Reklama

Ludzie i Konie

Księże stajnie

Ksiądz Stanisław Sławiński z Pasadeną, fot. Ewa Bagłaj
Ksiądz Stanisław Sławiński z Pasadeną, fot. Ewa Bagłaj

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Fascyt w Radpuszta, fot. Katarzyna Dolińska
Fascyt w Radpuszta, fot. Katarzyna Dolińska

Wśród rosnącej liczby prywatnych hodowców koni arabskich w Polsce wyróżnia się grupa duchownych katolickich. Księża: ANDRZEJ MAJCHRZAK, STANISŁAW SŁAWIŃSKI i JAN MATWIJISZYN godzą obowiązki proboszcza parafii z prowadzeniem stajni hodowlanych. Ich konie odnoszą sukcesy na pokazach i wyścigach.

Skąd ich znamy?

Rogale: młode klacze na pastwisku. W środku El-Enia. Fot. Ewa Bagłaj
Rogale: młode klacze na pastwisku. W środku El-Enia. Fot. Ewa Bagłaj

Wiceczempion węgierskiego międzynarodowego pokazu w Radpuszta nad Balatonem (sierpień 2008), roczny ogierek Fascyt (Ekstern – Firosetta/Eldon), należący do Magdaleny i Roberta Rudzińskich, pochodzi z hodowli księdza Stanisława Sławińskiego SK Czeple Arabians w Ciepielowie niedaleko Tarnobrzegu. W tej stajni urodziły się również: Faronn (Ekstern – Firosetta/Eldon) i Pasadia (Ekstern – Pasadena/Eukaliptus), które swoimi sukcesami na Wiosennym Młodzieżowym Pokazie Koni Arabskich w Białce w ubiegłym roku zwróciły uwagę na nazwisko hodowcy. Faronn, który zdobył wtedy tytuł najlepszego ogierka dwuletniego hodowli prywatnej oraz drugie miejsce w klasie II B, we wrześniu 2007 roku wziął udział w Pucharze Narodów w Aachen (13. miejsce w klasie z notą 87,70). Pasadia startowała w Białce 2007 w klasie IV C (klacze roczne), zajmując trzecie miejsce.
Tidal korzysta z chwil wolności w Białce. Fot. Mateusz Jaworski
Tidal korzysta z chwil wolności w Białce. Fot. Mateusz Jaworski

Pallotyn ks. Andrzej Majchrzak znany jest w środowisku wyścigowym nie tylko jako duszpasterz (to on odprawił mszę żałobną i ceremonię pogrzebową Tomasza Dula, jednego z najlepszych polskich dżokejów), ale i doświadczony hodowca koni wyścigowych, które od niedawna również wystawia na pokazach. Oaksistka Emanuela (Pamir – Emetyka/Europejczyk), nagrodzona pucharem dla najlepszej klaczy wyścigowej w roku 2002, jest jednym z pierwszych udanych kojarzeń hodowli SK Rogale, położonej w pobliżu Łukowa, woj. lubelskie. Na wspomnianym wyżej czempionacie w Białce w pierwszej piątce uplasowała się córka Emanueli, roczna wówczas El-Enia (po Eutin). Starsza córka Emanueli, Emelia (po derbiście Espadero), również hodowli ks. Majchrzaka, to zwyciężczyni biegu dla trzylatków na dystansie 2000 m na Służewcu z ubiegłego sezonu. Startowała także w tym roku. Z sukcesami biega również wyhodowany w tej stadninie Predator (Etogram – Penetracja/Pepton), który jest własnością państwa M. i S. Wiśniewskich.
Stajnia w Rogalach. W tle ksiądz Andrzej Majchrzak. Fot. Ewa Bagłaj
Stajnia w Rogalach. W tle ksiądz Andrzej Majchrzak. Fot. Ewa Bagłaj

Z wiosennego pokazu w Białce w 2007 pamiętamy też pełnego wigoru siwego dwulatka, który zerwawszy się z prezenterki, korzystał z chwil wolności. Był to ogierek Tidal (Grafik – Turbina/Balaton), który uplasował się na piątym miejscu w swojej klasie. Tym samym zapewnił pierwszy sukces pokazowy swemu hodowcy – księdzu Janowi Matwijiszynowi z parafii Walichnowy k. Wielunia, gdzie obok plebanii funkcjonuje niewielka hodowla arabów.

