Reklama
Z pustyni do Polski – 90 lat polskich Kuhailanów (cz. 1)

Hodowla

Z pustyni do Polski – 90 lat polskich Kuhailanów (cz. 1)

Eustachy Erazm Sanguszko w mundurze kawalerii narodowej (1794), obraz Juliusza Kossaka, 1871. Zdjęcie z archiwum Muzeum Okręgowego w Tarnowie
Eustachy Erazm Sanguszko w mundurze kawalerii narodowej (1794), obraz Juliusza Kossaka, 1871. Zdjęcie z archiwum Muzeum Okręgowego w Tarnowie

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email

„Prawdę powiem panu Grafowi, że w naszym kraju ani oko nie widziało ani ucho nie słyszało o takich koniach arabskich jakie ja mam teraz, wszystkie z samego Dezertu*.”

Tymi właśnie słowy opisał swoje pustynne nabytki książę Eustachy Sanguszko w liście do hrabiego Wacława Rzewuskiego, ze stycznia 1819 roku. „(…) Że były z Dezertu, rzecz niewątpliwa i to zrobiło wyższość tych koni, przyprowadzonych w owym czasie, gdy nikt w Europie jeszcze nie myślał o sprowadzaniu koni arabskich. Moszyński spełnił dobrze włożony na niego obowiązek (…) jak zrobił to wcześniej Burski”*. Tradycja hodowli koni czystej krwi arabskiej w rodzie Sanguszków udokumentowana jest od końca XVIII wieku. W rzeczywistości znacznie starsza, była starannie pielęgnowana i kontynuowana, i to pomimo licznych podziałów majątkowych związanych z dziedziczeniem rozległych dóbr ziemskich przez kolejne pokolenia rodziny Sanguszków.

Pałac Sanguszków, obecnie Zespół Szkół Ekonomiczno-Ogrodniczych w Tarnowie, fot. Krzysztof Dużyński

W Gumniskach, którym początek dała Sławuta, a które prowadziły własną księgę stadną od 1836 roku, pozostało po I wojnie światowej jedynie 8 klaczy matek i 3 ogiery. Uratowane z wojennej pożogi konie jakie znalazły się w Gumniskach, nie zadowalały księcia Romana Sanguszki. Jednak za stawkę siedmiu klaczy, pokazanych na Powszechnej Wystawie Krajowej w 1929 roku, otrzymał najwyższą nagrodę. W latach 30-tych XX wieku, 29-letni książę Roman Władysław Sanguszko (1901–1984), w którym w dużej mierze pod wpływem Bogdana Ziętarskiego, obudziły się ambicje kontynuowania tradycji rodzinnych, w hodowli koni arabskich, zdecydował się podnieść poziom hodowanych w Gumniskach koni. Zorganizował wyprawę po materiał hodowlany na Bliski Wschód. Podejmując decyzję, jak się później okazało, mającą epokowe znaczenie dla polskiej hodowli, wysłania ekspedycji do Arabii. Misję koordynatora powierzył wybitnemu znawcy, obdarzonemu niezwykłym talentem i intuicją – Bogdanowi Ziętarskiemu. Sanguszkowie nie pierwszy raz sprowadzali pustynne konie. Witold Pruski podaje, że w latach 1804 – 1917 importowano do Sławuty ze wschodu, 73 ogiery i 9 klaczy. Wyprawa Ziętarskiego była ostatnią przed II wojną światową europejską wyprawą po konie arabskie na pustynię Nedżd. Zniszczenia spowodowane wojną a także upadek systemu kolonialnego z jednej strony a następnie w wyniku wzrostu wydobycia ropy w tamtym regionie nieuchronna industrializacja lokalnych społeczności, spowodowały upadek hodowli beduińskiej, która znikła wraz z ich światem. W Polsce świat kresowych stadnin również przestał istnieć wraz z końcem wojny. Dziś zarówno arabscy jak i polscy hodowcy, wraz ze wzrostem świadomości czym jest hodowla, zaczęli postrzegać ją i chronić jako własne kulturowe dziedzictwo.

