KLAUS GEORG BESTE – dyrektor Bait Al Arab, narodowej stadniny w Kuwejcie, przez 22 lata był sekretarzem generalnym Niemieckiego Towarzystwa Hodowli Konia Arabskiego. Trener koni arabskich, niegdyś zawodnik. Od 1985 r. międzynarodowy sędzia na pokazach (także w Janowie Podlaskim) i zawodach sportowych, co pozwoliło mu odwiedzić ponad 20 krajów. Polskimarabom.com opowiada o swych doświadczeniach, ulubionych koniach, swojej wizji hodowli koni arabskich i nadziejach na przyszłość.
Monika Luft: Jak trafił pan do Bait Al Arab?
Klaus G. Beste: Pracowałem przez dwadzieścia dwa lata dla Niemieckiego Towarzystwa Hodowli Konia Arabskiego, które w tym czasie stało się drugim co do wielkości w świecie stowarzyszeniem, zaraz za amerykańskim. Podróżowałem wtedy dość często do krajów Bliskiego Wschodu. Kilkakrotnie odwiedzałem zarówno prywatne stadniny w Kuwejcie, jak i stadninę państwową (The Arabian Horse Center), nadzorowaną przez Komitet d/s Konia Arabskiego, w którym aktywnie działa pan Mohammed Al Marzouk ze stadniny Ajmal Arabian. Podczas spotkania z panem Al Marzoukiem dowiedziałem się, że poszukiwana jest osoba na stanowisko dyrektora kuwejckiej stadniny państwowej oraz poznałem jego wizję przyszłości tej stadniny. Otrzymałem propozycję objęcia tego stanowiska. Jest to fascynujące przedsięwzięcie i wielkie wyzwanie, zatem zdecydowałem się na dołączenie do zespołu. Stadnina nosi teraz nazwę Kuwejcka Państwowa Stadnina Bait Al Arab.
M.L.: Największe gwiazdy, z którymi ma pan teraz do czynienia na co dzień, to…
K.B.: W Kuwejckiej Państwowej Stadninie koncentrujemy się na liniach i rodzinach wewnątrz rasy. Stadnina Bait Al Arab ma szczęście posiadać bardzo cenne klacze, będące reprezentantkami głównych linii i rodzin. Do najważniejszych należy Latiefa po Hamasa Khazzan od Hamasa Tarifa po Farag. Jest wyjątkową matką stadną i została właśnie nagrodzona pucharem przechodnim WAHO. W stadninie Bait Al Arab stworzyła własną dynastię. Poza nią mamy wybitne córki znanego na całym świecie ogiera Ansata Hejazi, należącego do Mohammeda Al Marzouka ze stadniny Ajmal Arabian. Ogier ten odcisnął wyraźne piętno na hodowli koni arabskich w Kuwejcie. Najbardziej zasłużonymi córkami Ansata Hejazi w Kuwejckiej Państwowej Stadninie są Ansata Sherrara od Ansata Shalimar i Wafaa El Kuwait od Ansata White Nile. Inną klaczą, która stanowiła podstawę naszego programu hodowlanego była Ansata Mertya po Ansata Halim Shah. Niestety padła zdecydowanie przedwcześnie, ale pozostawiła dwie wspaniałe córki. Naszym czołowym ogierem jest Ansata Sirius po Ansata Iemhotep od Ansata Sekhmet, który daje nam świetne potomstwo.
M.L.: Czym różni się podejście do hodowli w Europie i na Bliskim Wschodzie?
K.B.: W obu częściach świata, zarówno w Europie, jak i na Bliskim Wschodzie, hodowcy koni arabskich dzielą tę samą pasję i entuzjazm, jak również zamiłowanie do najbardziej charyzmatycznej i szlachetnej rasy, jaką jest koń arabski. Ponadto hodowcy na Bliskim Wschodzie uważają konia czystej krwi za część swojej kultury, historii i dziedzictwa. W swoich programach hodowlanych starają się utrzymać tradycję i zapewnić przyszłość hodowli konia, który zawsze stanowił dużą część ich życia. Jak powszechnie wiadomo, koń arabski należy do ludu arabskiego i Półwyspu Arabskiego.
M.L.: Wiele razy był pan w Polsce. Sędziując w Janowie, miał pan możność przyglądania się z bliska polskiej hodowli. Jak zmieniały się pana wrażenia z upływem lat? Czy według pana, polska hodowla podąża w dobrym kierunku?
