Reklama
Wywiad z Moniką Luft, autorką książki „Arabska awantura”

Ludzie i Konie

Wywiad z Moniką Luft, autorką książki „Arabska awantura”

Monika Luft & Brida, fot. Marta Baranowska
Monika Luft & Brida, fot. Marta Baranowska

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Monika Luft 'Arabska awantura' - okladka (Wyd. LTW)
Monika Luft 'Arabska awantura’ – okladka (Wyd. LTW)

Poniżej publikujemy wywiad z Moniką Luft, autorką książki „Arabska awantura. Od Emira Rzewuskiego do Krzysztofa Jurgiela” (Wydawnictwo LTW). Wywiad ukazał się w tygodniku „Do Rzeczy” (Nr 27/432, 5-11 lipca 2021), a przeprowadził go Tomasz Zbigniew Zapert. Bardzo rzadko sięgamy po publikacje innych mediów, ale ta wydała nam się wyjątkowo ciekawa. Zapraszamy!

Czysta krew i brudne czyny

Z Moniką Luft, dziennikarką, autorką powieści, rozmawia Tomasz Zbigniew Zapert

TOMASZ ZBIGNIEW ZAPERT: Sowieci uznawali konie arabskie za wrogów ludu?

MONIKA LUFT: Zagłada stadnin kresowych była tematem tabu w czasach PRL. Cenzura wycinała wszelkie wzmianki o pożodze, a traktujące o tym dzieła literackie były zakazane. Opisywane niegdyś przez Zofię Kossak-Szczucką, a współcześnie przez Wiesława Helaka sceny napaści na dwory i pałace robią potworne wrażenie. Pod wodzą bolszewickich prowodyrów dokonywano dekapitacji ogierów, palono żywcem klacze ze źrebiętami – ten koszmar trudno sobie dzisiaj wyobrazić. Wkrótce jednak Sowieci zorientowali się, że konie czystej krwi arabskiej to prestiż i zarobek, zapragnęli zatem je hodować. W 1939 r. zrabowali całe janowskie stado – prócz jednej klaczy i młodych koni, które zagubiły się podczas wcześniejszej ewakuacji. Gdy Janów zajęli Niemcy, doszło do zgodnej współpracy obu okupantów. Do Tierska, dokąd trafiły janowskie araby, Niemcy wysłali polskiego pracownika stadniny, by zidentyfikował ukradzione konie. Chodziło o odtworzenie ich rodowodów. Słynna potem w świecie tierska stadnina stworzyła swą hodowlę w dużej mierze dzięki arabom uprowadzonym z Janowa.

Burzy pani legendę o dobrych Niemcach zarządzających stadniną janowską podczas okupacji.

Ten mit jest wyjątkowo silnie zakorzeniony. Stale przewija się w książkach i artykułach o Janowie. Do jego utrwalenia przyczynił się m.in. długoletni dyrektor stadniny w czasach PRL, Andrzej Krzyształowicz, który podczas wojny był koniuszym i prawą ręką ppłk. Hansa Fellgiebla, okupacyjnego zarządcy stadniny. Według niego Janów Podlaski był terenem neutralnym niczym Szwajcaria. Prezes stadniny z późniejszego okresu, Marek Trela, także podkreślał, że koniom i ludziom niczego podczas okupacji nie brakowało. Niestety, prawda wygląda mniej sielankowo.
Po pierwsze, Niemcy wymordowali wszystkich Żydów, którzy odbudowywali stadninę po zniszczeniach wojennych roku 1939. Po drugie, rozstrzelali sześciu masztalerzy zaangażowanych w konspirację. Po trzecie, zarząd stadniny odtwarzał jej zasoby poprzez konfiskatę koni prywatnych hodowców. Po czwarte, realizowano zgodne z narodowosocjalistycznymi teoriami pomysły hodowlane Gustava Raua, do dziś zresztą uważanego za znakomitego znawcę koni. Po piąte, pod koniec wojny wywieziono wszystkie konie. Dużą część z nich udało się odzyskać, ale powrót stada do Polski nie był bynajmniej zasługą okupantów. Hans Fellgiebel na pewno kochał konie, ale raczej dość daleko mu było do filmowego Oskara Schindlera. A tak właśnie bywa najczęściej przedstawiany – jako dobroczyńca Polaków i koni arabskich.

