Zniknąłem ostatnio z radarów, za co czołem biję i przepraszam. Porwała mnie na chwilę wielowątkowość działań, a nade wszystko sianokosy, o których mawiamy na Kresach, że to czyściec na ziemi. Ale już, bele w stodole, ciuki na poddaszu, kręgosłup do remontu. Sporo się dzieje, ciekawi mnie dyskusja nad polskim arabem, do której chciałbym wkrótce dołożyć swoje trzy grosze, ale dzisiaj nie o tym.

Zatem do rzeczy – jak mawiał jeden tragarz. Czterysta lat temu, w roku 1621 pod Chocimiem, Rzeczypospolita wyszła obronną ręką ze starcia z nawałą turecką. Dość mylnie mówi się o tym zdarzeniu bitwa, tymczasem w rzeczywistości potężna turecka armia pod wodzą Osmana II, przez niemal miesiąc oblegała polski obóz pod Chocimiem. Twierdzy wspólnie bronili Polacy, Kozacy i Litwini, którymi dowodził hetman Jan Karol Chodkiewicz. Turkom nie udało złamać się oblężonych, pomimo krwawych walk i szturmów polsko-kozacka armia wytrwała. Przystąpiono do paktów, w wyniku których uzyskano pokój, a wyznawcy Mahometa odeszli spod twierdzy z pustymi rękami, w dodatku w mocno zdziesiątkowanym składzie.

Była to ostatnia wspólna wiktoria, gdzie Kozacy pod wodzą hetmana Piotra Konaszewicza Sahajdacznego, szli ramię w ramię z Lachami przeciw wrogowi Najjaśniejszej. Jak pamiętamy dwadzieścia kilka lat później, w roku 1648 wybuchło powstanie Chmielnickiego i nic już nie było jak dawniej. To po Chocimiu zaczęto mówić o nas w Europie jako o przedmurzu chrześcijaństwa. Czterysta lat po tych wydarzeniach Telewizja Rzeszów realizuje fabularyzowany dokument pod tytułem: Chocim 1621. Reżyseruje Leszek Wiśniewski. W chwili, kiedy piszę te słowa, ekipa realizuje zdjęcia na Ukrainie w okolicach Kamieńca Podolskiego, Żwańca, Chocimia. Wcześniej kręcono sceny na zamojskiej starówce. Ale najlepsza informacja jest taka, że Chocim 1621 otworzy scena bezkresnych naddniestrzańskich stepów, na których pojawia się przystojnie okryty oddziałek, polskiej, lekkiej jazdy, galopujący na orientalnych koniach. Za chocimskie stepy będą robić w filmie moje ukochane Działy Grabowieckie, w okolicach rezerwatu susła Wygon Grabowiecki. Natomiast na czołówkę wjadą najprawdziwsze polskie araby, które z przyjemnością wymienię: Marsalia (Gil – Margilla), Alahandra (Gem – Albertina), Erotomania (Ekstern – Erotomanka), Wano (Maran – Widia) i Etamol (Batyskaw – Embola). Premiera przewidywana jest na wrzesień tego roku, o czym pewnie nie raz będę przypominał.