Bogdan Ziętarski i Carl Raswan, fot. archiwum

O swoim towarzyszu wyprawy, Carlu Raswanie, Ziętarski pisał: „(…) doskonały znawca koni arabskich, który wiele lat spędził w Syrii i Iraku. Miał on rozległe stosunki z plemionami Beduinów i znał język arabski”*, co było niezwykle ważne dla powodzenia całej ekspedycji. Na zlecenie Węgierskiego Ministerstwa Rolnictwa, wyprawa Ziętarskiego i Raswana miała jako jedno z zadań, zakupić ogiera arabskiego dla Państwowej Stadniny w Babolnie. Panowie Carl Raswan oraz Bogdan Ziętarski spotkali się właśnie w Babolnie, która położona jest w połowie drogi z Budapesztu do Bratysławy. To właśnie z Babolny, 20 listopada 1930 roku, wyruszyli na Wschód. Wyprawa prowadziła trasą przez Konstantynopol – Aleksandrię – Kair – Bejrut – Trypolis-Damaszek – Bagdad – Bahrajn – Nedżd. Powrót zaplanowano przez Bagdad – Damaszek – Bejrut – Stambuł – Konstanca i dalej koleją do Gumnisk**.
Pierwszy etap prowadził przez Aleksandrię do Kairu, dalej przez Trypolis, Homs, Hamę i Damaszek, do Bagdadu. W tym czasie podróżnicy obejrzeli setki koni – w Egipcie nawet 1250 sztuk, ale niestety niczego wartościowego nie napotkali. Jedynie stado Saklavi, księcia Mohameda Ali w Egipcie zachwyciło Ziętarskiego na tyle, że napisał: „(…) zrozumiałem wtedy dopiero, że Juliusz Kossak nie przesadzał w swoich portretach koni ze Wschodu i, że takie arabskie konie kiedyś można było nabyć w Arabii, jeżeli jeszcze dzisiaj własnymi oczami je oglądałem**.”

Kuhailan Afas, fot. archiwum

Kolejnym etapem podróży był Bahrajn. Ziętarski i Raswan wiedzieli o koniach władcy wyspy, Szejka Hamada bin Isa Al Khalifa, że stado jest niezwykle cenne, a konie „asil i (…) chowane w czystości Kuhailanów, zamknięte w kilku rodach i że, klejnoty można w nim znaleźć ale trzeba mądrze myśleć aby je dobrze kupić**.” Kiedy już udało się Ziętarskiemu dostać do Szejka i zobaczyć stadninę, co nie było wcale łatwe, wreszcie zobaczył konie, których szukał i po które przebył tysiące kilometrów. „Czterdzieści trzy klacze piękne i szlachetne stworzenia. Zachwyca mnie osiemnastoletnia, ciemnogniada klacz, po ogierze Kuhailan Krusch, z matki Kuhailat Afas. Zbudowana jest jak ideał konia, głęboka, na niskich nogach, długa, dobrze zamknięta, o wspaniałym krzyżu i kłębie, szlachetna dość długa szyja, a głowa sucha, wybitnie arabska o dużych oczach i rozwartych cienkich, ruchliwych chrapach, może trochę miękkie pęciny. Zadnie nogi bez zarzutu, jest to najpiękniejsza klacz w stadzie, ulubienica sheikha**.” Zafascynowany piękną Kuhailat Afas, Ziętarski podjął próbę jej zakupu, jednak Szejk z szacunkiem, ale stanowczo odmówił. Ziętarski wiedział już wcześniej, że Szejk nigdy koni nie sprzedaje, ale zdarza się, że czasem daje je w prezencie, swoim zasłużonym poddanym. Prowadząc wywiad w tym kierunku, podróżnicy udali się na sąsiednią wyspę Umman an Nasan, aby obejrzeć stado brata szejka oraz ogiera Kuhailan Wadhnan, którego potomstwo widzieli w Bahrajnie. I wreszcie sprawy posunęły się naprzód. Kuhailan Wadhnan to „dziesięcioletni, ciemnogniady, na kapitalnych nogach, zniszczonych przez pęta i złe kucie. Głowa wprawdzie duża, ale posiada wszelkie cechy szlachetnego pochodzenia. Krzyż dobry, odsada ogona doskonała**.” Po powrocie do Bahrajnu Ziętarski dowiedział się, że Szejk podarował niedawno czworo źrebiąt po Kuhailan Wadhnan swojemu sekretarzowi i tak trafił na roczniaka od Kuhailat Afas, którego po długich targach kupił od sekretarza szejka. Ciemnogniady syn Kuhailana Wadhnana i klaczy Kuhailat Afas został zgodnie z beduińskim zwyczajem nazwany od imienia matki Kuhailan Afas.

Pierwszy z lewej ogier Kuhailan Kruszan or.ar., fot. z książki „Pod namiotami Beduinów”, 1933 r.

