Reklama
Przegląd prasy: „Araber Journal” nr 1/2006

Ludzie i Konie

Przegląd prasy: „Araber Journal” nr 1/2006

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email

Betty Finke w artykule „Zwischen Tradition und Revolution” (Między tradycją a rewolucją) opisuje, jak kształtowała się hodowla arabów w Niemczech. Przedstawia jej wzloty i upadki i tłumaczy, co tak naprawdę kryje się pod określeniem „niemiecki arab”.
Niemcy mogą się pochwalić dużą populacją koni arabskich – drugą co do wielkości na świecie. Ich konie mają korzenie rosyjskie, egipskie, amerykańskie, polskie i hiszpańskie.
Hodowla koni arabskich w Europie rozwinęła się w wieku XIX. Zapoczątkowały ją trzy kraje: Polska (książę Sanguszko), Anglia (stadnina Crabbet Park) i Niemcy (wtedy Wirtembergia) – stadnina w Weil. Stadniny te stanowiły bazę dla hodowli w Rosji, USA i Hiszpanii, a w przypadku Crabbet –nawet dla Egiptu. Stadnina w Weil została założona w 1817 roku przez króla Wilhelma I. Ukształtowały się w niej najstarsze istniejące linie: rodzina klaczy Murana I (1808) i linia ogiera Bairactar (1813).

Po spustoszeniach, jakie w XX wieku wywołały obie wojny, ponowny rozkwit hodowli datuje się na lata 50., zaś największy zachodni boom na araby i otwarcie rynku przypada na lata 70-80. Polska hodowla przetrwała ciężki czas i wspaniale się rozwija. Stadnina Crabbet przestała istnieć w latach 70., ale wielu hodowców w Europie, a przede wszystkim w USA i Australii, ma konie z wywodzących się stamtąd linii. A Niemcy? Konie z Weil trafiły do stadniny Marbach. W latach 50. dr Georg Wenzler zasilił hodowlę importami z egipskiej stadniny El Zahraa. W Marbach dużą rolę odegrały też konie polskie, które trafiły tam podczas wojny, oraz konie węgierskie. W Niemczech rozwija się także hodowla araba czysto egipskiego (typowy produkt niemieckiej hodowli) – poprzez licznych potomków Moheba I, w kombinacji z synami Nazeera: Hadban Enzahi, Gazal i Kaisoon. Ale ich potomków można uznać już za konie „niemieckie”, podobnie jak potomków polskiego Skowronka w Anglii uznaje się za konie „angielskie”. Tzw. „golden cross” – kombinacja egipskich i hiszpańskich linii, wymyślona przez stadninę Om El Arab w latach 70., choć nie opiera się na dawnej hodowli, jest niemieckim patentem. Najlepszym przykładem jest jeden z największych produktów niemieckiej hodowli od czasów Amuratha 1881: El Shaklan.

Stadnina Marbach była mekką dla arabiarzy z całego świata. Konie z tej hodowli ukształtowały wiele rodzin w USA i Australii. Legendarne „srebrne stado” potomków Hadban Enzahi przyciągało uwagę wielu hodowców. Jedną z najbardziej znanych klaczy była Dschadaah, która zdobyła w 1986 roku czempionat świata w Paryżu.

