
Żyła skromnie – w przenośni i dosłownie. Gdyby któryś z zagranicznych liderów w dziedzinie rajdów długodystansowych przypadkiem znalazł się w podwarszawskim Józefowie nie uwierzyłby, że w pamiętającym dawne czasy domu z cegły mieszka jedna z prekursorek tego sportu w Polsce, a w małej, adaptowanej stajence obok stoi jeden z najdzielniejszych koni arabskich na świecie.
Krystyna Romszycka – wybitny zawodnik i trener rajdowy, zdobywczyni najwyższej jak dotąd lokaty dla Polski na Mistrzostwach Świata w tej dyscyplinie, wielokrotna zwyciężczyni plebiscytów popularności zawodników, trenerka i sędzia ujeżdżeniowy, wieloletnia działaczka i Sekretarz Zarządu Wojewódzko-Mazowieckiego Związku Jeździeckiego, prezes i założycielka Ludowego Klubu Jeździeckiego „Aga”. 21 października ukończyła swój najtrudniejszy, najdłuższy dystans – maraton życia i walki z ciężką chorobą. I również tę walkę, jak wiele poprzednich, wygrała. Jak sama często wspominała – głównie dzięki koniom.

Życie Pani Krystyny było całkowicie podporządkowane tym pięknym zwierzętom, choć nie jeździła na nich, jak inni wybitni zawodnicy, od dziecka. Przez jej stajnię przewinęło się wiele koni – własnych i dzierżawionych, począwszy od kuców i ukochanej klaczy Agi (to właśnie od jej imienia, a nie jak sądzi wielu, od imienia córki, pochodzi nazwa LKJ w Józefowie), skończywszy na wybitnych koniach ujeżdżeniowych. Dla nas, „arabiarzy”, była najbardziej znana jako właścicielka janowskiej hodowli wałacha Elekt (Palas-Elektra po Bandos), obecnie 21-letniego, z pewnością wciąż najwybitniejszego arabskiego konia użytkowego w Polsce i jednego z najlepszych na świecie. Aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na listę jego najważniejszych sukcesów. Większość z nich osiągnął pod okiem (i siodłem) Pani Krystyny.
W dyscyplinie rajdów długodystansowych:
- 2. miejsce na CEI Węgry (120 km),
- 2 x brązowy medal na Mistrzostwach Polski, Miłki (162 i 164 km),
- 1. miejsce w rankingu polskich koni rajdowych 1997,
- 5. miejsce CEI-B Belgia (120 km),
- 5. miejsce w CEN-A, Zastawno (160 km),
- 5 2. miejsce (najlepsze w polskiej ekipie) na Mistrzostwach Świata,
- 1. miejsce w rankingu polskich koni rajdowych 1998,
- 12. miejsce w światowym rankingu rajdowym (ELDRIC Arab Trophy) 1998.
W dyscyplinie ujeżdżenia (pod Agnieszką Romszycką):
- srebrny medal w Mistrzostwach Warszawy Juniorów Młodszych,
- złoty medal w Mistrzostwach Makroregionu Mazursko-Warszawskiego Juniorów Młodszych,
- srebrny medal w Mistrzostwach Warszawy Juniorów Młodszych,
- 7. miejsce w rankingu PZJ w kategorii Juniorów Młodszych 1998,
- 9. miejsce w Mistrzostwach Polski Juniorów Młodszych, Zakrzów,
- złoty medal w Mistrzostwach Warszawy Juniorów,
- 3. miejsce w Pucharze Mazowsza w klasie CC,
- 6. miejsce w zawodach Pucharu Polski – Runda Młodych Jeźdźców,
- 1. miejsce w regionalnych zawodach, konkurs CC-4,
- 6. miejsce w ZOO Halowych, konkurs C-5,
- 7. miejsce w ZOO Halowych, konkurs C-4,
- brązowy medal Mistrzostw Polski Amatorów,
- udział w Mistrzostwach Polski Seniorów (konkursy CC-4, CC-7 i CC-8).
Jeszcze jedną kategorią, za którą należy się Elektowi medal, to doskonała kondycja i starty w zawodach w wieku 20 i 21 lat! Wszystko to zawdzięcza wspaniałej opiece właścicielki. Jej znajomi zgodnie twierdzą, że nie każdy zdobyłby się na tyle poświęceń dla konia, co Pani

Krystyna. Za godziny spędzone w stajni na tarciu marchwi, karmieniu z ręki, masażach, obliczaniu dawek pokarmowych i dbaniu o kondycję, Elekt odpłacił się bezgraniczną ufnością, przywiązaniem i dzielnością. A nie należy do koni łatwych. Kiedy Pani Krystyna odkupiła go od byłego trenera wyścigowego – Mariana Zaniewicza, i lek. wet. Janusza Okońskiego w 1994 r., Elekt był już medalistą Mistrzostw Polski w rajdach. Łatwo jednak ulegał kontuzjom fizycznym i psychicznym. Po latach, mając „setki kilometrów w nogach”, przybiegał na wołanie właścicielki z końca padoku i cierpliwie uczył młodych adeptów sztuki jeździeckiej – tych ludzkich i tych końskich. Pani Krystyna twierdziła, że to, co osiągnął Elekt, to kwintesencja konia arabskiego – nie tylko pięknego, ale i dzielnego, pojętnego i całkowicie oddanego właścicielowi, jeśli tylko ten zechce mu poświęcić swój czas i serce. Obok Elekta w stajni w Józefowie stało wiele innych koni, jednak Elekt był zawsze na pierwszym miejscu w sercu właścicielki. Zawodnicy rajdowi często opowiadają, jak Pani Krystyna, jadąc dziesiątki kilometrów, cały czas „rozmawiała” z Elektem, a w wyznaczonych porach, żeby nie wiadomo, co się działo, Elekt musiał mieć przerwę i zjeść coś energetycznego. Nad łóżkiem i na honorowym miejscu w saloniku w Józefowie wisiała kolekcja trofeów i dyplomów Elekta, o których Pani Krystyna zawsze chętnie opowiadała, a każdy zdobyty dyplom czy flots były dla niej wielkim powodem do dumy – niezależnie od tego, czy koń zdobył go na mistrzostwach świata czy na zawodach regionalnych.