Jak hodowców arabów potraktowała Polska Ludowa?

Wszystko zależało od tego, jaką przyjęli postawę. Tych, którzy nie wykazywali należytego entuzjazmu dla nowych porządków, represjonowano. Zasłużony znawca koni arabskich Bogdan Ziętarski – w czasach II Rzeczypospolitej pracujący dla księcia Sanguszki – musiał zadowolić się posadą kierownika źrebięciarni koni roboczych w jednym z PGR-ów. Hodowczyni Anna Bąkowska, której męża zamordowano w Katyniu, nie mogła znaleźć pracy. Ostatnie konie odebrano jej za symboliczną zapłatą. Wielu koniarzy uwięziono, np. Zygmunta Braura. Potem, dzięki niezwykłemu uporowi, jako jeden z kilku zaledwie prywatnych właścicieli, hodował w PRL araby. Hipologowi Edwardowi Skorkowskiemu, autorowi przedmowy do I tomu „Polskiej księgi stadnej koni arabskich”, gdzie opisał unicestwienie stadnin kresowych, utrudniano kontynuowanie pracy naukowej i uprzykrzano życie na wiele sposobów. Prezes Towarzystwa Hodowli Konia Arabskiego, Aleksander Paweł hr. Dzieduszycki, pełniący w dwudziestoleciu międzywojennym wiele ważnych funkcji państwowych, nękany przesłuchaniami przez UB, popełnił w 1947 r. samobójstwo.

„Konny decydent” komunistów, Stanisław Arkuszewski, jawi się wyjątkowo złowrogo.

O dziwo, to postać w kręgach „arabiarzy” odbierana nader pozytywnie. Niedawno były prezes stadniny michałowskiej Jerzy Białobok udzielił wywiadu, w którym stwierdził, że ten stalinowski dygnitarz na koniach się co prawda nie znał, ale za to na ludziach tak. Był m.in. protektorem Ignacego Jaworowskiego, długoletniego szefa stadniny w Michałowie. Z pistoletem w ręku wymuszał posłuch wśród urzędników i podwładnych. Jaworowski, wielki autorytet tego środowiska, nazwał go „opatrznościowym na owe czasy człowiekiem”. Arkuszewski sam chwalił się we wspomnieniach, że bronił „aktywu hodowlanego”. „Aktyw hodowlany” zachował więc o nim wdzięczną pamięć i złego słowa nie da o nim powiedzieć. Tymczasem Arkuszewski, komunista o krystalicznym z punktu widzenia ideologicznego życiorysie, członek PZPR i ORMO, a wcześniej kandydat i prawdopodobnie członek partii bolszewickiej, kościuszkowiec dwukrotnie udekorowany Orderem Czerwonej Gwiazdy, przyznawanym przez Prezydium Rady Najwyższej ZSRS, jednych wybronił, innych zaś, o nie mniejszych zawodowych kwalifikacjach, nie. Jego szczególne, nawet jak na czasy stalinowskie, metody obrony „aktywu hodowlanego”, do dziś znajdują wiernych zwolenników. W ubiegłym roku, podczas aukcji w Janowie Podlaskim, bloger, a niegdyś redaktor naczelny periodyku „Koń Polski”, zaatakował jednego z gości, wymierzając mu kilka ciosów pięścią w głowę. Dziennikarce, która zainteresowała się tym mocno bulwersującym wydarzeniem, oświadczył, że zaatakowany stoi „po złej stronie barykady”. Sądząc po komentarzach „wielbicieli arabów” w mediach społecznościowych, grupa ta ochoczo przyklaskuje stosowaniu rozwiązań siłowych wobec osób o innych poglądach. Dziedzictwo płk. Arkuszewskiego jest więc nadal żywe.

Długoletnich zarządców Janowa Podlaskiego i Michałowa cechował konformizm?