K.B.: To prawda, byłem w Polsce kilkakrotnie, odwiedzając państwowe stadniny w Janowie Podlaskim, Michałowie i Białce, by podziwiać ich piękne konie i zapoznać się z ich programem hodowlanym. Dwukrotnie miałem zaszczyt sędziować Polski Narodowy Pokaz w Janowie Podlaskim. Cały czas mam w pamięci rozmowy, które prowadziłem w ciągu tych lat z wybitnymi „arabiarzami” w Polsce, jak np. nieżyjącym dyrektorem Janowa Podlaskiego Andrzejem Krzyształowiczem czy dyrektorem Michałowa Ignacym Jaworowskim, jak również z nowymi dyrektorami – Markiem Trelą, Jerzym Białobokiem czy Jerzym Urbańskim. Wiele się od nich nauczyłem. Mam wiele szacunku do polskiego programu hodowlanego za ciężką pracę włożoną w wyhodowanie nie tylko typowych, charyzmatycznych i dobrze zbudowanych koni arabskich z wybitnym ruchem, ale również takich, które mogą być użytkowane pod siodłem. Podoba mi się sposób, w jaki selekcjonuje się konie, wykorzystywane w polskim programie hodowlanym. Dyrektorzy państwowych stadnin mają konkretną wizję. Z jednej strony podtrzymują tradycję i bardzo cenne linie żeńskie. Z drugiej strony są otwarci na używanie ogierów zagranicznych, nawet jeśli ich rodowód nie jest czysto polski. Dokonują ostrej selekcji potomstwa, myśląc w kategoriach całych pokoleń. Polskie stadniny państwowe zręcznie omijają trudne czasy i wydaje mi się, że ich przyszłość maluje się w jasnych barwach. Polskie konie arabskie odnoszą sukcesy na całym świecie, również na pokazach na Bliskim Wschodzie. Podziwiam ich charyzmatyczny wyraz, poprawny pokrój i fantastyczny ruch.
Obok stadnin państwowych można zauważyć coraz więcej hodowców prywatnych, którzy odnoszą coraz więcej sukcesów w różnych dyscyplinach, jak pokazy, wyścigi czy zawody jeździeckie. Wygląda na to, że istnieje bardzo dobre porozumienie między państwowymi stadninami i hodowcami prywatnymi. Oby trwało ono również w przyszłości.
Jestem głęboko przekonany, że hodowla koni arabskich w Polsce podąża we właściwym kierunku. Polacy mają fantastyczne konie hodowlane, wybitne rodziny żeńskie i ostro wyselekcjonowane ogiery. Mają otwarty umysł na włączanie cennych koni z „zewnątrz” do ich programu hodowlanego. Ponadto wasi „arabiarze” świetnie wykonują swoją pracę.
M.L.: Przez 22 lata współorganizował pan All Nations Cup show w Aachen. Czy według pana hodowcy wyciągają wnioski z wyników konfrontacji najlepszych koni na świecie?
K.B.: Najważniejsze pokazy świata, czy to pokaz w Scottsdale czy Narodowy Czempionat USA, Czempionat Europy czy Puchar Narodów, lub najwyższej rangi pokazy na Bliskim Wschodzie, takie jak w Dubaju, Szardży i Jordanii, wywierają wpływ na programy hodowlane tych, którzy kochają prezentować konie arabskie, a prowadzona przez nich hodowla jest ukierunkowana na pokazy. Owi hodowcy obserwują główne pokazy i stosują się do decyzji sędziów. Czołowe konie pokazowe, zarówno ogiery jak i klacze, które odniosły sukces są intensywnie wykorzystywane do rozrodu, a sezon stanówkowy czempionów jest bardzo pracowity. Odnoszę wrażenie, że hodowla koni arabskich będzie coraz bardziej wyspecjalizowana i skoncentrowana na trzech kierunkach: a) hodowli koni pokazowych, b) hodowli koni wyścigowych, c) hodowli w kierunku konkretnej dyscypliny jeździeckiej, np. jazdy western, ujeżdżeniu czy skoków przez przeszkody. Podczas podążania za wyznaczonym celem często zapominamy o hodowli charyzmatycznego, pięknego, ale również wszechstronnego konia, który powinien również być wspaniałym towarzyszem dla swojego hodowcy lub właściciela i jego rodziny.
M.L.: Jakie konie najbardziej zapadły panu w pamięć w ciągu tych lat? Które wywierały największe wrażenie?
