Reklama
200 lat Janowa za rok; 100 lat hodowli arabów w Janowie za 3 lata

Ludzie i Konie

200 lat Janowa za rok; 100 lat hodowli arabów w Janowie za 3 lata

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email

Należę do tych szczęśliwców, którym udało się wypatrzyć – w pewnym mokotowskim antykwariacie – dzieło współczesnym czytelnikom niestety niedostępne, a mianowicie „Dzieje państwowej stadniny w Janowie Podlaskim 1817-1939”, pióra prof. Witolda Pruskiego, wydane w 1948 roku przez Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk. Lektura to nader ciekawa, bo Profesor przytacza nie tylko wiele szczegółów dotyczących historii stadniny, ale i masę pysznych anegdot. Jeśli tylko cierpliwy wielbiciel koni czystej krwi przebrnie przez detaliczne rodowody wszystkich janowskich folblutów (nie zapominajmy, że hodowla koni czystej krwi w Janowie datuje się od 1919 roku – wcześniej nieliczne obecne tam araby używane były do uszlachetniania innych ras), doczeka się i tego, co go najbardziej interesuje.

 

Czy to jednak folbluty, czy araby, fascynująca okazuje się galeria postaci, które zapisały się w historii stadniny, decydując o tym, jaki hodowla ta obierała kierunek. A nie był on wcale zawsze jednoznaczny.

 

Era Potockiego

 

Pierwszą osobistością Janowa był Koniuszy Wielki Koronny Aleksander Potocki z Wilanowa (1776-1845), syn Stanisława Kostki Potockiego i Aleksandry z Lubomirskich. On to dekretem carskim został ustanowiony przełożonym stada. Misję wyboru i sprowadzenia ofiarowanych przez cara Aleksandra I 150 ogierów i klaczy powierzył koniuszemu Rzewuskiego, Niemcowi o nazwisku Ritz. Podczas gdy Ritz starał się wywiązać z powierzonego mu zadania (stanął w Moskwie 8 maja 1817), ze skarbu państwa wyasygnowano 121 tysięcy złotych polskich na koszty przygotowania i urządzenia stadniny, którą postanowiono ulokować w Janowie. Nie była to pierwsza propozycja; początkowo wskazano Kołodziądz, jednak radca stanu Antoni Sumiński przedstawił negatywną opinię o tym obiekcie. Tymczasem Ritz, zwolennik koni angielskich, mimo iż długo nie znajdował odpowiedniego materiału, dobrał w końcu 25 ogierów i 90 klaczy, a resztę dokupił. Do Janowa dotarł z transportem 54 ogierów (w tym 9 arabskich), 100 klaczy (w tym 2 czystej krwi) i 33 trzylatków 18 grudnia. Główna siedziba stada mieściła się wówczas na terenie zamku biskupiego. „Ten, który dokonał tej budowli wart kary, a przynajmniej nagany… Gdyby kiedy Wielki Xsiąże (Konstanty) tam przybył, nie uniknęlibyśmy ciężkiego hałasu i wyrzutów” – pisał Sumiński po oględzinach stajni. Z czasem jednak poczyniono inwestycje, a mankamenty naprawiono.

 

Jak odnotowuje prof. Pruski, w 1822 r. zakupiono do stada 3 ogiery arabskie, w tym Alabadżaka z hodowli Wacława emira Rzewuskiego. Ogier ten położył spore zasługi, a jego krew zachowała się w stadzie Stanisława Gajewskiego w Gembarzewie aż do II wojny światowej.

 

Aleksander Potocki przekazał miłość do koni swym potomkom – jego synowie August i Stanisław piastowali godność dyrektora Janowa; inny syn, Maurycy (a także syn jego August) byli długoletnimi prezesami Towarzystwa Wyścigów Konnych; córka Natalia poślubiła Romana Sanguszkę ze Sławuty. Rządy Potockiego kronikarze Janowa wspominają z wielkim uznaniem. Na stanowisku pozostał do 1832 roku, będąc nie tylko uzdolnionym administratorem, ale i hodowcą.