Jak to się zaczęło?

Początki hodowli w przypadku każdego z księży wiązały się z objęciem probostwa w parafii na terenie wiejskim. Ale do chwili, kiedy pojawiły się u nich pierwsze własne konie arabskie, prowadziła długa droga.

HODOWLA TO PRZYGODA – ks. Andrzej Majchrzak

Eutin przed swoją stajnią, fot. Ewa Bagłaj
Eutin przed swoją stajnią, fot. Ewa Bagłaj

Ks. Majchrzak, zakonnik pełniący posługę kapłańską, rodem z Poznania, już od dzieciństwa pasjonował się jeździectwem i hodowlą koni wierzchowych. Te zwierzęta są obecne w jego rodzinie od kilku pokoleń – zarówno ojciec księdza, jak i dziadek ze strony matki zajmowali się nimi profesjonalnie. Odkąd sięga pamięcią, w domu dyskutowało się o arabach i folblutach. Przed wojną dziadek hodował remonty dla wojska. Miał do tego fachowe przygotowanie jako absolwent Wydziału Rolniczego i Leśnego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Studiował razem z Andrzejem Krzyształowiczem i poznał się już wtedy z przyszłym legendarnym dyrektorem stadniny w Janowie Podlaskim. Kilkadziesiąt lat później ks. Andrzej przyjeżdżał na janowskie czempionaty i aukcje, póki co wyłącznie w roli widza.

– A że pasja wciąż istniała, to na początku wielką radością było w ogóle zobaczyć te konie i móc kupić katalog z arabami – wspomina ks. Majchrzak. – Potem zaczęło się studiowanie fachowej literatury na temat hodowli i treningu. W rodzinie kuzyn Paweł Sputowski napisał pracę magisterską u prof. Mariana Budzyńskiego pt. „Charakterystyka genealogiczna i użytkowa koni arabskich w Białce”.

Stajnia w Rogalach, fot. Ewa Bagłaj
Stajnia w Rogalach, fot. Ewa Bagłaj

Kiedy sytuacja polityczna dała prywatnym hodowcom zielone światło, 16 lat temu nabył w Janowie pierwszą klacz arabską, roczną Emetykę (Europejczyk – Etanika/Aloes), kaleką, ze złamaną przednią nogą śródręcza, kwalifikującą się z tego powodu do rzeźni, a więc dla niego możliwą do zdobycia i to za symboliczną cenę. A że to była linia Etny… Drugą okazyjnie kupioną klaczą była również janowska Penetracja (Pepton – Pestka/Probat), z przetrąconym biodrem. Od nich zaczęła się hodowla. Z czasem przybyła stadu trzecia matka, a jedyna kupiona w Michałowie, siwa Ludmiła (Pesal – Larissa/Eukaliptus). Cała reszta to już wyłącznie konie wyhodowane w stadninie księdza, poza niedawnym nabytkiem – janowskim ogierem Eutin (Etogram – Euzebia/Palas), który jest pierwszym własnym reproduktorem SK Rogale.

– Dla mnie od początku celem było wyhodować takiego konia, o jakim mówił dyrektor Krzyształowicz: pięknego i dzielnego – twierdzi ks. Majchrzak. – Na to kładziemy w Rogalach nacisk do dziś i dlatego staramy się, żeby nasze konie pokazywały się w czempionatach, ale również miały wyniki na wyścigach. Nie podchodzimy do tego biznesowo, tzn. aby dostać puchar i jak najszybciej nagrodzonego konia korzystnie sprzedać. To ma być przygoda, a zwierzę ma być przyjacielem. U Arabów źrebię czystej krwi mieszkało w namiocie razem z dziećmi, taka to była więź. Kiedy nocuję w stadninie (nie zawsze, bo parafia Celiny, której ksiądz Majchrzak jest proboszczem, leży o kilka kilometrów dalej – przyp. EB), mieszkam przez ścianę z końmi, w tym samym budynku co stajnia. Wystarczy, że któryś puknie nogą w ścianę, już to słyszę w domu. Od razu wychodzę i pytam, co się dzieje.

