Reklama
Z dziennika Atamana: Konie ze Smolina

Felietony i recenzje

Z dziennika Atamana: Konie ze Smolina

Dzieło pędzla Juliusza Holzmüllera, źródło: Fundacja Smolin Andruszewski
Dzieło pędzla Juliusza Holzmüllera, źródło: Fundacja Smolin Andruszewski

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email

W mijającym roku Fundacja Smolin Andruszewski zaproponowała mi napisanie scenariusza do filmu dokumentalnego o Janie Andruszewskim ze Smolina. Zamierzenie realizowane jest w ramach polsko-ukraińskiego projektu pod nazwą: Gente Ruthenus Natione Polonus (z pochodzenia Rusin, z narodowości Polak). Jan Andruszewski, to żyjący na przełomie XIX i XX w. potomek starego szlacheckiego rodu, od wieków zamieszkującego powiedzielibyśmy dzisiaj pogranicze, a dawniej województwo lwowskie. Ziemianin, lekarz, literat, dziś niemal zupełnie zapomniany, pisał znakomite nowele i opowiadania jak choćby „Z ziemi łez i piękna”. Wspólnie z Gabrielą Zapolską stworzył dramat historyczny „Samuel Zborowski”. Wyzwanie zawodowo fascynujące, choć na pierwszy rzut oka mało końskie.

Dzieło pędzla Zbigniewa Rozwadowskiego, źródło: Fundacja Smolin Andruszewski
Dzieło pędzla Zygmunta Rozwadowskiego, źródło: Fundacja Smolin Andruszewski

Dworu w Smolinie dawno już nie ma, spalili go Ukraińcy, a polska władza ludowa zagrabiła majątek, zdewastowała do reszty, zniszczyła przepiękny park i zabytkowe aleje. W miejscu dawnej rodowej posiadłości, położonej może pół kilometra od granicy z Ukrainą, została niewielka kupka gruzów. Widać stąd pola pod Niemirowem, gdzie Jan Sobieski podczas słynnej wyprawy z 1672 roku, rozgromił wielki czambuł tatarski, odbijając wielotysięczny jasyr. Zachowało się jedynie trochę pamiątek, stare fotografie dokumentujące życie dworu, przedmioty codziennego użytku, fragmenty zastawy i obrazy. Wśród tych ostatnich moją szczególną uwagę przykuły malowane we dworze konie. Szybko też okazało się, że nie byle jacy malarze portretowali smolińskie wierzchowce. Znany lwowski batalista, który przeszedł do historii jako malarz koni, Juliusz Holzmüller stworzył tu portrety konia z psami gończymi i konia w smolińskiej stajni. Zygmunt Rozwadowski, uczeń Matejki i współtwórca Panoramy Racławickiej, namalował smolińskie klacze Baśkę i Ewcię podczas zimowego podjazdu.

źródło: Fundacja Smolin Andruszewski
źródło: Fundacja Smolin Andruszewski

Również z kilku innych obrazów i fotografii wyłania się w miarę klarowny obraz koni hodowanych w Smolinie jakieś sto kilkadziesiąt lat temu. Z pewnością były to wierzchowce szlachetne, widać w nich piętno orientu, w którym tak bardzo lubowała się kresowa szlachta. Gdyby nie maść, to koń z portretu Holzmüllera bez problemu mógłby robić za araba czystej krwi w starym, użytkowym typie. Kiedy pokazałem konie znamienitemu hodowcy i znawcy orientali Krzysztofowi Kordalskiemu, ten skomentował w te słowa: „Widać, że to nie są paradne konie, jeno na wojnę, polowanie i trudy dawnego życia. Najbardziej spodobał mnie się ów kasztan białogrzywy, wojennik to nad podziw”.

Dzieło pędzla Juliusza Holzmüllera, źródło: Fundacja Smolin Andruszewski
Dzieło pędzla Juliusza Holzmüllera, źródło: Fundacja Smolin Andruszewski

W Smolinie nie prowadzono jakiejś wielkiej hodowli, a zwyczajnie na własne potrzeby stało w dworskiej stajni kilkanaście koni. Pod wierzch, do zaprzęgu i najpewniej do wszelkiej potrzeby w polu i w lesie. W jadalni sosnowego dworu wisiała kopia słynnego obrazu „Śmierć Hetmana Czarnieckiego”, ukazująca scenę pożegnania z ukochanym wierzchowcem. O podejściu do koni w Smolinie świadczy dobitnie tragiczna historia do jakiej doszło pewnego zimowego wieczoru. Jan Andruszewski wracał właśnie z obchodu pól, dzierżąc w dłoni niezawodną dubeltówkę, z którą nigdy się nie rozstawał. Docierając w obszar zabudowań usłyszał wrzaski i przekleństwa, dochodzące ze stajni. Kiedy wszedł, pijany fornal w szale i zacietrzewieniu, wymierzał koniowi potężne razy. Nie pomogły słowa, doszło do szarpaniny, sytuacja wymknęła się spod kontroli. Broń wypaliła, a rozwścieczony fornal padł trupem.

Jan Andruszewski wyjechał najpierw do Lwowa, potem do Zakopanego. Jakiś czas później wrócił do Smolina, gdzie leczył za darmo okoliczną biedotę. Jednak wypadek do jakiego doszło w stajni na stałe wyrył się w jego psychice. Zmienił się, sposępniał, stracił radość życia, a uśmiech już więcej nie zagościł na jego twarzy. „Jam nie z soli, ani z roli, ale z tego, co mnie boli” – cytowano często w sosnowym smolińskim dworze słowa Hetmana Czarnieckiego…

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.