Jednak Elekt miał już swoje lata i trzeba było oszczędzać jego zdrowie, a Pani Krystyna, mimo świadomości choroby, miała ambitne plany. Setki planów. Po nagłej i tragicznej stracie dwóch koni w 2005 roku, długo odkładała na nowego wierzchowca, często kosztem własnych potrzeb. W końcu, na kilka miesięcy przed śmiercią, udało się jej kupić potężnego, młodego wałacha szlachetnej półkrwi. Pani Krystyna miała wiele planów związanych z jego startami pod Agnieszką w dziedzinie ujeżdżenia. W tym celu kupiła i odremontowała (częściowo własnoręcznie) przyczepę do przewozu koni – taką, aby mogły wejść do niej dwa araby lub Elekt z którymś z większych koni. Bo w życiu Pani Krystyny wszystko musiało być zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. Również w dosłownym tego słowa znaczeniu. Na dzień przed wyjazdem na ostatni występ Elekta – na I Jesienny Pokaz Koni Arabskich w Janowie, Pani Krystyna do późnych godzin nocnych osobiście szyła i wykańczała stroje koni i amazonek, mimo że nie czuła się już najlepiej. Bo zdolności manualne miała ogromne. Pewnie niewiele osób zdawało sobie sprawę, że większość strojów – orientalnych i polskich, w których dawała pokazy Agnieszka, Pani Krystyna uszyła własnoręcznie. I nawet słynna arabska tranzelka Elekta, w której występował on jako „koń Beduina”, czy pozował do zdjęć, upleciona była przez Panią Romszycką, a w buńczuku powiewały jej blond włosy z okresu młodości. W trakcie przygotowań do pokazów czy zawodów Pani Krystyna już rozmyślała nad składem i strojami ekipy LKJ Aga na następny rok, choć zawsze dodawała – „jeśli dożyję…”
Mimo zmęczenia i ogromnego cierpienia zawsze chciała być przy Agnieszce i swoich koniach, kiedy te jechały na ważny występ. Tak też było podczas ostatniej wizyty w Janowie Podlaskim, we wrześniu. Nawet najbliżsi nie spodziewali się, że Pani Krystyna pojedzie w tak długą drogę, jednak w dzień startu Elekta jego właścicielka dumnie wysiadła z samochodu pod janowską halą ze słowami: „W Janowie zawsze czuję się świetnie, poza tym to będzie przecież ostatni pokaz Elekta”. Cieszyła się, że pod koniec życia mogła przyjechać z ukochanym koniem do miejsca, skąd pochodził. Za przygotowanie trzech arabów do klas pod siodłem, przede wszystkim jednak za całość pracy z Elektem Pani Krystyna dostała w Janowie brawa na stojąco i gratulacje od dyrektora stadniny.

Krystyna Romszycka słynęła z niezwykłej umiejętności porozumiewania się z końmi. Jeśli któryś pokazywał humory i nie chciał się słuchać, zawsze „ostatnią deską ratunku” było wezwanie Pani Krystyny, która do końca osobiście karmiła konie, prowadziła lekcje, siedząc na stołeczku na ujeżdżalni, a nawet – gdy tylko czuła się lepiej, mimo protestów i zakazów lekarza – siadała na konia. Najlepiej dogadywała się z arabami. Kiedy na rok przed jej śmiercią w pensjonat i trening do stajni w Józefowie przyjechał Gobelin (Ganges-Grenada po Set), w Panią Krystynę wstąpiły nowe siły. Mimo że Gobelin był koniem bardzo niesfornym, a szczególnie nie lubił jej ukochanego Elekta, Pani Romszycka od razu zapragnęła przygotować go do startów w zawodach – najpierw ujeżdżeniowych, a potem rajdowych. Do końca była jedyną osobą, której Gobelin zawsze słuchał i do której czuł największy szacunek. Kiedy z sukcesem zaczął trenować i startować pod Agnieszką Romszycką w ujeżdżeniu, Pani Krystyna wciąż powtarzała: największym moim marzeniem jest, żeby jeszcze przed śmiercią pojechać na nim rajd długodystansowy. To marzenie nie zdążyło się spełnić, ale, idąc za przykładem Pani Romszyckiej i jej Elekta, wielu właścicieli koni arabskich zapragnęło mieć dobrze ujeżdżonego, arabskiego wierzchowca, który byłby powodem do dumy.