Reklama
Wolne dzieci wiatru

Ludzie i Konie

Wolne dzieci wiatru

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email

Przed sześcioma laty, nieopodal Rzeszowa, zainaugurowała działalność stadnina koni arabskich Kielnarowa (własności Czesława Witko). Jeśli tylko aura dopisuje, stado hasa po niemal 180-hektarowym chutorze Tarnawka, okolonym malowniczymi Wzgórzami Dynowskimi – przedsionkiem Bieszczadów. I właśnie tam towarzyszył arabom Tadeusz Budziński. Renomowany fotograf, mający na koncie liczne nagrody i wyróżnienia zawodowe, znany jest czytelnikom z wyjątkowej estetyki albumów poświeconych Podkarpaciu, wilkom oraz koniom huculskim, opublikowanych nakładem tego samego edytora. Muszę przyznać, że z pewną obawą sięgnąłem po najnowsze jego dzieło. W pamięci mam bowiem kadry „najpiękniejszych koni na świecie” – że posłużę się porównaniem Józefa Korolkiewicza – autorstwa Zofii Raczkowskiej, od półwiecza niezrównanej fotograficznej portrecistce tych rumaków. Już jednak pierwszy rzut oka na otwierające album czarno-białe zdjęcie przedstawiające kłusującego na ogierze Nenufar znanego skądinąd satyryka – Krzysztofa Czarnotę, ukoiło mój niepokój. Fotografie zgrupowano w sześciu cyklach tematycznych: „Wolny tabun”, „Lato”, „Zima”, „Koń i koń”, „Uszy, oczy, chrapy” oraz „Galop”. Przyjrzyjmy się im po kolei.

„Wolny tabun” to kronika sui generis. Fotograf podąża tropem stada, obserwuje jego zachowania w pięknych okolicznościach przyrody – jak perorował niezapomniany bohater kultowej satyry filmowej, autorstwa reżysera znanego ostatnio bardziej pod pseudonimem TW „Krost”. Z zapartym tchem przypatrywałem się arabom kłusującym o brzasku, w mgielnym całunie, promieniach dopiero co obudzonego słońca albo zlęknionych czającą się na nieboskłonie burzą. Szczególnie miłe wrażenie wywołały we mnie kadry jesienne. Ta, najbogatsza chyba pora roku, cieszy oczy mnogością barw, z przewagą żółci i czerwieni, doskonale współgrających z siwą, gniadą i karą maścią urodziwych wierzchowców, jak się zdaje, czujących schyłek przyrodniczego cyklu, toteż łapczywie pałaszujących koniczynę i trawę na tle zagajnika o „płonących” liściach.

Po chwili cofamy się w czasie o kilka tygodni, podziwiając kanikułę bohaterów książki. A więc przede wszystkim zabawy, pościgi, gonitwy, skoki, w scenerii kwitnących pastwisk. Rozbrykane towarzystwo zdaje się nie mieć w okresie letnim żadnych obowiązków. Zupełnie tak jak niektórzy urlopowicze. A speszone spojrzenie Freski sprawia wrażenie, jakby została przyłapana in flagranti na jakichś niecnych czynnościach. Inaczej Etura, metodycznie przeżuwająca zielony pokarm, ze stoickim spokojem ignorująca obecność intruza. Araby z Kielnarowej mają możliwość posmakowania śniegu. Dosłownie, bo wypuszcza się je na dwór także zimową porą. Jak sugeruje we wstępie profesor Andrzej Strumiłło – wielki admirator koni czystej krwi – właściciel wzoruje się na Spirydonie Ostaszewskim, cenionym hodowcy sprzed 150 lat, prekursorze hodowli ekstensywnej, który „kupiwszy mogileński klucz z ogromnymi stepami, nabył 400 klaczy z ordynaryjnych, chersońkich tabunów, z których zmyślał wyprowadzać dobre konie przez poprawę lepszymi ogierami. Stada tego nigdy nie zimował paszą suchą, chodziło ono całą zimę po stepach, wygrzebując zeschłą trawę spod śniegu”. W połowie XIX stulecia nie było to mile widziane, ba, doprowadziło hodowcę przed sąd. Spór pomiędzy nim a inspektorem stada rządowego Filipem Eberhardem – zwolennikiem chowu alkierzowego (z częstym wykorzystaniem stajni) trwał 16 (szesnaście!) lat. Niestety, autor urzekającego stylistką wstępu nie podaje, jaki werdykt wydała Temida.

„Koń i koń” także w istotnej części rozgrywa się zimą. W pamięć zapada zwłaszcza sekwencja obrazująca pojedynek Argentino i El Giewonta o prymat w tabunie. Finałowa fotografia wskazuje, iż zakończył się on polubownie – czworonożni adwersarze osiągnęli kompromis. I co wy na to, panowie z PO i PiS-u?

Przekładam kilka kartek ukazujących stadne igraszki, dochodząc do rozdziału poświęconego konterfektom. Klacz Argentyna smutną ma twarz, niczym Anna Maria z rzewnego przeboju „Czerwonych Gitar”. Circe unika obiektywu. Czyżby nie wierzyła we własną fotogeniczność? Etura wygląda na bardzo skromną, gdyż spuszcza powieki. Ciemnej karnacji ogierek ze strony 98 być może wypatruje… Ireny Karel. Czołowa seksbomba peerelowskiej kinematografii dosiadała podobnego, choć z pewnością nie tak rasowego rumaka, mknąc po szlakach i bieszczadzkich bezdrożach – przy okazji czarując wdziękami Bruno O’Ya i Marka Perepeczkę oraz kinomanów, w niezapomnianym easternie Aleksandra Ścibora-Rylskiego „Wilcze echa”.

Na deser autor proponuje dynamiczny wizerunek fotografowanych. Rozwiane grzywy, falujące ogony stada galopującego po stromiznach łąk oraz leśnych duktach doskonale symbolizują poczucie wolności, z jakim nieodparcie kojarzą się te najszlachetniejsze ze stworzeń czterokopytnych.

Album jest dwujęzyczny, polski tekst został przetłumaczony na angielski przez Renatę Downey. Wedle niej, podtytuł „Dzieci wiatru” w języku Szekspira brzmi: „Drinkers of the Wind”. No cóż, widać translatorka hołduje zasadzie, że wierność przystoi małżeństwom, a nie przekładom.

Tadeusz Budziński „Araby. Dzieci wiatru”, Wydawnictwo Libra
Relacja z promocji albumu na Targach Książki

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.