Niestety obecnie stadnina w Marbach straciła na znaczeniu. Mało kto wie, że są tam jeszcze araby. Tamtejsze linie poszły w zapomnienie, stały się niemodne. Dziś niemiecka hodowla opiera się na importach, przede wszystkim z USA, Polski i Rosji. I choć konie rodzą się w Niemczech, to jednak nie są „niemieckie”. Czy jest możliwa odbudowa i kontynuowanie dawnej hodowli? Autorka powołuje się na przykład Polski, gdzie podstawą hodowli jest cenna baza matek. Oczywiście tu też używa się importowanych ogierów, ale jest to zabieg konieczny dla odświeżenia krwi. W Niemczech i Anglii natomiast odrzucono stare linie i skupiono się na importach. W Niemczech znajdują się jednak jeszcze klacze ze starych linii. Nie są to, co prawda, konie pokazowe, ale używa się ich z powodzeniem w różnych konkurencjach sportowych. Poza tym, można używać ogierów z krwią z Marbach. Jednym z takich ogierów jest przecież Sanadik El Shaklan. Ciekawe, że jego wnuk FS Bengali cieszy się większym powodzeniem za granicą niż w ojczyźnie. Nie należy też zapominać, że ojciec FS Bengali – Kubinec, choć urodzony w Rosji, ma korzenie z Weil. Pochodzi przecież z linii Bairactara. Hodowcy niemieccy powinni także zwrócić uwagę na odnoszącego sukcesy pokazowe syna Kubineca – Kaseema. Ogier ten reprezentuje dwie najstarsze linie – ogiera Bairactar i klaczy Murana I. Odbudowa dawnej hodowli wydaje się więc możliwa.

Bardzo nas cieszy, gdy zagraniczna prasa pisze o polskiej hodowli i o jej sukcesach na świecie. Gudrun Waiditschka w artykule „Seit 200 Jahren erfolgreich” (Skuteczna od 200 lat) przedstawia wielce zasłużoną dla polskiej (i nie tylko) hodowli janowską linię P.
Linia P rozwija się obecnie w Janowie Podlaskim i Białce. Jej protoplastka – Szamrajówka – urodziła się w 1810 roku w Białej Cerkwi (obecna Ukraina). 11 generacji później w Janowie przyszła na świat Włodarka (1938). Wywieziona rok później do Rosji dała tam wiele źrebiąt, a jej córka Piewica/Priboj trafiła do Polski w 1956 r. Zasłynęła dając klacz Penzę/Faher – matkę czempiona Europy z 1987 roku, Penitenta/Partner, sprzedanego do USA, oraz klaczy Pemba/Czort – matki Pepiego/Celebes i Peptona/Bandos. Pepi najpierw trafił do Szwecji, potem został sprzedany do USA, gdzie użyty w stadninie Boba Magnessa dał dobrze biegające potomstwo. Następnie, podobnie jak jego syn Etat, trafił do Brazylii, gdzie z kolei spisał się jako ojciec koni rajdowych. Pepton zajął 1. miejsce w czempionacie Europy w 1991 roku, krył w Polsce oraz w Niemczech (w stadninie Ismera).

Najważniejszą córką Piewicy była Pierzga/Negatiw, matka słynnej Pilarki /Palas. Pilarka była jednym z pierwszych produktów tzw. „golden cross”, czyli kombinacji linii egipskiej Nazeera (poprzez Aswana i jego syna Palasa) z linią Skowronka (poprzez Negatiwa i jego syna Bandosa). Pilarka, wspaniała klacz pokazowa, triumfowała w czempionatach Europy (dwukrotnie) i świata. Po urodzeniu pięciorga źrebiąt została sprzedana (razem z Pikietą i Pilotem) Paolowi Gucciemu za 215 tysięcy dolarów. Klacz, po dramatycznych przygodach (Gucci zbankrutował), zakończyła życie w 2000 roku w stadninie Shirley i Charliego Wattsów. Z jej córek najlepsza była Pianola/Bandos, która niestety padła jako dwulatka wskutek ciężkiej grypy. Do przedłużenia linii czempionów przyczyniła się natomiast jej pierwsza córka Pipi/Banat. Ta czempionka Polski urodziła 15 źrebiąt w ciągu 17 lat i padła w 2005 roku w wieku 24 lat. Jest ona matką Pilota/Fawor i Piaffa/Eldon, a także takich klaczy, jak Pistacja/Probat, Pilica/Fawor i Pilar/Fawor. Ta ostatnia jest matką czempionki młodzieży Pingi/Gazal Al Shaqab, natomiast Pilica jest matką Palmety/Ecaho – czempionki młodzieży z 2003 roku i czempionki Europy z 2005. Pilot, sprzedany w 1990 roku do USA, po 4 latach trafił do Wielkiej Brytanii i stoi obecnie w Halsdon Arabians. Piaff był w 2004 wiceczempionem, zaś rok później sięgnął po tytuł czempiona Polski. Po dwuletnim pobycie w Holandii trafił do USA razem z Pianissimą/Gazal Al Shaqab, praprawnuczką Pilarki. Pianissima wygrała wszystko, co tylko było możliwe w Europie i pozostało jej podbijanie Ameryki.

