Kilka słów o „damie” oraz „intelektualistce” w jednej osobie, która na swoim profilu w Linkedin przedstawia się jako: „fan of Arabian horses”. Można by rzec, iż swoją wykładnię bycia damą w debacie publicznej ogłosiła poprzez sygnowanie (jako jedna z wielu) cytowanego poniżej listu otwartego do ministra nauki i szkolnictwa wyższego z początku lutego 2016 roku.
Ze szczerą przykrością i najgłębszym niepokojem wysłuchaliśmy Pańskiej wypowiedzi z 2 lutego br. (zarejestrowanej w trakcie rozmowy z panią redaktor Moniką Olejnik w programie „Kropka nad i” w stacji telewizyjnej TVN24) dotyczącej uczestników obywatelskiego sprzeciwu wobec trybu i kierunku zmian ustrojowych wprowadzanych w naszym kraju przez partię rządzącą. Stwierdził Pan w niej, jakoby istniały związki rodzinne między organizatorami protestów, w szczególności panem Mateuszem Kijowskim, a osobami należącymi do „komunistycznego aparatu represji”. Wskazywał Pan na „ciągłość ze środowiskami, które instalowały w Polsce komunizm”, przywołał Pan koncepcję „resortowych dzieci i wnuków”. Jako członkowie społeczności akademickiej wyrażamy swój kategoryczny sprzeciw wobec wykorzystywania w debacie publicznej, a zwłaszcza politycznej, odniesień do pochodzenia rodzinnego osób biorących w niej udział. Zarówno treść, jak i formę tych odniesień uważamy za wysoce niestosowną. Protestujemy przeciwko formułowaniu oskarżeń w schemacie insynuacji, aluzji i niedopowiedzeń. Prowadzi to do przeniesienia dyskusji z poziomu merytorycznego na poziom personalny i emocjonalny. Jesteśmy przekonani, że to właśnie ze środowiska akademickiego, do którego Pan także należy, powinien płynąć przykład prowadzenia debaty o sprawach państwowych i obywatelskich w sposób rzeczowy, kulturalny i przede wszystkim przyzwoity, bez naruszania godności osób o odmiennych poglądach. Tradycją akademicką jest bowiem odnoszenie się w dyskusji naukowej, światopoglądowej i politycznej do argumentów rozmówców, a nie do ich życiorysów i pochodzenia. Uważamy, że na Panu, jako członku wspólnoty akademickiej i ministrze sprawującym pieczę nad nauką polską, ciąży szczególna odpowiedzialność za przestrzeganie i pielęgnowanie tej tradycji.
Przesłanie listu akademików z 2016 roku można jasno odczytać jako przywołanie do porządku nowej władzy spod sztandaru PiS: wara od zastanych układów, a poza tym bądźmy kulturalni (sic!).
Azaliż życie szybko pokazało, że standardy te nie obowiązują samej „kulturalnej” pani akademik, miłośniczki koni arabskich. Nowa władza, niepomna dobrych rad, 19 lutego 2016 ośmieliła się zburzyć układ w państwowych stadninach koni arabskich poprzez odwołanie ze stanowisk „wielkiej trójcy”. Odwołanie to zostało potraktowane przez obrońców owej trójcy niemal jako wywłaszczenie z majątku prawowitych właścicieli, mimo iż żadna ze stadnin koni arabskich nigdy nie była stadniną prywatną. W reakcji na zapytanie nr 206 posła Tomasza Jaskóły, w dniu 13.04.2016 minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel przedstawił pisemne uzasadnienie wskazujące na merytoryczne powody odwołania tych osób oraz fakt, iż działania podjęte wobec „skrzywdzonych” były zgodne z rekomendacjami Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Lecz nie o meritum wszak chodziło, lecz o obronę układu.
