Młynów, Ołyka, Deraźne – droga do Niemiec
Konie angloarabskie i arabskie gromadzono w Ołyce od 1939 roku a w Młynowie k/Dubna od 1940 roku. Od 1941 roku jako kierownik stadniny w Ołyce pracował Leonid Ter Asaturow, kładąc ogromne zasługi dla organizacji samej stadniny, jak również w odszukiwaniu rozproszonych koni oraz wyszukiwaniu cennych osobników u prywatnych hodowców. Poszukiwania te, prowadzone wspólnie z inspektorem Michałem Jankowskim oraz Adamem Sosnowskim, pozwoliły wkrótce na zgrupowanie wartościowych koni arabskich i angloarabskich w Młynowie. W tym czasie, dzięki częstym objazdom w terenie, Adam Sosnowski i Michał Jankowski odnaleźli i zidentyfikowali między innymi janowską Ofirkę, zaginioną podczas ewakuacji stadniny w roku 1939.
Dawny zamek Radziwiłłów w Ołyce k/Łucka był, z uwagi na swoją infrastrukturę, dobrym miejscem na gromadzenie szlachetnych koni, w tym również arabskich, i prowadzenie hodowli na chwałę III Rzeszy. Już w grudniu 1939 roku Niemcy utworzyli tu stadninę koni, której kierownictwo powierzono Leonidowi Ter Asaturowowi, który w roku 1941 przeniósł się do Młynowa. W tej samej Ołyce, gdzie wspaniali niemieccy hodowcy zadbali o polskie konie, od lipca 1941 roku funkcjonowało getto żydowskie dla 4,5 tys. ludzi, których ostatecznie rozstrzelano w końcu lipca 1942 roku. W roku 1943 Ołyka stała się też schronieniem dla polskich uchodźców z Rzezi Wołyńskiej. Ironia losu sprawiła, że Polacy ci, chroniąc się w zamku Radziwiłłów, razem z Niemcami bronili się przed atakami UPA. Pomimo to w Ołyce z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło 87 Polaków.
Pod koniec grudnia 1943 roku, w związku ze zbliżającym się frontem, stadnina z Ołyki, wraz z dołączonymi stadami z Młynowa i Deraźnego, zostały ewakuowane do Wolsztyna w województwie poznańskim. 3 stycznia 1944 roku cała załoga niemiecka wyjechała z Ołyki, wycofując się przed nadciągającymi wojskami sowieckimi. Jakie były tułacze losy Leonida Ter Asaturowa i koni ze stadniny Młynów-Ołyka, nie wiemy. Dalsza ewakuacja została zarządzona we wrześniu 1944 roku w okolice Głogowa i Wschowy, a w styczniu 1945 roku dalej w głąb Niemiec. Koniec wojny zastał konie ze stadnin Młynów, Ołyka i Deraźne w górach Harzu, w miejscowości Goslar, gdzie zostały w połowie maja 1945 roku przejęte przez Zarząd Stadnin Polskich w Niemczech. Zdzisław Hroboni, który uczestniczył w wojennej epopei polskich stadnin, opiekując się grupą koników polskich, tak opisał początki wolności („Koń Polski” nr 1(13)1969): „Tam też zastał Leonida Ter Asaturowa koniec wojny. Początki wolności okazały się dla Niego, jak i dla stadniny, szczególnie ciężkie. Część mniej odpowiedzialnych pracowników porzuciła pracę i poszła na wygodniejszy chleb do zorganizowanych przez aliantów obozów dla wysiedleńców, gdzie otrzymali za darmo mieszkanie i całkowite utrzymanie, a nie trzeba było pracować. W Goslarze został tylko niezłomny kierownik i grupa solidnych pracowników, którzy w trudnych warunkach opiekowali się stadniną, składającą się z około 100 matek, nie licząc młodzieży. Dały się odczuć również ogromne braki paszowe. Jednocześnie przyszły i nowe kłopoty. Grupa wpływowych Niemców usiłowała przejąć polskie konie. Wykorzystując nawiązane z Amerykanami stosunki i znajomość języka, sprowadzili wojskową komisję złożoną z ludzi o wysokich szarżach, która nieprawnie poleciła zlikwidować stadninę i konie oddać Niemcom. Ratunek znalazł Ter Asaturow w miejscowym amerykańskim komendancie – poruczniku O’Hara. Ten, będąc uczciwym człowiekiem, od razu zorientował się w tych kombinacjach i mimo niższej szarży, zdołał dotrzeć do odpowiednich władz i zapewnić stadninie bezpieczeństwo. Jednocześnie przydzielił dla potrzeb stadniny lotnisko w Goslarze, gdzie doskonała trawa ratowała polskie konie przed głodem”. Latem 1945 roku Leonid Ter Asaturow skontaktował się z dr. Henrykiem Harlandem i dzięki temu konie zostały przejęte przez Zarząd Stadnin Polskich w Niemczech i przeniesione do brytyjskiej strefy okupacyjnej w specjalnie dla nich przydzielonym majątku w Erichsburgu k/Einbecku. Konie arabskie ze stada Młynów/Ołyka zostały dołączone do koni arabskich w Nettelau, zwanego umownie stadniną janowską, prawdopodobnie jeszcze na jesieni 1945 roku.