Starsza o rok siostra Pilarki, Pierzeja/Bandos, dała ogiera Piechur/Banat, a młodsza o rok Pieczęć/Palas – ogiera Piruet/Probat. Piechur został sprzedany w 1983 roku do USA, gdzie trzy lata później zdobył tytuł US National Top Ten. Trafił z powrotem do Europy, gdzie został w 1995 All Nations Cup Champion. Obecnie przebywa w Halsdon Arabians (razem z Pilotem). Z kolei Piruet to trzykrotny czempion Europy (1989, 1995 i 1999), który zdobył także tytuł czempiona świata w 1989 i wiceczempiona świata w 1999. Jego przychówek sprawdza się nie tylko na pokazach, ale także w rajdach. Warto także wspomnieć o bracie Pilarki – Pierrocie/Czort, który zwyciężył w Derbach. Sprzedany do Niemiec dał m.in. Santhosa, który słynie jako jeden z najlepszych reproduktorów wyścigowych.
Linia P rozwija się także dobrze w stadninie w Białce, ale o tym będzie mowa w następnym numerze „AJ”.

Rajdy długodystansowe są konkurencją, do której araby wydają się najbardziej predysponowane. Wiele koni jednak nie jest w stanie ukończyć zawodów, przeważnie wskutek problemów zdrowotnych, będących wynikiem złego przygotowania. Suzanne Ress w artykule „Angekommen ist gewonnen – oder etwa nich?” (Czy ukończenie można nazwać zwycięstwem?) zamieściła uwagi lekarzy, jeźdźców i trenerów dotyczące prawidłowego treningu i postępowania z koniem rajdowym.

160-kilometrowy rajd dla koni porównuje się z 42-kilometrowym maratonem dla ludzi. O tym, jak wiele kosztuje on wysiłku i przygotowań świadczy fakt, że kończy go zwykle zaledwie połowa startujących koni. W styczniu 2005 roku na Mistrzostwach Świata w Dubaju na 175 startujących koni (głównie rasy arabskiej) ukończyło go tylko 61 (34,9 %). Główną przyczyną nieukończenia biegu były problemy zdrowotne: na 114 wycofanych koni 73 doznało kulawizny, a 32 miało problemy z przemianą materii.