Ksiądz Stanisław Sławiński z Pasadeną, fot. Ewa Bagłaj
Ksiądz Stanisław Sławiński z Pasadeną, fot. Ewa Bagłaj

Nowoczesny kompleks budynków stajennych, otoczony zieleńcami i obszernymi wybiegami dla koni budzi podziw odwiedzających stadninę znawców z Francji i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Ks. Andrzej doprowadził budowę do końca nakładem własnego czasu i pieniędzy, ale funkcjonalność obiektu wynagradza ten trud. Tym bardziej, że obok stajni są pomieszczenia, które umożliwiają przyjmowanie kilkudziesięcioosobowych grup. Letnie obozy jeździeckie dla dzieci z najuboższych, często dysfunkcyjnych rodzin stały się już tradycją. Ksiądz organizuje je we współpracy z Caritasem i Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej, ale sam pilnuje porządku i pełni funkcję opiekuna kolonii. W tym roku odbył pięć turnusów.

– Praca z końmi prostuje charaktery – wyjaśnia. Do nauki jazdy używa spokojniejszych kucyków i hucułów, ale w życiu stajni hodowlanej uczestniczą wszyscy obozowicze. Wielu chciałoby powrócić za rok do tego miejsca. Kiedyś mieszkała tu pisarka Helena Mniszkówna, autorka „Trędowatej”. Za ogrodzeniem pastwiska, na którym ściga się arabska młodzież, widać jej drewniany dwór Rogale.

– Dlaczego akurat to miejsce wybrałem? – ksiądz uśmiecha się, wskazując na gęstą od rozmaitych dzikich ziół trawę. – Są dwie zasady hodowli koni. Not foot, not horse (nie ma nogi, nie ma konia) to raz. Pastwisko – to dwa. A tu jest ziemia pierwszej i drugiej klasy. Dlaczego Michałów ma takie wyniki? Bo hoduje konie w dolinie wapiennej. A dużo innych gospodarstw ma gleby i łąki zakwaszone, bo ludzie dają saletrzak, żeby trawę podpędzić. Błąd! W tym momencie zakwaszają łąkę i trawa, owszem, rośnie, ale zioła już nie. Jeśli jednak łąkę zwapnujesz i posiejesz zioła, to koń sam wybiera te, które zawierają składniki i minerały, jakich potrzebuje.

U PLEBANA W OGRÓDKU – ks. Stanisław Sławiński

Zeksterna z potomkiem, fot. Ewa Bagłaj
Zeksterna z potomkiem, fot. Ewa Bagłaj

Pierwszy kontakt z końmi ks. Stanisława Sławińskiego to targi w Skaryszewie, rodzinnym miasteczku. Oglądał je oczyma dziecka wychowanego w rodzinie mieszczańskiej; pierwsze parafie po wyświęceniu także trafiały mu się typowo miejskie. Kiedy trafił do wsi Ciepielów, parafia jak wszystkie stare posiadała ziemię: 7,5 ha szóstej klasy. Po trzech zimowych miesiącach chodzenia w wiecznie brudzących się butach, w egipskich ciemnościach już od wczesnego popołudnia, bo ulice nieoświetlone, dotkliwego braku sklepów i normalnych miejskich wygód, ks. Stanisław myślał, patrząc na wieś i swoje zaniedbane gospodarstwo: „Boże, czy ja się tutaj nadaję?”. A jednak przeszedł rok, drugi, trzeci. Ks. Sławiński zainteresował się historią XIV-wiecznej parafii, która niegdyś nosiła nazwę Czeple. Urządził plebanię i ogród, zaprzyjaźnił się z ludźmi. Ale piękno wsi i tych stron odkrył w pełni dopiero angażując się w hodowlę koni arabskich. Zaczynał od kucyków szetlandzkich i dużego wierzchowca do rekreacji, ale kiedy zobaczył w Michałowie araby – oniemiał. Odtąd już wiedział, jak wykorzysta budynki gospodarcze, łąkę za ceglaną plebanią i rozległe trawniki z sadem, które rozciągają się na jego wzgórzu.
Ksiądz Jan Matwijiszyn z ogierem Aligarem. Fot. Ewa Bagłaj
Ksiądz Jan Matwijiszyn z ogierem Aligarem. Fot. Ewa Bagłaj