 

Polska historia toczyła się jednak swoim trybem i rok 1831 (powstanie listopadowe) oznaczał dla Janowa ewakuację stada i jego wędrówkę po kraju. Po stłumieniu powstania hodowlę zreorganizowano; inspektorem został uczeń Aleksandra Potockiego Józef Dulewski, a podinspektorem dotychczasowy „lekarz zwierząt” Filip Eberhard. „Okres lat trzydziestych i czterdziestych – pisze Pruski – był „złotym wiekiem” Janowa. Potem linia załamała się i stado szybkimi krokami chylić się zaczęło ku upadkowi, aż wreszcie kilka niefortunnych eksperymentów, zmierzających do zmiany kierunku hodowlanego, „położyło” je w piątym i szóstym dziesiątku lat całkowicie”. Stado janowskie przez lata cieszyło się wielkim poważaniem i hodowcy prywatni często korzystali z udostępnianych reproduktorów. Ale, jak pisze Pruski, już na początku lat 40. zaczęły się pojawiać u koni janowskich „symptomy przedelikacenia pogłowia – zbyt silną dawką pełnej krwi angielskiej”. Pod koniec dekady upadek był już wyraźny, a używane ogiery dawały nierokujące potomstwo („cienkie, drobnokostne”); selekcja matek również była niedostateczna. Aby naprawić sytuację, zaczęto sprowadzać duże i ciężkie konie półkrwi, co nie przyniosło spodziewanych efektów. „Od hodowców prywatnych nie kupowano prawie nic – relacjonuje Pruski. – Stado remontowało się własnym przychówkiem oraz zakupami za granicą a to nie tylko pełnej, ale i półkrwi (…) Zakupywanie ogierów do stad państwowych niezmiernie podnosi stada prywatne, stwarza dla nich zbyt na najcenniejszy materiał, działa na psychikę hodowców, otwiera pole do emulacji, roznieca zamiłowania i pasję, która jak wiadomo odgrywa w hodowli wielką rolę. Jednocześnie przy zakupie prywatnym także wcielanie własnego przychówku rządowego odbywa się ostrzej i sztuki słabsze odpadają, gdy natomiast stado remontuje się jedynie tylko własnym przychówkiem, siłą rzeczy „przymyka się jedno oko”, jeśli czasami nie obydwa!”.

 

Popsuć łatwo, a naprawić trudno

 

W 1848 dyrektorem stada mianowano syna Aleksandra Potockiego, Augusta. Wraz z tą nominacją, ubolewa Pruski, przyszły dla Janowa mniej pomyślne czasy. „Nie był on znawcą tej chociażby miary co jego ojciec Aleksander (…) wstąpił na to stanowisko w okresie bardzo trudnym, stado degenerowało, należało je ratować, lecz jak wiadomo popsuć jest łatwo, a naprawić trudno”. To decyzją Augusta zaczęto sprowadzać do Janowa „clevelandy, yorkshiry, meklemburgi, kłusaki orłowskie itp”. W 1857 zdecydowano się na dolew krwi arabskiej i tak trafił do Janowa ze stada króla wirtemberskiego w Weil ogier Dżelabi (Dżelaby or.ar. – Beko III/Amurath) oraz klacze Zulejka (Amurath – Sady), Alma (Chaban – Alga) i Arabka (Amurath – Saya). Ojciec Dżelabiego, zakupiony w Kairze w 1844 do Rejterowic Władysława Rozwadowskiego za 2500 guldenów, sprzedany został do Weil za 20 tysięcy guldenów. Jego syn kosztował 3500 guldenów. Przy okazji opisu tego ogiera Karol Fryderyk Seelig (ur. 1798 w Saksonii, zm. 1873), od 1835 „lekarz zwierząt”, a od 1845 koniuszy w Janowie Podlaskim, pod koniec służby pełniący obowiązki inspektora stada (pracował do końca 1867), w artykule „Materiały dla oznakomlenija s Janowskim Konskim Zawodowom” („Żurnal Konnozawodztwa” 1868): tak pisał o arabach: „Do zaprzęgu konie te są zbyt małe i słabe, pod wierzch też wzrostu zbyt małego i niedostatecznie mocne. Mimo woli nasuwa się pytanie, – do jakiego użytku nadają się one; chyba tylko do stada ogierów, gdyż w kraju tutejszym szczególnie lubią konie arabskie: bez względu na to, czy dobre one czy nie, czy nadają się do stada, czy też nie – wszystko jedno (…) również i klacze po Dżelabim nic prócz szkody nie mogą przynieść stadu: jaki produkt może dać matka małego wzrostu, cienkokostna, z długimi wywróconymi na zewnątrz pęcinami, z bokami mało pojemnymi dla zmieszczenia płodu…”. Jak widać, konie czystej krwi nie wszędzie i nie zawsze cieszyły się dobrą opinią.