Z Bahrajnu wyprawa ruszyła w głąb Półwyspu Arabskiego, do miejscowości Jauf. Podróż przez pustynię była bardzo trudna, głównie za sprawą ogromnych upałów w dzień i mroźnych nocy, różnica temperatur trudna do zniesienia. Jednak po długiej podróży udało się ekspedycji dotrzeć do koczowiska – Wielkiego Trybutu Rouallah. Tam właśnie Ziętarski zakupił ogiera Kuhailan Haifi, uważanego za najlepszego pustynnego araba sprowadzonego kiedykolwiek do Polski! Okoliczności tej niecodziennej transakcji Ziętarski opisał następująco: „(…) Wreszcie słyszę rżenie, prowadzą ogiery, dreszcze mnie przechodzą, czy rzeczywiście dobre, czy znowu zawód i daremna strata czasu(…). Podprowadzają gniadego (…). Nogi się pode mną ugięły, toż to koń, jakiego szukam, niewielki, suchy, na doskonałych nogach, ani śladu krowiej postawy. Szyja długa, łeb szlachetny, chociaż niezbyt mały, nozdrza rozdęte, cienkie ruchome, wspaniała odsada ogona. Pierwszy raz w życiu, przy kupnie konia, doznałem uczucia, że mdleję. Tymczasem mnóstwo myśli przechodziło mi przez głowę. Czy zechce sprzedać. Czy w razie sprzedaży będzie możliwa dostawa o 800 km do Damaszku (…). Kieruję się tak, aby jeszcze raz podejść do gniadego ogiera, co udaje mi się dopiero przed południem. Jednak pierwsze wrażenie było trafne. Koń dobry zupełnie. Późną nocą ogier był kupiony i odstawa omówiona. Nocujemy i o świcie wypłaciwszy cenę, odjeżdżamy**.”

Stanisław Haman (sekretarz Towarzystwa Zachęty do Hodowli Koni w Polsce) i Bogdan Ziętarski (z prawej) z ogłowiami przywiezionymi z Arabii, fot. z archiwum Piotra Grzywnowicza

Kolejnym ogierem zakupionym przez Ziętarskiego w drodze powrotnej do Damaszku był Kuhailan Zaid dla Babolnej oraz roczniak Kuhailan Ajouz, wypatrzony u beduinów Would’ali, który potem dał sprzedanego do Babolnej, ogiera Wezyr 1936***.
Trwająca ponad pół roku ekspedycja, mimo piętrzących się stale gigantycznych trudności i trosk, przyniosła niewątpliwie wspaniałe rezultaty. Oprócz najcenniejszego z tej stawki gniadego Kuhailana Haifi or.ar. 1923 (skrót od „oryginalny arab”) i ciemnogniadego Kuhailana Afasa or.ar. 1930, kasztanowatych Kuhailana Ajouz or.ar. 1930 i klaczy Szeikha, Ziętarski i Raswan przywieźli do Gumnisk ogiera Kuhailan Kruszan or.ar. 1927 (kasztanowaty) oraz trzy kasztanowate klacze: Hadba Inzihi or.ar. 1930, Rabda Khuszaiba or.ar. 1927 i Hamdani Semrie or.ar. 1930; do Babolny zaś dodatkowo gniadego ogiera Kuhailan Zaid or.ar. (1923 lub 1925). Tak pisał Ziętarski 1 kwietnia 1931 roku w liście do Romana Sanguszki: – „W życiu już nie chciałbym drugi raz przerobić coś podobnego co teraz. Jedna myśl co mnie podtrzymuje, że teraz w Gumniskach będzie najlepsze stado na świecie**.”

Konie zakupione w Arabii, w drodze statkiem do Konstancy, fot. z książki „Pod namiotami Beduinów”, 1933 r.