Pierwszą klaczą czystej krwi arabskiej, która pojawiła się w hodowli nazwanej SK Czeple Arabians, była Zorza Polarna (Wojsław – Zemsta/Arbil), zaźrebiona Eksternem. Z tego połączenia urodziła się w 2003 r. Zeksterna. Obie klacze są w stadninie księdza do tej pory. Zorza Polarna dała w kolejnych latach Zydonę i Złotą Zorzę – obie po ogierze Metropolis NA (US), już sprzedane i wcielone do hodowli. Parę miesięcy po narodzinach Zeksterny ksiądz Stanisław upatrzył sobie w Białce siwą Firosettę, córkę saklawiańskiej w typie Fraskaty i Persa.

– Wybrałem się na przetarg, zupełnie nie marząc, że to mnie uda się ją kupić, ale Opatrzność pozwoliła, że jednak tak się właśnie stało – wspomina.

Klacz w połączeniu z Eksternem dała najpierw Figurantkę, która jako roczniaczka uzyskała na Młodzieżowym Czempionacie w Białce 90 punktów. Rok później z tego samego połączenia urodził się również doceniany na pokazach Faronn, a dwa lata później Fascyt.

Trzecią linię w tej małej stadninie założyła nabyta w 2004 r. Pasadena (Eukaliptus – Plisa/Probat), już po urodzeniu potomka po Gazal Al Shaqab (Piarg, wałach). Zaźrebiona ogierem Piber dała kasztanowatego Piegusa. Najlepszym połączeniem dla niej okazał się jednak… Ekstern. Z tej krzyżówki pochodzi ur. w 2006 r. Pasadia.

URODZONA NA KAUKAZIE – ks. Jan Matwijiszyn

Tidal w Białce. Fot. Mateusz Jaworski
Tidal w Białce. Fot. Mateusz Jaworski

O ile stadnina ks. Majchrzaka funkcjonuje na Służewcu jako Stajnia Emanuela – od nazwy swej najwybitniejszej przedstawicielki, o tyle hodowla ks. Matwijiszyna kojarzy się z założycielką, urodzoną na Kaukazie z polskich koni kasztanowatą Turbiną (Balaton – Tribuna/Nazeeh), którą pięć lat temu wypatrzył w ogłoszeniach o sprzedaży. Najpierw był zachwyt jej maścią i odmianą na głowie, która wzbudziła w księdzu ciepłe wspomnienie.
 

– Pochodzę ze wsi, w domu były konie robocze: klacz i wałach – wyjaśnia. – Baśka pozwalała obsługiwać się tylko mojemu ojcu, innych gryzła i kopała. Ale co to był za koń! Jak już ruszyła z ciężarem, trudno ją było zatrzymać. Miałem do niej wielki sentyment i kiedy zobaczyłem na zdjęciu Turbinę, dziecko na niej jechało, to w jakiś sposób przypomniała mi tamtą kobyłę z domu. Nie tylko ze względu na podobne umaszczenie. A kiedy jeszcze doczytałem, że wywodzi się ona od koni wywiezionych na Wschód przez Rosjan w czasie wojny… Moi rodzice pochodzili z Drohobycza na Ukrainie (już nazwisko wskazuje na rodowód ukraiński, bo Matwij to znaczy Mateusz). Jakiś taki sentyment się odezwał… Mówię: To trzeba ją kupić. Bo od kilku lat gospodarowałem na wiejskiej parafii Walichnowy i wcześniej próbowałem już trzymać konie, tyle że bez hodowli. Przywieźliśmy ją z zaprzyjaźnionym hodowcą w śnieżną noc przed sylwestrem, a już w styczniu 2004 roku urodziła Toscanię po Gafalu. Rok później – ogierka Tidal. A wtedy, przyznam, w końcu wróciliśmy nie z jedną, ale z dwiema klaczami… bo wziąłem też kasztankę Aszimę (Pobeg – Aldona/Europejczyk), od której dochowałem się Astruma po Welonie. Najpierw nie myślałem, pod jakim kątem chcę hodować araby, wyścigowym czy pokazowym, to przyszło później.