 

Gdzie pieprz rośnie… Ucieczki z Janowa

 

August Potocki ustąpił ze stanowiska w 1861. I choć, jak pisano, strącił stado z tej wyżyny, na jakiej się znajdowało, to potem było jeszcze gorzej. Przyczyniła się do tego i historia – w 1863 wybuchło powstanie styczniowe. W ciągu kilku lat (1861-66) zmieniło się czterech dyrektorów w centrali w Warszawie i trzech inspektorów w Janowie. Janusz Konrad Rostworowski, który objął urzędowanie po Auguście Potockim, po trzech miesiącach wziął urlop, wyjechał do Drezna i więcej nie wrócił. Dyrekcję Janowa, gdy stało się jasne, że dyrektor nie powróci, objął przyrodni brat Augusta, Stanisław Potocki. Wkrótce jednak wziął urlop i udał się do Berlina. Gdy wszystkie terminy minęły i znów stało się jasne, że stanowisko jest wolne, mianowano Zygmunta Wielopolskiego. Ten po kilku miesiącach wziął urlop, opuścił kraj i… słuch o nim zaginął, w każdym razie w Janowie, bo rodzina zapewne jego losy znała. Nie wiadomo, co takiego straszyło w Janowie, że kolejni zarządcy uciekali po kilku miesiącach sprawowania urzędu. Nieobecni i tak mieli wiele szczęścia, że nie istniały wówczas media społecznościowe…

 

W 1864 wysłano do Janowa komisję, która wybrakowała 98 koni. Powstał też projekt likwidacji stada i gdyby nie interwencja reformatora jazdy rosyjskiej, znawcy i miłośnika koni, wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, brata cesarza Aleksandra II, być może na tym skończyłaby się historia janowskiej stadniny. Na jego prośbę decyzję odłożono, a zarząd stada oddano płk. (później generałowi) Aleksandrowi Meszczerskiemu. Janów stał się w pełni podporządkowany władzom w Petersburgu; językiem urzędowym ustanowiono rosyjski, a pracowników zaczęto przysyłać z Rosji.

 

Zakończywszy opisywać dzieje stadniny w tym pierwszym etapie, prof. Pruski kreśli jak najobszerniejsze, na ile pozwala zebrana dokumentacja, portrety ważnych dla niej w tamtym czasie osób: wspomnianych wyżej Filipa Eberharda i Karola Fryderyka Seeliga, a także sekretarza Dyrekcji Stad i Stadnin Michała Welinowicza, dyrektora Stad i Stacyj Stadnych Janusza Rostworowskiego oraz „bereitera” Fryderyka Trippenbacha.

 

Dżelabi zostaje Twiordym

 

Nowy rozdział w historii Janowa rozpoczyna się w roku 1868. O gen. Meszczerskim, władającym wówczas stadniną, pisze prof. Pruski, że „był to człowiek bez specjalnego przygotowania hippologicznego i pozbawiony uzdolnień w tym kierunku”. Intensywna rusyfikacja przejawiała się m.in. w zmienianiu nazw koni. Np. arab Abubekir został „Wiesiołym”, Dżelabi „Twiordym”, Kair „Ziemlakiem”, a Basza „Głupoim”. Wkrótce do stadniny przybyły ogiery Bagdad Koheilan or.ar. 1854 oraz Iskander Pasza 1851, złoty medalista wystawy światowej w Paryżu w 1867 (zakupione od Romana Sanguszki ze Sławuty), a następnie inne ogiery i klacze arabskie. W 1874 Meszczerskiego zastąpił gen. Borys Sievers. „Nominacja ta w niczym nie poprawiła sytuacji, przeciwnie raczej ją pogorszyła” – konstatuje Pruski. Sievers był bowiem urzędnikiem, nade wszystko pragnącym się dorobić, a przy tym gorliwym rusyfikatorem. Przez lata rządów Meszczerskiego i Sieversa Janów, jak ubolewa Pruski, „stracił duchowe przewodnictwo w hodowli, przestał być kuźnią i rozsadnikiem postępowej myśli hippologicznej”.

