Reklama
Krzyżyk na Krzyżyku

Hodowla

Krzyżyk na Krzyżyku

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Wiek, źródło: public.fotki.com
Wiek, źródło: public.fotki.com

W niespełna rok po śmierci swego ojca Arbila, gn. ogier Wiek 1992 (od Wiosna po Fawor) opuścił Janów Podlaski, nie dostając szansy zaistnienia w państwowej hodowli. Fakt ten przeszedł właściwie bez echa, nie robiąc na nikim specjalnego wrażenia. A jednak dla mnie jest to wydarzenie bardzo wymowne i w pewien sposób symboliczne, bo kończące pewną epokę w polskiej hodowli koni arabskich. Bo oto z najbardziej niegdyś na świecie kuhailańskiej stadniny zostaje sprzedany ostatni prawdziwy kuhailan, tym samym z państwowej hodowli odchodzi jedyny kontynuator najstarszego polskiego rodu Krzyżyka. Pamiętam, że jest jeszcze Wachlarz, tyle że to kuhailan od pasa w górę, „rasowego” Krzyżyka przypominający jedynie umaszczeniem.

Jeśli niektórzy myślą, że będę w tym miejscu darł szaty i kładł się Rejtanem na ołtarzu polskiego kuhailana, są w błędzie. Wręcz przeciwnie, myślę, że dobrze się stało. Bo i cóż zyskałby Janów, używając Wieka? Urodziłoby się trochę źrebaków, poprawnie zbudowanych,

Maruk (po Wiek), fot. Zuzanna Zajbt
Maruk (po Wiek), fot. Zuzanna Zajbt

na nieszczęście kościstych, o dużych walorach użytkowych – które nikomu nie są do niczego potrzebne; pewnie urodziwych, ale mimo wszystko bardziej przypominających realnego arabskiego konia, niż wypacykowaną laleczkę. Dla obecnej państwowej polskiej hodowli nastawionej wyłącznie na rywalizację pokazową, rynkowy i finansowy sukces, takie konie nie są do niczego potrzebne.

W ostatnim stuleciu podejście do koni arabskich uległo totalnej zmianie. Z relacji Bogdana Ziętarskiego wynika, że większości beduinów kompletnie nie interesowała uroda arabów, a koncentrowali się jedynie na ich walorach użytkowych. Nasi przesłynni kresowi magnaci lubowali się w koniach pięknych, ale i dzielnych. Sanguszko, Rzewuski, Dzieduszycki i im współcześni cenili niezwykle wytrwałość, odwagę, twardość czy inteligencję wierzchowca. Dzisiaj obserwujemy przegięcie w kompletnie inną stronę. Zwłaszcza w Polsce oceniamy konie wyłącznie przez pryzmat „araba na łańcuszku”. To jest trochę tak, jakbyśmy oceniali smak wina wyłącznie po wyglądzie butelki. A mówiąc bardziej dosadnie, oceniamy opakowania, a nie konie. Trend ten z roku na rok się pogłębia, powodując, że idąc za obowiązującą modą, zamiast koni hodujemy opakowania. Zjawisko to jest na tyle daleko posunięte, że w obecnym wymiarze punktacja na pokazie to już wyłącznie sztuka dla sztuki, z której nic praktycznego nie wynika. Bo co z tego, że osobnik dostaje „18-tki” za kłodę, skoro trzeba zakładać mu podogonie, żeby siodło nie jeździło po nim jak po hucule, „ 20-tki” za ruch, jeśli z jeźdźcem na grzebiecie o mało nie zabije się o własne nogi, a jeśli uda namówić się go do kłusa, rzęzi bardziej niż poniemiecki traktor. Nie piszę tych słów, żeby cokolwiek obśmiać czy wyszydzić. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę na fakt, że my w Polsce zwykliśmy postrzegać konia arabskiego wyłącznie przez pryzmat prezenterki. Nie jest to jedyna prawda o arabie i z pewnością nie ta najważniejsza.

Mont Wiek, fot. Zuzanna Zajbt
Mont Wiek, fot. Zuzanna Zajbt

Miałem szczęście jeździć i trenować potomstwo Wieka. Łza kręci mi się w oku, bo dosiadać tych koni to zaszczyt. Odwaga, inteligencja, ruch, chęć współpracy i łagodność. Gdyby oceniać te cechy wzorem punktacji pokazowej, wystawiłbym same dwudziestki. O ambicji nawet nie ma potrzeby wspominać: Mieszko 1998 (od Minorka po Wermut) czwarty w Derby, Martynka 1998 (od Margilla po Gil) to wiceoaksistka, Mazurek 1999 (od Małmazja po Wermut) biegał jako pozagrupowy, Mont Wiek 1998 (od Majorka po Wermut) wygrał 10 wyścigów. Z tego ostatniego spadłem kiedyś, o on poleciał na plebanię do księdza. Zachodzę do proboszcza i chcąc rozładować nieco sytuację, mówię, pokazując na konia: Przyleciał się pomodlić. Mógłby właściciel – usłyszałem w odpowiedzi.

Cieszę się, że Wiek zostaje w Polsce i że trafił do prywatnej hodowli, bo w państwowej zmarnowałby się do reszty, kryjąc gładyszowskie hucułki. A tak ma szansę zaistnieć, oczywiście pod warunkiem, że nowy właściciel będzie chciał hodować konie, a nie

Manitoba (po Wiek), fot. Zuzanna Zajbt
Manitoba (po Wiek), fot. Zuzanna Zajbt

opakowania. Jeśli tak, to Wiek jest prawdziwym skarbem. Przed hodowlą prywatną staje dzisiaj ogromne wyzwanie (bo przypadek Wieka nie jest przecież jedynym) – paradoksalnie staje się ona rezerwuarem genów, które mają szansę przetrwać jedynie u pasjonatów nie zobligowanych do kierowania się kryteriami rynku i zysku. Z drugiej strony, nic w tym dziwnego, w końcu – patrząc historycznie – państwowe stadniny budowały swoją potęgę, opierając się na koniach hodowanych przez kresowych magnatów i szlachtę. Kto wie, jak to będzie w przyszłości…

Zobacz także polemikę z tym tekstem: Polemika wokół Krzyżyka

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.