W kwietniu minął rok jak pożegnaliśmy Profesora Andrzeja Strumiłłę. Mam wrażenie, że był to jeden z ostatnich” Wielkich” naszego arabskiego świata, który łączył dawne, owiane legendą czasy ze współczesnością. Ciągle mam w oczach Jego Maćkową Rudę, ten klimat artystycznego siedliska, staropolskiego dworu pełnego książek, dzieł sztuki, starych mebli. Bocianie gniazdo, pasące się araby, ład, harmonia, zespolenie z naturą, spokój, wręcz błogostan.
Konie Profesora nie były na pokaz, dla prestiżu, zaznaczenia swojej pozycji, czy snobizmu. Gigantyczną przyjemność sprawiało Mu samo bycie ze swoimi arabami, dzielenie życia. Któregoś razu powiedział do mnie: kocham konie, a zaraz potem się poprawił: lubię konie, kocha się kobiety.

Kilka wizyt w Jego świecie, parę wspólnie spędzonych chwil, odbiło we mnie niezatarte piętno. Kiedyś, w lutowy poranek wybraliśmy się na przejażdżkę. Profesor dosiadał swojego ulubionego Czakamara po Eldonie, od Czariny. Ogier trzylatkiem świetnie radził sobie na torze, wygrywając trzy wyścigi, w tym nagrodę Druida. Ja jechałem na młodej jeszcze wówczas bardzo, fantastycznej Czadrze. Urokliwa, niezwykle żeńska kasztanka po Perliku, również od Czariny, także biegała na Służewcu, wygrywając dwa wyścigi. Sucho, śnieg, mróz dochodzący do szesnastu kresek. Zajechaliśmy do Budy Ruskiej do sołtysa. Gospodarz wybiegł na powitanie z blaszaną kanką. Wypiliśmy nie zsiadając z koni na jedno i drugie strzemię. Lekko mnie stelepnęło. Łzy sołtysa – objaśnił Profesor, w okolicy nie ma sobie równych.
Pisał Pan Profesor, że „Jesteśmy dłużnikami konia. Otrzymaliśmy od niego więcej niż mogliśmy mu dać. Za los dzielony przez tysiąclecia, wspólny pot i krew zmieszane na polach bitewnych, za darowaną nam wierność i piękno winniśmy mu szacunek i przyjaźń bezinteresowną.”

Często przychodzi mi do głowy inna myśl Profesora, który mawiał, że „Araby należy hodować z miłości i w miłości”. To wielkie słowa, do których chyba trzeba dojrzeć, bo przyznaje się bez bicia, zdarzało mi się hodować dla ambicji, sportowych wyników, prestiżu, pieniędzy, albo jak mawiał Kmicic – dla próżnej sławy, czyniąc z koni zakładników swojej wizji. Tymczasem, jak utrzymuje Profesor, istotą sprawy jest miłość. Od niej należy zacząć i na niej poprzestać.