 

W 1881 miejsce Sieversa zajął Aleksander hrabia Nieroth (1849-1913), właściciel stajni wyścigowej i zapalony sportsman, inicjując nowy etap w dziejach stadniny i pozostawiając po sobie, według Pruskiego, „jak najlepszą pamięć”. Raz, że podniósł Janów właściwie z ruin – tak bardzo była wówczas stadnina zaniedbaną; dwa, że ustawił program hodowlany, a jako że był wielkim wielbicielem krwi angielskiej, nastała tu era folblutów. Pruski poświęca wiele stron opisowi używanych za Nierotha ogierów i ich potomstwu oraz osiągnięciom wyścigowym janowskich koni, które były niemałe. „Stado nabrało wyraźnego charakteru i typu, konie stały się prawidłowe, mocnej budowy, jędrnej i odpornej konstytucji i cieszyły się w terenie wzięciem i uznaniem” – charakteryzuje autor stado z czasów Nierotha. Po latach jednak stado to zostało zbytnio przesycone krwią angielską, poza tym dużo inwestowano, a mało zarabiano – Janów bowiem nie stał się tym miejscem, gdzie rodziły się wybitne ogiery. I znów na horyzoncie pojawiła się wizja likwidacji stadniny, jako zbyt kosztownej – niebezpieczeństwo to szczęśliwie udało się Nierothowi zażegnać. Na stanowisku pozostał aż do śmierci w 1913 roku.

 

W 1914, po wybuchu I wojny światowej, stado ewakuowano do Guberni Charkowskiej, a w lecie 1915 ewakuowano je ponownie – i nie wróciło już do Janowa. „Właściwie cały przedwojenny materiał stada zginął w Rosji i w czasie rewolucji z roku 1918 – pisze Pruski. – Gdy później po odzyskaniu niepodległości, rząd polski odbudował stadninę, posłużyły mu za fundament już całkiem inne konie, sprowadzone z Austrii i Węgier, oraz pozbierane z różnych prywatnych stad polskich (…) Dawna krew janowska przestała istnieć”. Prof. Pruski nie poprzestaje jednak na opisie historii – przedstawia także wpływ Janowa na hodowlę prywatną pełnej krwi w Królestwie Polskim. Zainteresowani na pewno sięgną do źródła.

 

1919: Janów stadem „arabskim”

 

Po odzyskaniu niepodległości, wśród wielu zadań stających przed młodym państwem polskim, była odbudowa hodowli koni wszystkich ras. Już w lutym 1919 utworzono Referat Hodowli Koni w ówczesnym Ministerstwie Rolnictwa. W jego skład weszli Stanisław Wotowski, inż. Jan Grabowski i mjr Jan Köppl. Jan Grabowski miał wówczas zaledwie 27 lat, ale wybór ten okazał się nad wyraz szczęśliwy. W maju Zarząd Stadnin Państwowych przejął Janów, którego stan, jak pisze Pruski, był rozpaczliwy. Koni nie było żadnych, a infrastruktura była zniszczona. Jednym z czterech działów, które wkrótce utworzono był dział czystej krwi arabskiej. W kwietniu sprowadzono z Austrii pierwsze klacze (hodowli radowieckiej): Siglavi Bagdady 1908 (Siglavi Bagdady or.ar. – Malta/Handżar), późniejszą matkę Fetysza i Haszysza, oraz Anielkę 1909 (Amurath Weil – Belgia/Mazepa). Kolejne klacze z tej samej hodowli odkupiono od Państwowego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego: Hebdę 1913 (Hermit or.ar. – 221 Amurath/Amurath), która dała Kaszmira, Hermitkę 1913 (Hermit or.ar. – Belgia/Mazepa), matkę Damaszka oraz Koalicję 1918 (Koheilan IV – 238 Amurath-25/Amurath), która zapisała się w historii jako matka m.in. Enwer-Beya po Abu Mlech i Miecznika po Fetysz. Wszystkie wymienione klacze wywodziły się z linii sławuckich. Wkrótce doszlusowały do nich jeszcze antonińskie Elstera 1913 (Ibrahim or.ar. – Lezginka/Obejan Szarak or.ar.), która dała m.in. Morocza, oraz jej pełna siostra Kalina 1909. Następnie, pochodzące z Jezupola Władysława Dzieduszyckiego, epokowe Gazella II 1914 (Koheilan or.ar. – Abra/Anvil), Mlecha 1914 (Koheilan – Pisanka/Nabob), Pomponia 1902 (Zagłoba – Kadisza/Kalif) i jej córka Zulejma 1914 po Koheilan or.ar., w prostej linii potomkinie klaczy sprowadzonych z pustyni przez Juliusza Dzieduszyckiego. „Wszystko co było najlepszego w Janowie, a także i w Polsce, wywodziło się od Gazelli II, Pomponii i jej córki Zulejmy” – konstatuje Pruski. Do tego grona dołączono jeszcze sławucką Fontannę 1906 (Lenkorań – Sława/Jussuf), chowaną w czystości krwi. Z ogierów pojawiły się w Janowie: Amurath III 1910 (Amurath – 392 O’Bajan-3/O’Bajan or.ar.) z Radowiec, sławucki Bakszysz 1901 (Ilderim or.ar. – Parada/Rymnik) oraz Abu Mlech 1902 (Mlech I – Łania/Al Nabi) z Jezupola. Wkrótce dział krwi angielskiej postanowiono przenieść do Kozienic i Janów stał się stadem koni arabskich czystej krwi i półkrwi oraz anglo-arabów. Niemałe zasługi w kompletowaniu podwalin polskiej hodowli koni arabskich w dwudziestoleciu międzywojennym położył Jan Grabowski, jako Generalny Inspektor Stadnin Państwowych (które to stanowisko piastował od 1920). 