Ze wspomnień Ziętarskiego i mapek rysowanych w podróży które na bieżąco wysyłał do Romana Sanguszki wynika, że podróżnicy przemierzyli ok. 12000 km, zmagając się w tym czasie z malarią, głodem, awariami samochodu, problemami finansowymi i pogodą . W kwietniu Ziętarski z ulgą opuszczał Bliski Wschód. W liście z 30 kwietnia 1931, z pokładu statku towarzystwa Lloyd Triestino „Abazia”, odpływającego ze Stambułu do Konstancy, Ziętarski pisał do księcia Sanguszki: „(…) Z pokładu żegnam Wschód z silnem postanowieniem niepowracania już nigdy w te strony ****.
Ze wspomnień Ziętarskiego wynika, że do Gumnisk dotarł 12 maja. W listach prywatnych narzekał na to, że nikt na niego nie czekał. Miał też ogromne problemy ze zwrotem kosztów poniesionych na transport koni do Gumnisk.
Efektem wyczerpującej podróży, ogromnych trudów i wielu kosztów, było nabycie trzech klaczy i pięciu ogierów, z których zakupione do Gumnisk Kuhailan Afas i Kuhailan Haifi, a Kuhailan Zaid do Babolnej, odegrały fundamentalną rolę w polskiej i światowej hodowli ostatniego dziewięćdziesięciolecia. Ten ostatni, przed drugą wojną światową import oryginalnych arabów z pustyni „(…) mimo, że ostatnia wojna nie dała doczekać pełnych jego wyników, gdyż materiał, poza niewielką ilością młodzieży przepadł, to jednak wartość oryginalnej krwi, która przez importowane ogiery tak blisko została w rodowodach naszych koni, oddał naszej hodowli czystej krwi nieocenione usług” (Z. Rozwadowski). Rzeczywiście dzięki kilku zaledwie ogierom, które przetrwały wojenne kataklizmy polska i światowa hodowla zyskała bezcenne rody męskie, które są kontynuowane do dnia dzisiejszego. Część koni importowanych przez ekspedycję Bogdana Ziętarskiego, widział ówczesny dyrektor Chowu Koni Ministerstwa Rolnictwa, inż. Jan Grabowski. Tak je opisał „(…) wychodzi metaliczny kasztan, łysy import z Arabii – Kuhailan Kruszan. Kruszan mniejszy i dużo lżejszy od Nedjarego, ma jednak coś, co w słowach trudno wyobrazić, coś co bierze od pierwszego wejrzenia. W każdym rysie uderza szlachetność i rasa, ten wykwint rasy, jakby ekstrakt szlachetności, a w których przebija hodowla, mająca za sobą okres przeszło 1400 lat z religijnym fanatyzmem kultywowanych przykazań Proroka…Przeprowadzony kłusem i postawiony znów przed nami stoi spokojnie, dużym okiem gazelli spoglądając na nas, a pod skórą zarysowuje mu się siatka żył drgających nerwem i siłą,(…)” Kuhailan Haifi „(…) Koń zupełnie inny od poprzedników (Nedjarego i Kuhailana Kruszana), wyraźnej skaro-gniadej maści, mały, ale co za budowa-model konia-głęboki, na przepięknej suchej nodze i idealnie krótkim piszczelu. Wierzch tak dobry, że już lepszy być nie może, rasowo wygięta szyja, a na niej głowa tak piękna, że Kossakowi za model służyć by mogła. Czoło szerokie, oko duże wyraziste, delikatne ruchliwe nozdrza, szczęki szeroko rozstawione i precyzyjnie zarysowane. Stoi niespokojnie, aż drży z chęci do ruchu, przeprowadzony kłusem rusza się wspaniale. Ale ruchu tego mu mało- postawiony, grzebaniem nogą objawia chęć wyładowania swej energii. (…) Na moją prośbę – puszczony luzem w obszernym maneżu – płynie jak łabędź z dziwnym majestatem i swobodą, sprężysty, zwrotny, tryskający życiem i siłą. Wpatrując się w tego konia, uświadamiam sobie stopniowo, że arab z kontynentu- jako twór kultury – jest inny i musi być inny. Kuhailan Haifi robi tak silne wrażenie, że trudno się od niego oderwać, toteż tout court powiedzieć muszę, że mimo czytanych różnych historii o importach arabskich, nie przypuszczałem nigdy, by takiego ogiera na stepach Arabii można było spotkać i zdobyć. (…) Reasumując ogólne wrażenia, jakie sprawiają importy, trzeba przede wszystkim zaznaczyć, że są to konie poważne, jakby melancholijne, niczem nie przypominające ruchliwych podrygujących kogucików. Ogony noszą pięknie i daleko odsadzone, nigdy nie zadzierając ich wysoko, owłosienie grzywy i ogona dość bujne, ale włos jedwabisty. Wspólna cecha wszystkich importów to nadzwyczajna suchość, i zdecydowana linia rysunku. Pod cienką skórą zaznaczone mięśnie i muskuły tak wyraźnie jak by były rzeźbione. Patrząc na te konie przechodziłem myślą cały istotny splot czynników, które umożliwiły ich zdobycie i sprowadzenie do Polski. Z pustyni – do Gumnisk!*****

Matka Kuhailana Afasa – Kuhailat Afas, fot. z książki „Pod namiotami Beduinów”, 1933 r.