Rogale. Estrelka Pierwsza (Ecaho - Emanuela), w tle po prawej Eutin. Fot. Ewa Bagłaj
Rogale. Estrelka Pierwsza (Ecaho – Emanuela), w tle po prawej Eutin. Fot. Ewa Bagłaj

Z pierwszym występem swego wychowanka na pokazie wiąże się dla ks. Jana sporo przeżyć, nie tylko z powodu wyróżnienia Tidala w Białce:

– Patrząc na tego konia i znając jego pochodzenie, pomyślałem, że trzeba spróbować go wystawić. Potem chciałem się wycofać, ale że byłem umówiony z panem Głowackim, to wypadało słowa dotrzymać. Do Białki pojechałem z organistą, który też hoduje konie, ale zimnokrwiste. Trzeba zobaczyć, jak koń się prezentuje. Późno wyruszyliśmy. Przyjechaliśmy, a na pokazie było opóźnienie. Nie wiedząc o tym, poszedłem zobaczyć Tidala, patrzę na stawkę i mówię do organisty: Bij mnie, zabij, a nie wiem, który to mój koń… Ale słuchamy komentarzy (nie wzięliśmy jeszcze programu) i okazuje się, że to… roczne konie! Czyli byłem tak zdenerwowany. Później, jak Tidala zobaczyłem, myślę: O, nie jest tak źle. Tylko że było tuż przed burzą. A ten koń ma takie chimery, że jak pójdzie – to jak Ganges. Ale jak mu coś nie pasuje, to koniec, rusza się od niechcenia. Szymek Głowacki wylatuje z koniem, wypatruję, ale tu mi ludzie zasłaniają, wyglądam – biegnie w tę stronę, ale… gdzie jest koń??? Prezenterka się urwała, Tidal poleciał w drugą stronę. Mówię sobie: Ludzie, po co ja z nim tu przyjechałem, przecież to już dyskwalifikacja pewnie.

– Konie miały jeszcze drugie wejście – kontynuuje ksiądz Jan. – Jak już się zaczął znów prezentować, rozpętała się ulewa, tak że ci, którzy mieli konia straszyć, pouciekali. Komisja szanowna już kwity zwijała, bo wszystko zmokło. To poszedłem do samochodu, co tu czekać. Leje jak nie wiem, świata nie widać. Idę w końcu do namiotów stajennych, a tam woda stoi. Podają oceny, za nogi było 14, 15, 16. Myślę więc, które to miejsce, nie ma co czekać, kiedy tak leje i nie wiadomo, kiedy się ta burza skończy.

– Poszliśmy z organistą znów do auta. Patrzę – kawałek niebieskiego nieba. Jedziemy. W drodze telefon od Głowackiego seniora: „Szykuj się do dekoracji”. Jakiej dekoracji? – pytam. „Piąte miejsce Tidal”. A ja już 200 km za Lublinem jestem… Oj, byłem wściekły, bo miałbym okazję gratulować dyrektorom stadnin państwowych i sam odebrać gratulacje, a tu przemknęło. Ale w końcu, jak ja byłem ubrany – w sweterku, a tamci w garniturach, krawatach. Jak bym tak wyszedł, kiedy w ogóle nie przygotowałem się na to, że coś wygram…

A za co te araby?

Czeple, fot. Ewa Bagłaj
Czeple, fot. Ewa Bagłaj

Ksiądz hodowca to temat wzbudzający zainteresowanie nie tylko z powodu odnoszonych w hodowli sukcesów. Bo po pierwsze, to dość niespotykane, po drugie – funkcjonuje stereotyp, że jeśli ksiądz kupuje konie, to… na pewno z tacy.

Ks. Majchrzak zaśmiewa się, słysząc podobne przypuszczenie.