 

W stadninie zarysowały się, jak zauważa Pruski, dwie zasadnicze grupy matek: wywodzące się z linii jarczowieckich oraz z linii sławuckich: „Zamiarem stadniny było systematyczne łączenie w przyszłości tych dwóch rodów, z zastosowaniem dość nawet silnego inbredu na wybitne jednostki”. Pruski omawia dokładnie używane wówczas reproduktory, w tym Bakszysza, Abu Mlecha, Amuratha III, Farysa II 1905 (Mlech I – Sahara IV/El-Kebir), hod. Florentyny Czartoryskiej-Cieńskiej, Enwer-BeyaFetysza 1924 (Bakszysz – Siglavi Bagdady/Siglavi Bagdady or.ar.), Koheilana I 1922 (Koheilan IV – 10 Gazal/Gazal) i słynnego Ofira 1933 (Kuhailan Haifi or.ar. – Dziwa/Abu Mlech), który krył zaledwie przez 3 sezony, ale i tak pozostawił tak doskonałych synów, jak Witraż (od Makata/Fetysz) i Wielki Szlem (od Elegantka/Bakszysz). „Miał dużo wyrazu w głowie – charakteryzuje go Pruski – lecz jego odnóża pozostawiały nieco do życzenia (…) był mały, kucowaty, z pewnymi mankamentami w budowie. Dawał jednak z pięknymi klaczami janowskimi potomstwo przednie”.

 

„W dziale czystej krwi arabskiej postawiono sobie za zadanie – podsumowuje Pruski – wytworzyć araby wybitnie typowe, z mocnym bukietem, o zdrowej, jędrnej konstytucji, o doskonałej tkance kostnej i mięśniowej, o silnej i zwartej budowie, dzielne w użytku, nie za szybkie na torze, lecz za to swobodnie znoszące dystans i wagę. Arab janowski miał być połączeniem, jak to dziś niektórzy określają, typu Saklavi z typem Kuhailan”. Po czym dodaje: „Osobiście nie podzielam poglądów o istnieniu określonego typu zewnętrznego przywiązanego do poszczególnych rodów”. Według profesora, stadnina janowska, którą kierował wówczas utalentowany i wnikliwy hodowca Stanisław Pohoski, nie trzymała się poglądów szerzonych przez Raswana i jego zwolenników. Dla zobrazowania ówczesnej janowskiej filozofii hodowlanej, Pruski publikuje kilka typowych dla stadniny rodowodów: Witraża, Wielkiego Szlema, Trypolisa (Enwer-Bey – Kahira/Farys II). „Największą bodaj troską stadniny było utrwalenie cech konia pustyni, obok normalnego dążenia do uzyskania koni dzielnych, zdrowych i poprawnych”. W ostatnim rozdziale znajdziemy także portrety ważnych w okresie międzywojennym postaci: dra Edwarda Landa, kierownika stadniny w latach 1919-1928; urodzonego na Wołyniu w 1895 Stanisława Pohoskiego (zm. w 1944), który do Janowa przybył w 1924; Ryszarda Zoppiego (dział krwi angielskiej); Zdzisława Poklewskiego Koziełła, kierownika stadniny w latach 1928-1934.

