Reklama
Zobaczyłam, że świat jest pełen koni…

Ludzie i Konie

Zobaczyłam, że świat jest pełen koni…

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email

Miłośnikom koni arabskich nie trzeba tłumaczyć, kim jest Zofia Raczkowska. Wszyscy znają portrety Pilarki czy Palasa jej autorstwa. Każdy trzymał w ręku niejeden aukcyjny katalog z jej zdjęciami. Zofia Raczkowska jest klasykiem fotografii „końskiej”, obok Mariana Gadzalskiego czy Tadeusza Budzińskiego. Wypracowała swój własny, niepowtarzalny styl, malarski, nazywany często „impresjonistycznym”. Lubiła fotografować konie przede wszystkim w naturalnej scenerii, na pastwiskach, gdzie wolne i nieskrępowane najpełniej ujawniają swą urodę.

Dziś duży wybór fotografii Raczkowskiej, wśród nich tych najbardziej znanych, przynosi nowo wydany album „Konie”, który ukazał się nakładem wydawnictwa BOSZ. Wstępem opatrzyła album honorowa Prezes PZHKA, Izabella Pawelec-Zawadzka, a posłowiem Jerzy Iwaszkiewicz. Fotografiom towarzyszą wypowiedzi artystki, pochodzące z archiwów rodzinnych. – Nie urodziłam się poetką ani malarką. Los podsunął mi do rąk aparat fotograficzny. Wtedy spojrzałam przez obiektyw i zobaczyłam, że świat jest pełen koni – tak opisuje swe powołanie Raczkowska. Bo jej życie z końmi to nie tylko pasja i praca, lecz przede wszystkim misja – misja uwieczniania piękna, które, choć przemijające, odradza się w kolejnych pokoleniach.

Raczkowska pokochała konie już w dzieciństwie. – Konie mi się śniły, kiedy byłam mała – mówiła w wywiadzie dla polskicharabów.com. – Część dzieciństwa spędziłam na wsi – pamiętam, że nie mogłam przejść obok konia, żeby nie wyciągnąć rączki i go nie pogłaskać. Moja starsza o siedem lat siostra jeździła na koniu na oklep, a ja strasznie jej zazdrościłam i uciekałam ze szkoły, żeby też pobyć na pastwisku. W późniejszych latach, od swojego męża, fotografa Mirosława Raczkowskiego przejęła pasję fotografowania i połączyła ją z miłością do koni. Przede wszystkim do koni arabskich. – Nigdy nie zapomnę dnia, gdy po raz pierwszy ujrzałam araby – wspominała. – To było w Janowie Podlaskim. Zobaczyłam klacze wszelkiej maści, ze źrebakami u boku, tak piękne, że zapierało dech. Zauważyły mnie i czujnie podniosły głowy. Ręce aż drżały mi z emocji, gdy sięgałam po aparat.

W albumie czytamy: – Koń zawsze pobudzał moją wyobraźnię i budził nieokreślone wzruszenie. Chwytało mnie ono za gardło bolesnym skurczem na widok pędzącego stada, filmowej szarży kawalerii, nawet wtedy, gdy słyszałam tętent koni. Emocjonalny stosunek autorki zdjęć do swych bohaterów widać jak na dłoni. Konie Raczkowskiej to nie perfekcyjnie upozowane, niemal sztuczne modele, wymuskane do najdrobniejszego włoska, które znaczną część urody zawdzięczają photoshopowi. To istoty bliskie naturze, niemal dzikie, związane bardziej z przyrodą niż z człowiekiem. Symbolizują nie tylko piękno, ale także wolność, energię i siłę. Czy są to konie, które pasą się spokojnie, czy tabun w galopie, nie mamy wątpliwości, że uchwycone zostały w najlepszym możliwym momencie.

Album „Konie” ma wielką wagę nie tylko jako dokument pełnego pasji życia Raczkowskiej, ale także dosłownie. Jest to książka pokaźnych rozmiarów, dzięki czemu możliwe było ukazanie zalet prac autorki w całej ich okazałości. Dostrzegamy każdy szczegół, doceniamy kompozycję kadru, zaglądamy w oczy bohaterom zdjęć. Szkoda tylko, że zabrakło podstawowych dla wielbiciela koni arabskich informacji o tym, czyje to portrety… Dla rasowego „arabiarza” istotny jest bowiem nie tylko sam koń, ale i jego rodowód, a więc historia, jaką niesie w genach i związana z tym nadzieja na przyszłość. Oczywiście, te najsłynniejsze gwiazdy rozpoznajemy – ale to za mało, chcielibyśmy znać tożsamość także innych portretowanych koni, a przynajmniej pragnęlibyśmy wiedzieć, skąd pochodzą – czy z Janowa, czy z Michałowa, a może z Kurozwęk, bo i tam trafiła Zofia Raczkowska z aparatem. Jakkolwiek album nie jest poświęcony wyłącznie arabom – znajdujemy tu fotografie koni różnych ras, także fascynujących Raczkowską koni skandynawskich, fiordingów czy norweskich „döle” – to jednak żal, że nie ma indeksu, który byłby dla co bardziej dociekliwych czytelników przewodnikiem przynajmniej po „arabskich” tożsamościach.

Zaletą albumu jest za to na pewno jego dwujęzyczność – obok wersji polskiej, teksty mają także tłumaczenie angielskie, które wyszło spod ręki Teresy Bałuk-Ulewiczowej.

Zofia Raczkowska: „Konie” („Horses”), BOSZ 2011, str. 255

Wywiad z Zofią Raczkowską przeczytasz tutaj: Kiedy Pilarka była królową

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.