W 1946 roku konie zaczęły partiami wracać do Polski w ramach rewindykacji koni hodowlanych prowadzonej przez Zarząd Stadnin Polskich w Niemczech. Działania Zarządu Stadnin Polskich w Niemczech doprowadziły do uznania prawa państwa polskiego do koni hodowlanych wywiezionych z terenów Polski do Niemiec podczas wojny. Uratowane z wojennej pożogi konie angloarabskie pochodzące z wołyńskich stadnin Młynów, Ołyka i Deraźne powróciły do kraju. Część z nich została włączona do SK Walewice, część do SK Kurozwęki, tworząc podstawy hodowli koni angloarabskich. Wraz z arabami i angloarabami powróciła do kraju niewielka, ale niezwykle cenna grupa, składająca się z ogiera i 6 klaczy tarpanowatych koników z Deraźnego. Koniki z Deraźnego wzmocniły krajową hodowlę tego typu koni i umożliwiły jej odbudowę. Najcenniejsze linie krwi koników polskich wywodzą się właśnie z grupy wołyńskiej.
Konie rozproszone na południu Polski
Najmniej szczęścia miały stadniny prywatne objęte nadzorem Wehrmachtu i prowadzące hodowlę przez cały okres okupacji: Gumniska i Pełkinie. Podczas ewakuacji na zachód na przełomie lat 1944-1945 stadnina Gumniska zatrzymała się w Racocie. Nie dysponując odpowiednią liczbą pracowników (którzy wcześniej uciekli przed zbliżającym się frontem), musiała swoje konie pozostawić w Racocie. Wśród klaczek z rocznika 1943 znalazła się klaczka Forta (Kuhailan Abu Urkub – Porta/Nedjari), po wojnie założycielka niezwykle cennej sublinii i Ferha (Kuhailan Abu Urkub – Udżda/Kuhailan Kruszan or.ar.), urodzone w 1943 roku w Gumniskach oraz kilkanaście roczniaków i dwulatków po ogierze Kuhailan Abu Urkub. Bogdan Ziętarski, który nie opuścił koni do końca, nie pozostawił żadnej wzmianki o tym trudnym okresie swojego życia. Może, jak sugeruje Roman Pankiewicz, był to dla niego zbyt duży szok? „Zaginęły przecież ogiery i klacze, które wyszukiwał po całej Europie i Arabii i które chował przez lat prawie dwanaście. Być może był świadkiem, jak rabowano zasłużone, wysokoźrebne klacze”.
Bogdan Ziętarski po wojnie nie był „ulubieńcem” nowych władz. Jego śmiałe projekty realizowane dla księcia Sanguszki i wybitne osiągnięcia wyścigowe oraz hodowlane były w nowych czasach obciążeniem, a jego wiedza i doświadczenie nie były nikomu potrzebne. Zmarł w zapomnieniu w PGR k/Milicza, gdzie pracował jako kierownik źrebięciarni. Przetrwała ustna informacja, jak po jego śmierci spalono ogromne ilości książek i dokumentów zawinięte w kołdry. Ostatnie archiwa Sanguszków przepadły na zawsze.
Poza głównymi grupami koni arabskich, które uratowały się przed grabieżą frontową lub nie zostały wywiezione w głąb Niemiec, pozostało w Polsce trochę klaczy i źrebiąt wywodzących się ze stadniny w Pełkiniach, Śmiłowicach i innych niewielkich ośrodków. Ratowaniem tych niedobitków zajęła się grupa oddanych koniom ludzi z dr. Edwardem Skorkowskim, dr. Władysławem Bielańskim, dr. Edwardem Skucińskim, Adamem Sosnowskim i Mieczysławem Głębockim.
W 1943 roku pełnomocnik księcia Czartoryskiego – Wiktor de Junien-Sarnecki, poprosił Stefana Dubiela, ówczesnego rządcę gospodarstwa w Barwałdzie Górnym koło Kalwarii Zebrzydowskiej, o ratowanie koni arabskich, znajdujących się wówczas w Sieniawie. Po uzyskaniu zgody właściciela, konie zostały umieszczone w majątku. Późną jesienią 1944 roku Niemcy zarządzili ewakuację stadniny na Morawy. Wobec narastającego chaosu, Stefan Dubiel (żołnierz AK), w porozumieniu z gen. Brunonem Olbrychtem, postanowili nie wysyłać koni, ale ukryć je u chłopów ze wsi Łękawica k/Wadowic. W zamian za przechowanie cennych arabów obiecano chłopom konie robocze, której to obietnicy po wojnie z trudem, ale dotrzymano. Na szczęście Niemcy zgubili ślad stadniny, a pobyt koni w chłopskich stajniach trwał jedynie trzy miesiące. Niezwłocznie po przejściu frontu Stefan Dubiel odebrał konie od gospodarzy i przekazał je Mieczysławowi Głębockiemu. Stefan Dubiel przekazał również dr. Edwardowi Skorkowskiemu informację, że w Barwałdzie Górnym znajduje się ocalała część stadniny koni czystej krwi arabskiej z ordynacji książąt Czartoryskich z Sieniawy, pod opieką Józefa Majchrzaka, który wielkim staraniem i poświęceniem ocalił konie od grabieży.
