenie NIK dowolność postępowania mogła mieć charakter korupcjogennny”. I co na to Anna Stojanowska? Co na to Marek Trela? Co na to Jerzy Białobok? Cytując dalej Krzysztofa Jurgiela: „Kontrola doraźna ANR przeprowadzona w 2012 r. potwierdziła pogarszającą się sytuację ekonomiczną stadniny w Janowie Podlaskim. Bałagan w rejestrach umów, chaos w dokumentacji spółki, wystawiały złe świadectwo zarządowi. Kontrolerzy zarzucili niedostatki w nadzorze weterynaryjnym nad stadem krów, błędy w żywieniu oraz nieodpowiednie warunki utrzymania. Wydajność mleczna krów była znacznie niższa, niżby to wynikało z kontroli użytkowej. Janowską stadniną kierował lekarz weterynarii i choćby z racji zawodowych opieka nad zwierzętami powinna być tam wzorowa. Niestety nie była”. Jednym z najpoważniejszych zarzutów wobec „nieskazitelnych” jest wydzierżawianie najlepszych polskich klaczy do transferu embrionów, co sprawiało, że po takich zabiegach czempionki świata nie mogły więcej rodzić. Uszczerbek dla bezcennej puli genowej utrzymywanej w PSK był ogromny i niepowetowany. Ujmując rzecz w telegraficznym skrócie, za Krzysztofem Jurgielem: „pokrzywdzone rzekomo osoby odczuwają po dzień dzisiejszy dyskomfort z powodu utraconych korzyści finansowych. Trudno się więc dziwić, że tyle energii i pomysłowości wykazywali i wykazują, by dyskredytować janowskie aukcje koni arabskich, a nawet szerzej – całą polską hodowlę na forum krajowym i międzynarodowym”.
Jest rzeczą absolutnie niewiarygodną, by przy skali zarzutów wobec „Wielkiej Trójcy” oraz dokładnego ich udokumentowania, Anna Stojanowska kreowała się na kolejną „wielką” państwowej hodowli koni arabskich, wraz z „żyjącymi legendami” tejże, czyli Jerzym Białobokiem i Markiem Trelą. W istocie sprawy wyglądają tak, że osoby te straciły znaczenie w światowym środowisku koni arabskich, wraz z utratą swych posad w PSK. Szczególnie spektakularny jest upadek Marka Treli, któremu jeden z szejków podziękował za współpracę, widząc, jak nieudolnie zarządza on jego stadniną. Jedyną ofertą ze świata dla „wielkiego” Marka Treli pozostała litościwa propozycja księżniczki Alii z Jordanii, by wspomógł ją w tworzeniu azylu dla dzikich zwierząt. A jeśli chodzi o konie arabskie, to Marek Trela pomaga księżniczce wybierać araby mające zostać oferowane na prezenty dla koronowanych głów. Cóż, bardzo odpowiedzialna funkcja. Czy może więc dziwić, że Marek Trela i Anna Stojanowska robią wszystko, by powrócić do SK Janów Podlaski? Marek Trela otwarcie deklaruje w mediach swą chęć „pomocy” SK Janów Podlaski. Ciekawe, w czym? Wszak janowska stadnina nie rozdaje koni koronowanym głowom. W tych zamiarach wspiera Stojanowską i Trelę pełnomocnik ds. hodowli koni. Tym samym Tomasz Chalimoniuk wspiera osoby, które nigdy więcej nie powinny mieć żadnego wpływu na PSK. Anna Stojanowska dobitnie pokazała w 2020 roku, jak wygląda jej „pomoc”.
Jako się rzekło, „szkalowanie” Anny Stojanowskiej nie może ujść płazem, więc machina sądowa została puszczona w ruch. Obligatoryjnym, wstępnym elementem procesowym postępowania w trybie oskarżenia prywatnego przed sądem karnym jest tzw. posiedzenie pojednawcze. Wraz z odpisem prywatnego aktu oskarżenia Anny Stojanowskiej, otrzymałam z Sądu zawiadomienie, iż takowe odbędzie się 31 marca 2021 roku o godzinie 14.00. Oskarżyciel prywatny może być zastępowany przez pełnomocnika, co oznacza, że na posiedzeniu pojednawczym może stawić się sam pełnomocnik. Tak też się stało. W posiedzeniu, któremu przewodniczyła SSR Justyna Koska-Janusz, Annę Stojanowską reprezentował radca prawny z kancelarii Jacka Cieplucha. Oskarżycielka prywatna nie stawiła się na posiedzenie pojednawcze, lecz jej nieobecność była usprawiedliwiona. Pełnomocnik tejże przedstawił na omawianym posiedzeniu propozycję zawarcia ugody polegającą na złożeniu przeze mnie publicznych przeprosin Anny Stojanowskiej wedle przedstawionego mi tekstu, jak również zapłaty określonej sumy. Propozycja ta została przeze mnie odrzucona, więc SSR Justyna Koska-Janusz wyznaczyła termin rozprawy głównej na dzień 7 czerwca 2021.
Odejście na wiecznie zielone pastwiska nieodżałowanej Pingi rodzi kolejne pytania do Anny Stojanowskiej. Wszak wiadomo, że wydzierżawienie Pingi do Cedar Ridge Arabians i Davida Boggsa było jej dziełem. Teraz wszyscy mówią jednym głosem, że ta ostatnia dzierżawa Pingi była niepotrzebna. Poniewczasie. Czy istotnie dzierżawcą była „sprawdzona” stadnina, jak pisze Alina z fejsbuka? Pytań jest wiele i przyjdzie czas, by je zadać. W chwili obecnej mam nadzieję, że Pinga zostanie odpowiednio upamiętniona, nie tylko przez swoją macierzystą stadninę, ale również przez KOWR, PZHKA oraz PKWK. Trzeba być prawdziwym miłośnikiem koni arabskich, by uświadomić sobie skalę straty dla państwowej hodowli wynikającej z utraty Pingi. Czy pełnomocnik ds. hodowli koni ma coś do powiedzenia w tej sprawie? Zapewne tyle, że za Pingę wpłynie ubezpieczenie i opłata za dzierżawę, więc straty nie ma. Każda ikona ma swój koniec i trzeba iść dalej… Czyż nie tak?