– Celiny to parafia wiejska, nieliczna, w tym roku do Pierwszej Komunii miałem kilkoro dzieci… – to wystarcza za odpowiedź dociekliwym. Ksiądz nie ukrywa, że pochodzi z pracowitej, dość zamożnej rodziny, gdzie wszyscy sobie pomagają. Z tym zapleczem do wszystkiego dochodził własną ciężką pracą, wychodząc od dwóch wybrakowanych klaczy. Jak to godzi z kapłaństwem, prowadzeniem kolonii, wyjazdami kaznodziejskimi i obowiązkami zakonnika?

– Pięć godzin snu. Tyle musi mi wystarczyć – odpowiada lakonicznie.

W okolicy wzbudza szacunek jako świetny organizator wszystkiego, za co się zabierze, a jego gospodarstwo wyróżnia się iście „poznańskim” wzorcowym porządkiem – tak w wyglądzie, jak i w prowadzeniu. Sąsiednie tereny to przede wszystkim hodowla krów mlecznych, stajnia z końmi wpisuje się więc w rolniczy charakter regionu. To, że hodowla należy do osoby duchownej, nie budzi tu specjalnych emocji. Właściciel, który niegdyś pełnił funkcję kapelana reprezentacyjnego szwadronu ułanów i do dziś nieobcy jest mu fechtunek, od dawna przyzwyczaił otoczenie do swojej końskiej pasji.

Walichnowy, fot. ks. Jan Matwijiszyn
Walichnowy, fot. ks. Jan Matwijiszyn

– Każdy kapłan ma jakieś swoje hobby, zainteresowania, jak każdy inny człowiek – przyznaje ks. Sławiński, który na kupno konia arabskiego potrafił namówić szwagra. Wystarczyło zacząć, by po pewnym czasie konie same zaczęły na siebie zarabiać. Ich piękno jest warte całego wysiłku, tak pracy, jak i oszczędności, które w nie wkłada. – Ja tak właśnie traktuję konie arabskie. Nie przepadam za samochodami, rozrywkami, mało podróżuję. Najbardziej lubię pójść do koni, posiedzieć z nimi, pogłaskać, zaprzyjaźnić się. Nie przychodzi to tak sobie, ale trzeba w to włożyć pracę.

Przychodząc ze świata miejskiego, doskonale odnalazł się na wsi. Z wypowiedzi parafian spotkanych w sąsiedztwie przebija uznanie i serdeczność, że ksiądz okazał się taki „swój” – i gospodarstwo prowadzi, i sam koło tych koni chodzi w gumiakach, nie wywyższa się, przebiera się z sutanny i pracuje jak wszyscy wokoło. Widać, że parafianie mają do swego proboszcza zaufanie, doceniają, że dzięki arabom ks. Stanisława słychać trochę w świecie o Ciepielowie, skoro nawet dziennikarze z Warszawy tu przyjeżdżają…

Czeple, fot. Ewa Bagłaj
Czeple, fot. Ewa Bagłaj

Sporo radości, ale i kłopotów związanych z obecnością arabów na plebanii, ma ze swoimi parafianami ks. Matwijiszyn, który na hodowlę przeznaczył zaoszczędzoną przez lata część pensji. Na skromnie urządzonej plebanii zwracają uwagę zdjęcia koni.

– Ludzie od początku wykazywali dużą życzliwość, czasem posuwali się w niej aż za daleko – wspomina. – Któregoś razu wracam po mszy, patrzę, a tu moje kasztany rwą galopem wokół ogrodzenia; zaglądam, co je tak pobudza do biegu. A w środku, z jakimś wątłym kijkiem stoi mała dziewczynka. Po co ty je ganiasz? – pytam, wyciągając ją stamtąd. „A bo one, proszę księdza, tak pięknie wyglądają, jak biegają…”. No, mnie też się to podoba, ale żeby dziecko weszło samo pomiędzy konie? Cud, że nic się nie stało. Od tamtej pory pilnuję, żeby nikt nie wchodził do środka. Przez ogrodzenie, które jest przy drodze do cmentarza, to cały czas ludzie głaskają, zatrzymują się, pytają o jazdę. Konie, owszem, są ujeżdżone, ale nie mam tu żadnego instruktora i nie chcę ryzykować.

Co na przyszłość?