Rajdy są dyscypliną, która przed, w trakcie i po jej zakończeniu wymaga stałej kontroli lekarza weterynarii. Kontroluje się pracę serca konia, szybkość dochodzenia do siebie po dużym wysiłku, gospodarkę wodną, oddech, czynności trawienne oraz czystość chodu. Konie dyskwalifikowane są często dlatego, że są po prostu nie przygotowane. Są to przeważnie konie z wadami budowy, które przeszkadzają w tej dyscyplinie (długi i miękki grzbiet, bardzo małe, płaskie, wąskie lub niesymetryczne kopyta, z cienkimi i kruchymi ścianami, wady postawy). Jednak nawet poprawnie zbudowany koń może zakuleć, miedzy innymi wtedy, gdy próbuje swoim ruchem zrekompensować zły dosiad jeźdźca. Do wyeliminowania konia może się także przyczynić źle dopasowane siodło. Wieloletnia uczestniczka rajdów Sharon Saare przeprowadzała doświadczenia z różnymi siodłami. Według jej badań, gdy koń ma na sobie za duże siodło, wzrasta jego puls, co jest oznaką bólu. Do kulawizny mogą poza tym przyczyniać się bóle pleców, lędźwi i barków, a także nieprawidłowe okucie, które może powodować m.in. przeciążenie ścięgien. Jak twierdzi weterynarz Melissa Ribley, „kulawizna wynika często z uszkodzenia tkanek miękkich, np. zerwania ścięgien i więzadeł przy zbyt intensywnym tempie biegu”. Dlatego tak ważny jest odpowiednio długotrwały trening. Doktor Nicola Perniola spotyka się najczęściej z zapaleniem kości w przednich kopytach i stawach skokowych u koni 8-letnich i starszych. Główną przyczyną kłopotów jest przeciążenie. Jest to niestety nieuniknione u koni, które długo startują. Warto pamiętać w tym przypadku o odpowiednim żywieniu, które może wspomóc odbudowę zniszczonych tkanek.
10-20% koni uczestniczących w rajdach wymaga intensywnej opieki lekarskiej, głównie z powodu odwodnienia. Jest to częstą przyczyną kolki. 2/3 produkowanego podczas wysiłku ciepła jest oddawane z potem. Utrata wody z organizmu może wynieść 12 litrów na godzinę. Następuje utrata związków mineralnych (wapnia, potasu, sodu, magnezu), niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania. Przy niedoborze wody w organizmie wzrasta ilość wyprodukowanego ciepła (przegrzanie organizmu). Poza tym, przy mniejszej podaży wody w jelitach, zmniejsza się objętość krwi.

Organizm konia rajdowego potrzebuje stałego zaopatrzenia w glikogen, który jest gromadzony w mięśniach i wątrobie. Glikogen z wątroby potrzebny jest do utrzymania poziomu glukozy we krwi i mózgu, a glikogen z mięśni stanowi „materiał napędowy” – jest spalany i musi być stale uzupełniany. Gdy nie ma dostatecznej ilości glikogenu w mięśniach, pobierają go one z wątroby i w efekcie spada poziom cukru we krwi. Poziom glukozy na czczo w stanie spoczynku wynosi 80-90 mg/dl. Koń rajdowy, aby móc wystartować, potrzebuje 125 mg/dl. Im dłużej ta wartość jest utrzymywana, tym lepiej dla konia. Mięśnie dobrze wytrenowanego konia mogą zgromadzić więcej glikogenu. Wartość poniżej 60 mg/dl zagraża życiu i wymaga dożylnego podania wody z elektrolitami i glukozą.

Bardzo istotną sprawą w treningu koni rajdowych jest odpowiednie żywienie. Koń podczas 160-kilometrowego rajdu traci od 10 do 23 kg masy ciała, przeważnie w formie potu. Pierre Arnould (szef belgijskiego stowarzyszenia rajdowego) żywi swoje konie 3 razy dziennie, podając im 50% siana z traw i 50% ubogiego w proteiny zboża. 3-4 tygodnie przed biegiem dodaje specjalną mieszankę dla koni rajdowych, olej, probiotyki i zioła. Dokłada jeden posiłek dziennie i dopasowuje odpowiedni trening. Na miesiąc przed rajdem podawane są też elektrolity. Podczas zawodów należy unikać podawania siana, gdyż do jego strawienia jelita potrzebują dużo wody.

Panuje opinia, że konie rajdowe są zdrowsze w porównaniu z końmi użytkowanymi w innych formach sportu. Rajdy są uważane za najbardziej naturalny sport dla arabów, m.in. dlatego, że konie biegną „w stadzie”. Poza tym są zdrowsze psychicznie i nie mają narowów, takich jak tkanie czy łykawość. Wynika to z mniejszego stresu podczas treningu oraz dużej ilości czasu spędzanego poza stajnią.

Koń arabski jest sprawdzonym rajdowcem, może zwyciężać w najtrudniejszych zawodach, w najbardziej niesprzyjających warunkach atmosferycznych. Jego trening musi być odpowiednio przeprowadzony, stosownie do poziomu zawodów. Należy także pamiętać o przygotowaniu psychicznym, aby udział w zawodach nie był dla zwierzęcia nadmiernym stresem.

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.