„Otrzymawszy wiadomość, że w Barwałdzie Górnym, pod opieką koniuszego Józefa Majchrzaka (byłego koniuszego stadniny w Breniowie), ocalała część koni czystej krwi arabskiej pochodząca z ordynacji książąt Czartoryskich, dr E. Skorkowski zorganizował przeprowadzenie ich do Krakowa. Konie przybyły do Krakowa 20 lutego 1945 roku w opłakanym stanie (były przechowywane przez dłuższy czas w lesie, zupełnie bez paszy), w większości nawet bez kantarów, a jedynie z krowimi łańcuchami lub nawet z drutami na szyjach”*. Konie zostały tymczasowo umieszczone w majątku w Górce Narodowej. W początkowym okresie udało się zgromadzić jednego ogiera i 5 klaczy czystej krwi arabskiej oraz jedną klacz xx oraz ogierka xo. W ten sposób do Górki Narodowej dotarły czystej krwi: 3-letni ogier Beithar (Kaszmir – Bussorah/Dżingishan III), klacze Atfa (Dżingishan III – PomponiaII/Mazepa I), Bussorah (Dżingishan III – Ryfka/Mazepa I) i Akra (Kaszmir – Atfa/Dżingishan III), 3-letnie klaczki Gahdar (Wielki Szlem – Gadila/Kaszmir), Mordżana (Kaszmir – Unaiza/Gazal I), 2-latki Uszmir (Kaszmir – Unaiza/Gazal I) i klacz Alhambra (Kaszmir – Atfa/Dżingishan III) oraz roczniaki Atszlemra (Wielki Szlem – Atfa/Dżingishan III), Buszlemra (Wielki Szlem – Bussorah/Dżingishan III), Odessa (Rozmaryn – Ostenda II/Rosomak) i Unamira (Kaszmir – Unaiza/Gazal I), a także klacz pełnej krwi angielskiej Irri Gloria (hod. Krasne) oraz ogierek półkrwi Odaboy (Cowboy xo – Oda III oo). Z rozgrabionej stadniny pełkińskiej doszły jeszcze, odnalezione w marcu 1945 roku przez Ludwika Byszewskiego, dwie 3-letnie klacze czystej krwi, córki Wielkiego Szlema – Mira (od Hirfa/Kaszmir) i Musailima (od Tęcza/Nizam-Pasza).
Ocalone konie bardzo chorowały na zołzy oraz częste kolki z powodu złego żywienia. Dzięki opiece dr. Bielańskiego udało się uniknąć start, ale należało znaleźć dla koni odpowiednie miejsce i zapewnić paszę. Wybór dr. Skorkowskiego padł na stosunkowo mało zniszczony majątek Raba Wyżna. Władze ten wybór zatwierdziły. W początkach maja 1945 roku dr Skorkowski odnalazł w Zakrzowie k/Tarnobrzegu ogiera Mlech Pełkiński 1942 (Wielki Szlem – Hilla/Kaszmir). Do transportu ogiera dołączono ocalałą w Okocimiu, urodzoną w Starym Siole klacz Kalia 1942 (Drop – Kaszma/Kaszmir) – jedyną wówczas w Polsce przedstawicielkę rodziny Sahara or.ar.
Na początku czerwca 1945 roku stadninę, która składała się już nie tylko z arabów pełkińskich, ale również z zebranych wielu koni półkrwi, przepędzono pieszo z Górki Narodowej do Raby Wyżnej. Jednak pobyt w tym miejscu trwał krótko, ponieważ majątek przejęła Izba Rolnicza. W końcu kwietnia 1946 roku araby z Raby Wyżnej skierowano do Nowego Dworu k/Żywca, gdzie dołączyły do stadniny rewindykowanej z Topolczanek w Czechosłowacji. Konie półkrwi skierowano do Łososiny Dolnej w Sądeckiem, w celu utworzenia ośrodka hodowli konia rodzimego.
—————————————————
* Nieznane losy pełkińskiej stadniny koni, Maciej Jankowski, Koń Polski 1990
Czytaj więcej na ten temat:
Józef Tyszkowski i jego epopeja. Wojenne losy polskich koni arabskich 1939-1946, cz. 1
Niemcy w Janowie. Wojenne losy polskich koni arabskich 1939-1946, cz. 2
Po jasnej stronie: Stefan Zamoyski – (nie)zapomniany bohater