K.B.: Byłaby to długa lista… Niemniej jednak są trzy klacze, których nigdy nie zapomnę, jako że poruszyły mnie dogłębnie, gdy je zobaczyłem po raz pierwszy. Od tej pory są w mojej pamięci i kiedy myślę o nich, odpływam w marzenia. Pierwsza z nich to polska klacz Pilarka. Po raz pierwszy widziałem ją w Ostendzie w Belgii, gdzie zdobyła tytuł czempionki. Zdominowała pokaz swoim charyzmatycznym wyrazem i niewiarygodną prezencją. Druga to czysto egipska klacz Ansata Selket. Spotkałem ją w Stanach Zjednoczonych podczas jednej z moich wizyt w stadninie Ansata Arabian. Jej piękno i szlachetny wyraz są niewiarygodne. Obecnie jej domem jest Al Rayyan Farm w Katarze. Kiedy tylko odwiedzam tę stadninę, staram się być blisko niej. Trzecią klaczą jest niemieckiej hodowli Mangani. Może nie być znana wielu obserwatorom dzisiejszych pokazów, ale odnosiła sukcesy pod koniec lat 80. Sędziowałem ją na lokalnym pokazie w Niemczech i nie mogłem oderwać od niej oczu. Poza sukcesami na arenie pokazowej była cudowną towarzyszką i zawsze oszałamiała mnie swoim pięknem i żeńską aparycją.
M.L.: Jako sędzia, na co zwraca pan największą uwagę?
K.B.: Koncentruję się na typie arabskim. Typ jest istotny we wszystkich rasach i każdy hodowca, czy to koncentrujący się na kucach, oldenburgach do powożenia, zimnokrwistych koniach pociągowych czy arabach z dumą utrzymuje typ rasy, w którą wkłada swoją pasję i zaangażowanie. Typ jest często błędnie pojmowany wyłącznie jako piękna głowa, ale dla mnie definiuje go charyzma, solidny pokrój, noszenie ogona, ruch, który może być wykorzystany również pod siodłem i egzotyczna prezencja.
M.L.: Czy sędziowanie jest przyjemne? Oznacza wiele godzin spędzonych na ringu, stres, obawę przed pomyłką, a jeszcze do tego często odczuwalna jest presja wywierana przez sponsorów.
K.B.: Sędziowałem pokazy koni arabskich przez ponad dwadzieścia lat, w ponad dwudziestu krajach, w tym pokazy lokalne, czempionaty narodowe, międzynarodowe, Europy i Świata. Sędziowanie koni zawsze sprawiało mi przyjemność. Byłem zaszczycony zaufaniem oraz wiarą, jaką pokładali we mnie członkowie komitetów organizacyjnych, jak również właściciele, którzy prezentowali przede mną swoje ukochane konie arabskie. Nigdy nie doświadczyłem presji i starałem się, by wydać jak najlepszą ocenę. Zawsze staram się być sprawiedliwym i dokładnym. Nie oznacza to, że nigdy nie popełniam błędów. Zdarzało się to tu i ówdzie. Po pokazie, jeśli zorientuję się, że podjąłem złą decyzję, staram się spotkać z właścicielami, by wytłumaczyć im moją ocenę.
M.L.: Typ konia arabskiego, jak wszystko na świecie, podlega modom. Czy da się przewidzieć, jaka moda czeka nas w najbliższym czasie?
K.B.: Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co będzie modne w przyszłości. Obecnie wydaje mi się, że czołowe konie pokazowe prezentują raczej wyrównany typ. Mają śliczne głowy o szczupaczym profilu, ale to głównie ze względu na wypukłość na czole. Szyje wydają się być nieskończenie długie, kłody i zady są długie i płaskie jak stół, jednak ruch, z mojego punktu widzenia, często nie posiada wyraźnego taktu i rytmu. Dla mnie wielu koniom pokazowym brakuje równowagi i harmonii, jak również charyzmy. Mam nadzieję, że w przyszłości zobaczymy więcej koni o charyzmatycznym wyrazie, bardziej zrównoważonych pokrojowo, jak również o lżejszym i płynniejszym ruchu, który będzie kołysał całym ciałem.
M.L.: Wyhodowano już jednak tak wspaniałe, perfekcyjne konie, jak choćby polska Pianissima czy najmodniejszy dziś chyba reproduktor Marwan Al Shaqab. Na pokazach osiągają noty sięgające 94 pkt. Czy w ogóle jest możliwe wyhodowanie jeszcze piękniejszego konia?
K.B.: Jest takie powiedzenie wśród koniarzy, że idealny koń nie istnieje. Oceny powinny być postrzegane wyłącznie jako narzędzie dla sędziów, by mogli ustalić ranking w poszczególnych kategoriach wiekowych na pokazach. Oceny zależą nie tylko od jakości konkretnego konia, ale również od ogólnego poziomu innych zawodników w tej samej klasie. Jeśli klasa charakteryzuje się wysokim poziomem wszystkich startujących koni, wymaga niezwykle wysokich not, by wyłonić zwycięzcę, ale nie oznacza to, że końcowa ocena dla danego konia będzie powtarzać się na wszystkich innych pokazach, w których koń ów będzie startował. Wreszcie każdy hodowca powinien mieć własny cel i wizję i robić co w jego mocy, by osiągnąć ten cel. To wymaga dużo szczęścia i cierpliwości, ale również wiedzy o przodkach i o kojarzeniach. Nie ma prostego wyznacznika piękna i typu. Każdy uczciwy hodowca powinien mieć własny gust i sam zdecydować, co chce osiągnąć.