Naruszenie układu „arabskiego” nie mogło ujść władzy płazem. Wraz z pozostałym dworem, „intelektualna” i „kulturalna” dama przystąpiła do ataków medialnych w obronie zwolnionych, których lejtmotywem do dzisiaj jest, ni mniej ni więcej, właśnie owo przeniesienie dyskusji z poziomu merytorycznego na poziom personalny i emocjonalny. Na poziomie merytorycznym „dwór” stoi bowiem na przegranej pozycji. Ba, nie było i nie ma mowy o prowadzeniu debaty o sprawach państwowych i obywatelskich w sposób rzeczowy, kulturalny i przede wszystkim przyzwoity, bez naruszania godności osób o odmiennych poglądach. Jako przykład niech posłuży list otwarty owej „damy” do Krystyny Chmiel, opublikowany pod koniec marca 2016 na stronie Fans of Michałów Stud na fejsbuku, który cytuję poniżej. Warto dodać, iż informując Krystynę Chmiel o tym fakcie „dama” stwierdziła: „Uważam, że trzeba powrócić koniecznie do jednolitego frontu odmowy wobec nowych nominatów we wszystkich trzech (już trzech!!!) stadninach (………….) Chyba jeszcze nie czas na negocjacje z najeźdźcą” (czytaj: z rządem PiS).
Z rosnącym niedowierzaniem patrzyłam na Pani wystąpienie w trakcie konferencji prasowej w Janowie Podlaskim, zwołanej w związku z upadkiem Prerii. Wierzę, że kierowała Panią troska o los hodowli koni arabskich w stadninach państwowych. Bardzo się jednak obawiam, że skutek Pani wystąpienia będzie przeciwny do zamierzonego. W zgodnej opinii ludzi zawodowo związanych z hodowlą koni arabskich i w Polsce i za granicą, a także takich jak ja, dla których jest to tylko życiowa pasja, najskuteczniejszą obroną hodowlanego dorobku Marka Treli, Jerzego Białoboka i ich wielkich poprzedników Andrzeja Krzyształowicza i Ignacego Jaworowskiego, jest bardzo konsekwentne domaganie się przywrócenia zdymisjonowanych na stanowiska. Należy tego domagać się przy każdej okazji, nie poddawać się i kontynuować protest. Do tej pory Pani publiczne wystąpienia wpisywały się w tę strategię i wszyscy bardzo to doceniali. Deklaracja współpracy z nowym zarządem jest drastycznym złamaniem solidarnego protestu przeciw skandalicznym dymisjom i równie skandalicznym nominacjom. Prezes ANR Waldemar Humięcki był w widoczny sposób bardzo zadowolony, że oto hodowca koni arabskich, profesor w dziedzinie hodowli, dodatkowo podpierająca się autorytetem śp. Izabeli Pawelec-Zawadzkiej właśnie zadeklarowała współpracę z nowym zarządem janowskiej stadniny. Tym samym, który w dniu konferencji zamknął pracowników w stajniach, by uniemożliwić im kontakt z dziennikarzami. (Swoją drogą ciekawe, czego tak bardzo obawiał się nowy zarząd stadniny, że uciekł się do aż tak drastycznych środków).
Wystąpienie Pani Profesor ma jeszcze jeden aspekt. Minister Krzysztof Jurgiel, prezes Waldemar Humięcki uparcie powtarzają kłamstwa, nieprawdziwe oszczerstwa mające na celu uzasadnienie podjętych decyzji i zdyskredytowanie zdymisjonowanych: inspektora Anny Stojanowskiej, prezesów Jerzego Białoboka i Marka Treli. Ludziom, którzy uciekają się do takich metod postępowania podawać publicznie rękę i proponować współpracę się po prostu się nie godzi.
Mieniąca się miłośniczką koni arabskich oraz znawczynią michałowskiego stada poprzez wieloletnią przyjaźń z Ignacym i Marią Jaworowskimi, „dama” powinna zdawać sobie doskonale sprawę z tego, że eks-prezes całkowicie zaprzepaścił dorobek hodowlany Ignacego Jaworowskiego. Fakt ten potwierdzają opinie wielu znawców. Gdyby owej „kulturalnej” znawczyni arabów rzeczywiście zależało na państwowej hodowli koni arabskich, z uwagą wczytałaby się też w stawiane odwołanym zarzuty. Tymczasem swojego oburzenia na rzekome „kłamstwa i oszczerstwa” nie jest w stanie udokumentować rzeczowo. Choć, jako akademikowi, merytoryczna argumentacja nie powinna być jej obca. A może kiedyś doczekamy się naukowej rozprawki „mądrej damy” dowodzącej, jak to eks-prezes rozwinął i umocnił dorobek hodowlany swojego wielkiego poprzednika? Mówienie zaś o legalnie wybranym w demokratycznych wyborach rządzie per „najeźdźca” zakrawa wręcz na anarchię i kpinę z demokracji. Jasno widać, iż motywem działań omawianej „damy” nie jest ani dobrostan państwowej hodowli koni arabskich, ani troska o losy demokracji w Polsce. Jaka więc jest jej motywacja? A swoją drogą, czy władzy jest po drodze z osobami tego pokroju?