Walichnowy, fot. ks. Jan Matwijiszyn
Walichnowy, fot. ks. Jan Matwijiszyn

Wszyscy trzej podkreślają, że przy całym ogromnym zamiłowaniu do koni i hodowli, to zajęcie pozostaje na marginesie posługi duszpasterskiej, która jest w ich życiu najważniejsza. Stąd wynika np. trudność bywania na pokazach, wyścigach czy zjazdach PZHKA, które najczęściej odbywają się w weekendy, kiedy ksiądz ma najwięcej zajęć w parafii: śluby, msze niedzielne, Pierwsza Komunia.

Z codziennością życia stajni radzą sobie rozmaicie. Ks. Sławiński odpoczywa, zajmując się osobiście karmieniem i pielęgnacją swoich koni; podczas wyjazdów wyręcza go w tym gospodyni.

– Rzadko stąd wyjeżdżam. Kiedy już spotykam innych hodowców, nie mogę się nacieszyć rozmową na temat koni i zawsze trochę nad tym boleję, że będąc zwykle ludźmi wielkiej pracy, kochając te swoje konie, mają oni dla nich tak mało czasu – mówi, głaszcząc siwą Zeksternę.
Nie chciałby rozbudowywać nadmiernie stada, marzy mu się jednak wzbogacenie hodowli o potomstwo linii Milordki i Szamrajówki, które bardzo ceni.

– Może Pan Bóg pozwoli, że kiedyś… – wzdycha. – Bo Opatrzność mi w tym względzie pomaga, jestem w stu procentach tego pewny, czego świadectwem jest zeszły rok…

Rogale. Estrelka Pierwsza i wolontariuszki, fot. Ewa Bagłaj
Rogale. Estrelka Pierwsza i wolontariuszki, fot. Ewa Bagłaj

Ks. Matwijiszyn swoim stadkiem zajmuje się na co dzień również samodzielnie. Wychowany na wsi, lubi to zajęcie i nie wyobraża sobie, że budynki gospodarskie miałyby niszczeć bezużytecznie. W miarę możności chce skończyć remont stajni, i tylko broń Boże, nie rozbudowywać. Żeby nie było pokusy.

– Wiadomo, że konie trzeba sprzedawać, a mnie jest tak trudno się z nimi rozstawać. Toscanię już tak sprzedawałem, żeby nie sprzedać… A z drugiej strony, jakoś tak się dzieje, że co urodzi się nowy źrebak, to bardziej się podoba i chciałoby się go zostawić.

Najliczniejsze stado ks. Majchrzaka wymaga osoby zatrudnionej na stałe do obsługi stajennej. Tym bardziej, że ksiądz pallotyn dużo podróżuje po kraju, głosząc kazania, a latem ma kilka turnusów obozowiczów. W ciągu roku przychodzi pomagać przy koniach okoliczna młodzież, w zamian za upragnioną możliwość jazdy konnej.

– Sam jeżdżę konno cały czas, zrobiłem licencję trenera wyścigowego. Mam pasję szybkości, wiatru. Dlatego o takie konie zabiegam, piękne i dzielne. A dzielność wyścigowa jest po matkach. Ciągle się dokształcam i wkładam w to, co robię, dużo pracy. Ale hodowla koni i wyścigi uczą człowieka pokory. Bo koń może wynieść cię na piedestały albo cię zrzucić na dół. Dlatego trzeba to traktować przede wszystkim nie w kategoriach ambicji, ale ogromnej przygody. Co to znaczy? To, że sam odbieram porody. I najmilsza rzecz, jaka może hodowcę spotkać: kiedy źrebak nie czuje różnicy między matką a tobą! Więcej się nieraz do ciebie przytula niż do klaczy. Albo kiedy tu przyjeżdżam, otwieram bramę a wszystkie konie rżą. Bo cię słyszą, widzą. To tak jak z psem. Albo na pastwisku: gwizd! – i wszystkie są. To jest właśnie to codzienne obcowanie. To jest to, że przyjdzie ci klacz, położy głowę na ramieniu, przytuli się. I wiesz, że ona nie przyszła dlatego, że dostanie jakieś łakocie. Ale z kolei te same konie, jak się je wypuszcza ze stajni, to wylatują jak ogień. I to jest to!

 

Artykuł w wersji angielskiej do pobrania jako PDF»

 

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.