Bogdan Ziętarski zdawał sobie sprawę z tego, jak trudno będzie na Wschodzie znaleźć dobre konie w przyszłości. Świat koczowniczych Beduinów skończył się wraz z nieuchronną industrializacją Bliskiego Wschodu. Tak podsumował swą podróż w książce opisującej ekspedycję zatytułowanej „Pod namiotami Beduinów”: „Dziś, gdy myślę o tem, co widziałem w stepach Arabji, śmiało mogę powiedzieć, że mojem silnem przekonaniem jest, że koń Beduinów pod względem zdrowia, wytrwałości i budowy (głębokość, krótkonożność i ożebrowanie) przewyższa wszystkie inne rasy na świecie. Niestety, wyjechałem pod wrażeniem, że hodowla ta kończy się gwałtownie (…) Beduini osiedlają się, a dla osiadłego wielbłąd, owca i osioł daleko większą przedstawiają wartość praktyczną, niż koń rasowy. Kryją już stosunkowo małą ilość klaczy, a jeśli z urodzonych źrebiąt ginie w pierwszym roku 80-90%, to łatwo zrozumieć, że niedługo na stepach Arabji koń będzie większą rzadkością niż auto”**.

Oryginalne ogłowia arabskie w Gumniskach przed 1944 r., fot. z książki „Pod namiotami Beduinów”, 1933 r.

Ziętarski miał jednak nadzieję, że najlepszy typ konia arabskiego uda się utrwalić dzięki importom, właściwej hodowli „w czystych rodach” i selekcji wyścigowej: „W niedługim już może czasie, hodowcy arabów będą musieli już nie na Wschodzie, lecz w Polsce szukać takich koni, jakich ja w tym roku szukałem”****. Te słowa Bogdana Ziętarskiego okazały się prorocze. Przez następne 90 lat to właśnie Polska stała się drugą ojczyzną Kuhailanów.


* Roman Sanguszko, Stadnina Książąt Sanguszków, 1933, źródło: PCBJ
** Bogdan Ziętarski; Pod namiotami Beduinów.
*** Izabella Pawelec-Zawadzka, Roman Pankiewicz, Konie z wysp koralowych, Koń Polski 8/98 dodatek specjalny Araby w Polsce.
****Monika Luft, Camels’ milk for the stallion, armored vests for the Bedouins, polskiearaby.com 2011.
*****Jan Grabowski, Hodowca i Jeździec 8/1933 (wybór cytatów: Roman Pankiewicz Kurier Arabski 19/20/1998).

Roman Sanguszko w 1939 r. dostał się przez Węgry do Francji, aby po okresie tułaczki osiąść w Sao Paulo w Brazylii. W 1945 nastąpił kres stadniny w Gumniskach, która podczas okupacji do 1944 roku prowadzona była przez Bogdana Ziętarskiego. Konie zaginęły podczas ewakuacji w okolicach Nowego Tomyśla; najprawdopodobniej trafiły w ręce wojsk radzieckich. Cześć młodzieży pozostawiono w Racocie. Wśród młodzieży, która uratowała się w Racocie znalazła się urodzona w 1943 roku Forta wnuczka ogiera Kuhailan Zaid or.ar. , która założyła w powojennej hodowli niezwykle cenną linię, kontynuując tym samym sławucką rodzinę żeńską klaczy Ukrainka 1815.W roku 2019 klaczka będąca bezpośrednią potomkinią Forty – Florissima została Narodową Czempionką Polski.
Roman Sanguszko nigdy nie odwiedził już Polski, jednak pod koniec lat 70-tych przekazał za pośrednictwem polskiego konsulatu w Brazylii mikrofilmy, na których były zdjęcia uratowanej sławuckiej księgi stadnej jako dar dla polskiej hodowli. Niestety w chwili obecnej nie są dostępne, gdyż zostały sprywatyzowane wraz z archiwum Izabelli Pawelec-Zawadzkiej.
Bogdan Ziętarski po wojnie pracował jako kierownik źrebięciarni koni roboczych w PGR Milicz. Prawdopodobnie o tym, że jego ogromne doświadczenie i wiedza nie zostały nigdy wykorzystane w nowym ustroju, zdecydowała jego poprzednia praca u księcia Sanguszki. Jak wspomina Pankiewicz, Ziętarski mieszkał w niezwykle prymitywnych warunkach. Miał do dyspozycji pokoik z wychodkiem na podwórku, a po wodę musiał chodzić do obory. Jego zasługi odeszły w niepamięć. Istnieje przekaz o tym jak po jego śmierci spalono na podwórzu duże ilości książek i dokumentów. Być może były to resztki archiwów hodowlanych. „Historia jednych wynosi, innych przysypuje popiołem – mówił ze smutkiem Pankiewicz. – Jego przysypała popiołem, a był to wybitny człowiek”***.

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Stigler Stud
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.