M.L.: Jaka jest pana osobista filozofia dotycząca hodowli koni arabskich?
K.B.: Każdy uczciwy hodowca powinien najpierw spróbować samemu odkryć, jaki typ arabski preferuje i które linie i rody najbardziej mu odpowiadają. Następnie powinien przestudiować nie tylko książki, ale również odwiedzić innych hodowców i stadniny, które mają konie w typie, który mu odpowiada. Powinien przestudiować ich rodowody i nauczyć się tak wiele, jak to możliwe o ich przodkach i sposobach ich kojarzenia. Nikt nie powinien naśladować ślepo mód, jako że zmieniają się one często i szybko. Każdy powinien mieć cel i wizję; i rozumieć, że wymagają one wiele czasu i wysiłku. A na koniec należy pamiętać, by podczas ustalania programu hodowlanego nie mieć na uwadze czystego zarobku. Nie pieniądze powinny odgrywać główną rolę, ale zamiłowanie, pasja i entuzjazm zachowania konia czystej krwi arabskiej.
M.L.: Co jest dla pana największą radością: narodziny wyczekanego źrebaka? Tytuł czempiona dla wychowanka? Zakup upatrzonego konia?
K.B.: Największą radością jest dla mnie możliwość pomocy bardzo choremu zwierzęciu w pokonaniu poważnej choroby. Czuję wdzięczność, jeśli wygram tę bitwę i mój pacjent przeżyje.
M.L.: Czy ma pan czas na cokolwiek poza końmi? Jakieś hobby?
K.B.: Mam wielkie szczęście, że potrafiłem przekształcić hobby w zawód i że spędzam większość czasu z końmi. Moje inne zainteresowania to jazda konna (w przeszłości uprawiałem dużo WKKW), pływanie, nurkowanie, jazda na motorze, podróżowanie w ciekawe miejsca i czytanie.
M.L.: Jaka była pana najgorsza praca w życiu?
K.B.: Zanim zacząłem studiować zootechnikę, gdzie specjalizowałem się w produkcji zwierzęcej, a w szczególności w hodowli koni, dostałem pracę jako wolontariusz w gospodarstwie. Gospodarstwo miało program hodowlany ukierunkowany na konie ujeżdżeniowe, ale główną gałęzią produkcji było bydło mleczne, około stu sztuk. W tym czasie zima była bardzo ciężka i krowy musiały pozostawać w oborze. Przez cały dzień były uwiązane przy swoich karmidłach, a odchody zostawiały z tyłu. Mieliśmy automatyczny system usuwania obornika, który zepsuł się jednak, a którego oczyszczenie zajęło cały miesiąc. W tym czasie musiałem czyścić oborę trzy razy dziennie ręcznie, za pomocą wideł. Była to ciężka praca, a woń trzymała się nie tylko mojego ubrania, ale również włosów. Moja skóra pachniała krowami…
M.L.: Najczarniejsze wspomnienie?
K.B.: Najczarniejsze wspomnienie mojego życia to wypadek na moim własnym koniu podczas startu na WKKW, w trakcie crossu na jednej z trudniejszych przeszkód. Nie zorientowałem się, że koń był już zmęczony. Nieszczęśliwie złamał przednią kończynę. W tamtym czasie nie było najmniejszej szansy na przywrócenie mu zdrowia, jako że pęknięta kość nie mogła być zestawiona. Ten wypadek nie miałby miejsca, gdybym lepiej zinterpretował sygnały wysyłane przez konia.
M.L.: Czy dziś jest pan człowiekiem spełnionym czy jest jeszcze jakieś marzenie, które pan ściga?
K.B.: Czuję się spełnionym mężczyzną, jako że moi dwaj synowie są zdrowi i jak na razie dobrze się rozwijają. Mam cudowną żonę, która dzieli ze mną to samo zamiłowanie i pasję do konia arabskiego, wspierając mnie w każdej sytuacji. Mam pracę, którą kocham, która jest zarazem dużym wyzwaniem i daje mi możliwość włożenia pewnego wkładu w rasę koni czystej krwi arabskiej oraz w dorobek Kuwejtu, który stał się moim drugim domem.
Moim życzeniem na przyszłość jest pozostanie w dobrym zdrowiu tak długo, jak to możliwe i by nigdy nie stracić kontaktu ze swoimi dziećmi. Mam nadzieję, że po przejściu na emeryturę będę cudownie spędzał czas ze swoją żoną i jej końmi arabskimi.