Dbałość o godność osób o odmiennych poglądach jest dezyderatem „intelektualistki” wobec innych, nie zaś wobec siebie. Znaną w środowisku osobę opluła w 2016 roku epitetami: „najeźdźca Janowa” oraz „oszust organizujący aukcje”. Gdy zaś jedna z aktywnych na fejsbuku osób ośmieliła się polecić innym mój blog „Trąd w pałacu sprawiedliwości”, „dama” uświadomiła tegoż internautę w skierowanym doń liście, iż: „Pani Kumanek łże na zamówienie a na koniach się nie zna. Jej ostatni wpis jest kłamliwy i wierzę, że nie chce się Pan do szerzenia kłamstw przyczyniać”. Oczywiście, poza epitetami, trudno o konkrety i wskazówki, gdzie tych kłamstw szukać. W drugą stronę sprawa wygląda zgoła odmiennie. Gdy opublikowałam swój tekst: „Oko na Michałów” zawierający sugestię, że „kulturalna dama” zajmuje za darmo mieszkanie w michałowskiej stadninie, w dzień i w nocy musiałam mierzyć się z telefonami od tej „damy” grożącymi pozwem sądowym, o ile nie sprostuję tej informacji. Choć między darmo a pół darmo granica jest cienka.
Cóż więc sprawiło, iż owa „dama”, tak pryncypialna w swym sprzeciwie wobec „najeźdźców”, zmieniła zdanie, uznając, że już czas na „negocjacje”? I jaki efekt dały owe „negocjacje” z eks-ministrem Ardanowskim? Przywrócenie do wpływów w stadninach? Czyżby skrzywdzonym oraz ich otoczeniu tylko o to chodziło? A „dama” już podaje rękę kolejnym „nominatom” znienawidzonej władzy? Cóż się zmieniło z jej punktu widzenia?
Coś zmieniło się na pewno. Nie chodzi jednak o stan michałowskiej czy janowskiej hodowli. Więc co? Kropki nad „i” nie postawię. Uwzględniając postawę owej „damy” dziwi jednak, iż obecna władza pozwala na uprzywilejowaną pozycję w SK Michałów tej postronnej osobie, w której dobre intencje można wątpić.
Tymczasem państwową hodowlę koni toczy bezwład. Od kilku lat na czele SK Michałów i SK Janów Podlaski stoją prezesi pełniący obowiązki. Aż się prosi o nowy konkurs na pełnoprawnych prezesów! Duże zaniepokojenie budzi sprawa tegorocznej organizacji Narodowego Pokazu w Janowie Podlaskim oraz Aukcji Pride of Poland 2022. Na ten temat wciąż nikt nic nie wie. Tomasz Chalimoniuk wprawdzie został odwołany w lutym br. z funkcji prezesa PKWK, lecz formalnie nadal pozostaje na stanowisku ministerialnego pełnomocnika ds. hodowli koni. Formalnie li tylko, gdyż faktycznie tej funkcji już nie wykonuje (choć oficjalnie odwołany nie został). Z tego co wiem, nie wiadomo, czy takie stanowisko będzie utrzymane, a jeśli tak, to kto zostanie nowym pełnomocnikiem ds. hodowli koni. Ergo, nikt nic nie wie i nikt nad niczym nie panuje. Wobec upadku „króla” państwowej hodowli koni, bezwzględnie należy przywrócić faktyczny nadzór właścicielski nad stadninami, gdyż w ostatnich latach nadzór ten był iluzoryczny. Póki co, sprawowany jest nadal przez KOWR, gdyż plany reformy organizacyjno-prawnej PSK, zdaje się, zostały odłożone na bliżej nieokreśloną przyszłość. Z pewnością nie popełnię błędu stwierdzeniem, iż miłośnicy państwowej hodowli koni arabskich czekają na miarodajną informację ze strony władzy: CO DALEJ?
PS. Wysokości czynszu za agroturystykę w SK Michałów skalkulowaną pod bohaterkę tekstu nadal nie znamy…