W przywoływanym wywiadzie Białobok przekonywał, że „komuniści mieli swoją racjonalność”. Dowodem na ich pragmatyzm miało być to, że zatrudniali ludzi o ziemiańskich rodowodach jako dyrektorów stadnin, np. Ignacego Jaworowskiego. Ta teza nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością. Ziemiańskie pochodzenie, czy też – częściej – uprzednia praca dla ziemian, nie stanowiły wystarczającej rekomendacji. Liczyła się przede wszystkim uległość wobec władzy, bądź czynne jej poparcie. Jeden z protegowanych Arkuszewskiego, Andrzej Krzyształowicz, syn byłego zarządcy folwarków należących do rodzin Dzieduszyckich, Potockich i Czartoryskich, był gorliwym działaczem lokalnej komórki PZPR. Wkrótce zresztą powstała nowa warstwa „ziemian” na państwowych etatach. Kazimierz Guziuk, obejmując stanowisko dyrektora Stada Ogierów w Białce w 1950 r., nie miał ukończonych siedmiu klas szkoły podstawowej, za to był członkiem PZPR i ORMO. Gdy w 1981 r. odchodził na emeryturę, kierowanie stadem przekazał swojemu synowi, który po pewnym czasie został prezesem, a niebawem także wstąpił w szeregi ORMO. Dziedziczność dyrektorskich posad w państwowych przedsiębiorstwach to osobliwe zjawisko wtedy i dzisiaj.

Najwyższą cenę za araba w PRL zapłacił sowiecki agent wpływu i oszust?

El Paso, którego sprzedaż opisuję w jednym z rozdziałów książki, to najdroższy polski ogier arabski – milion dolarów zaoferował za niego przed aukcją janowską w roku 1981 amerykański kupiec, Armand Hammer. Więcej uzyskano w późniejszych latach tylko za trzy klacze. Rolę Hammera jako sowieckiego agenta wpływu opisał amerykański dziennikarz śledczy Edward Jay Epstein. W polskiej prasie hipologicznej Hammera przedstawiano jako szlachetnego filantropa, wielbiciela koni arabskich i biznesmena, który odniósł oszałamiający sukces. Tymczasem zakup El Paso miał mu pomóc w bardzo konkretnych sprawach, w tym w zdobyciu poparcia administracji Ronalda Reagana. Amerykański prezydent, czemu trudno się dziwić, był niechętnie nastawiony do kontaktów z ludźmi kojarzonymi z sowieckimi operacjami szpiegowskimi. Hammer podjął więc piętrową grę. Wszedł w spółkę z innym milionerem, Davidem H. Murdockiem, zaangażowanym w zbieranie funduszy dla Partii Republikańskiej, a przy tym kolekcjonerem koni arabskich. Przez jakiś czas oddawali się tej pasji razem, goszcząc też na janowskiej aukcji. W końcu jednak Murdock zerwał współpracę. Po śmierci Hammera w 1990 r. bańka prysła. Okazało się, że jego biznesowe imperium przynosi gigantyczne straty. Dziś nikt – może poza Polską – nie wierzy już w jego gwiazdę.

„Arabska awantura” rysuje niewesoły obraz sytuacji w państwowych stadninach koni arabskich. Czy znajdzie się jakiś Herakles, by oczyścić te stajnie Augiasza?

Nie. Polityczna arabska awantura, która od 2016 r. osiąga nieznane wcześniej rozmiary, znajduje wsparcie we wpływowych mediach. Każdy, kto próbuje pokusić się o jakieś twórcze działania w stadninach państwowych, zostaje poddany ogromnej medialnej presji, musi też liczyć się z odwetem w postaci np. doniesień do prokuratury za rzekome, mocno nagłaśniane przewinienia. Na żadne „oczyszczenie” się nie zanosi także dlatego, że legendy i przeinaczenia „jedynie słusznej narracji” przysłoniły w tej dziedzinie rzeczywistość. Jak ujął to Kawafis w jednym z wierszy: „Wszyscy byli prześwietni – potężni i miłościwi. Działali przemyślnie i mądrze, a wszelkie ich dokonania były szczególne lub wielkie”. Tylko w takim duchu opowiadano tę historię. Czekałam na książkę, która przywróciłaby właściwe proporcje. W końcu musiałam sama podjąć się tego zadania.

Wywiad dostępny jest tutaj: https://dorzeczy.pl/wywiady/190246/czysta-krew-i-brudne-czyny.html

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.