 

W 1939, po wybuchu II wojny światowej, stado zostało ewakuowane na Wołyń. Prowadzili je Pohoski i Tadeusz Marchowiecki. Na tym prof. Pruski kończy swą relację. Wydając książkę w 1948, nie mógł napisać o pakcie Ribbentrop-Mołotow i o tym, dokąd zrabowano cenne konie janowskie, w tym epokowego Ofira. Dzieje janowskiego stada w tym okresie przez wiele lat były przemilczane. Być może z okazji stulecia hodowli koni arabskich w Janowie, która to okrągła rocznica przypadnie w roku 2019, doczekamy się pełnej historii stadniny w Janowie Podlaskim.

 

 

Dzieje państwowej stadniny w Janowie Podlaskim 1817-1939”, prof. Witold Pruski, wyd. Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, 1948, str. 235

 

 

P.S. Poniżej przytaczam fragment tekstu nt. losów polskich koni arabskich podczas II wojny światowej, dotyczący wojennej epopei janowskiej stadniny w roku 1939 („From Caucasus to America – the war wanderings”, Monika Luft):

 

Stadnina w Janowie Podlaskim kilka dni po wkroczeniu Niemców ewakuowała się na wschód. W drogę ruszyło w sumie 260 koni i 19 wozów konnych z paszą i sprzętem, pod opieką kilkudziesięciu ludzi. Nocą, na szosie prowadzącej do Brześcia, na grupę ogierków rocznych wpadła kolumna czołgów. Konie rozpierzchły się, a dyrektorujący wówczas stadninie wybitny hodowca Stanisław Pohoski, który doprowadził ją w ostatnich latach pokoju do rozkwitu, omal nie popełnił samobójstwa z rozpaczy. Tymczasem jednak, na wieść o atakujących od wschodu Rosjanach, ludzie i konie zawrócili do Janowa, docierając tam po 12-dniowej wędrówce w opłakanym stanie. Kilka godzin później nadeszły wojska radzieckie. Wszystkie konie zrabowano; załadowano je do wagonów i wywieziono na Kaukaz, do Tierska. Na dany sygnał do grabieży Janowa zabrała się białoruska ludność zza Buga. „Zdzierano nawet blachę z dachów i wykopywano rośliny okopowe – relacjonował Roman Pankiewicz. – Dopiero wejście Niemców położyło temu kres”. I dodawał: „Zapewne Pohoskiemu nawet przez myśl nie przeszło, że straci nagle całą stadninę: ogiery czołowe, klacze stadne, całą młodzież i źrebięta”… Z 27 klaczy arabskich pozostała jedynie Najada 1932, która nie pozwoliła wyprowadzić się z boksu. Na szczęście odnaleziono potem roczniaki, zaginione podczas ewakuacji. Spośród zrabowanych przez Rosjan klaczy 7 zaginęło, a 20 dojechało do Tierska, skąd zostały potem znów ewakuowane, w obawie przed nadciągającymi wojskami niemieckimi – pieszo! – do Kazachstanu. Tylko 9 z nich przeżyło dłużej niż 3 lata, wśród nich słynne w późniejszych latach matki: córka Ofira Mammona 1939, prababka Monogramma, założycielka dynastii, z której wywodzi się dziś większość rosyjskich koni, i Taraszcza 1937, która dała Negatiwa, ojca Nabora i Bandosa. Cały żeński przychówek Koalicji został stracony. Wywieziono wspaniałą Gazellę II 1914 oraz cenną Kewę 1923 (w 1953 zakupiono w Tiersku jej wnuczkę Piewicę, która zapoczątkowała w Polsce słynną dziś na całym świecie linię „P”), rewelacyjnego ogiera Piołun 1934, późniejszego ojca Priboja 1944, który pozostawił w Tiersku 203 źrebięta, oraz słynnego wyścigowca Hardy 1926. I przede wszystkim epokowego Ofira 1933, syna Kuhailana Haifi. „I tak przestała istnieć najwspanialsza stadnina arabska w Europie, a może i na świecie” – pisał o Janowie Pankiewicz.

rtykuł w wersji angielskiej do pobrania jako PDF»

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.