Reklama
Przegląd prasy: „Araber Journal” nr 5/2006

Ludzie i Konie

Przegląd prasy: „Araber Journal” nr 5/2006

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email

W nowym numerze warto zajrzeć do tekstu „Was steckt hinter der Stand-Pose? (Co kryje się w ustawieniu)?”, autorstwa Suzanne Ress, mówiącego o ustawianiu koni do oceny na czempionatach. Postawa, która pierwotnie miała służyć ocenie poprawności budowy, dziś ma tuszować jej wady. Jak twierdzi znana hodowczyni i prezenterka koni, Emma Maxwell, „sędziowie oglądają ustawionego konia przez mniej niż minutę i powinni go w tym czasie dobrze ocenić. Dlatego prezenterzy muszą tak pokazać zwierzę, aby sprawiało wrażenie idealnego. I chociaż samo ustawienie nie zmieni budowy konia, to z pewnością zmieni pierwsze wrażenie budowy”.

Autorka na podstawie rozmów z prezenterami i sędziami omawia sposób, w jaki odpowiedni trening i zaprezentowanie konia w ringu mogą zatuszować niektóre jego wady budowy i zwrócić uwagę sędziów na inne cechy. Prezenterzy opowiadają, jak wywołanie podekscytowania u zwierzęcia wpływa na jego prezentację: naprężone mięśnie, wyciągnięta szyja, nastawione uszy, uniesiony ogon i wysunięta do przodu sylwetka. Jak wszyscy dobrze wiemy, koń jest zwierzęciem płochliwym i dość mocno reaguje na bodźce z otoczenia. Nagłe, niespodziewane dźwięki czy ruchy mogą wywołać u konia oczekującego na prezentację podekscytowanie, jednak stosowane w nadmiarze powodują zbytnie podniecenie i strach. Tak o tym mówi sędzia i hodowca Nasr Marei: „Wściekam się, gdy widzę strach w oczach konia i drżenie jego mięśni”.

Autorka tekstu pisze też o fatalnych skutkach, jakie ma stosowanie przemocy wobec koni znajdujących się w treningu pokazowym. Zdarza się bowiem niestety zastraszanie i nadużywanie bata. Czasem do treningu trafiają konie już „zepsute” przez właścicieli. Praca z takim koniem wymaga bardzo dużo pracy i cierpliwości. Jak twierdzi znana prezenterka Johanna Ullström, „od konia należy nie tylko wymagać respektu, trzeba go także szanować”. Wielu prezenterów zauważa, że dla niektórych właścicieli zwycięstwo na czempionatach stało się celem samym w sobie. Są zdecydowani dać konia do treningu osobom, które stosują przemoc i zastraszanie, jeżeli tylko poprowadzi to konia do zwycięstwa. Dobro zwierzęcia ma mniejsze znaczenie. Właściciele naciskają na trenerów, wymuszając ustawianie koni w groteskowych pozycjach. Czy jednak nie wprowadza się w ten sposób sędziów w błąd? Czy tuszowanie wad budowy przez odpowiednie ustawienie nie wpływa ujemnie na rzeczywistą ocenę konia i jego przydatność w hodowli? „Czempion pokazowy rzadko bywa dobrym reproduktorem” – mówi znany trener Paolo Capecci.

O tym, jak niewłaściwe obchodzenie się z koniem może wpłynąć na jego psychikę i jakie wynikają z tego trudności możemy przeczytać w tekście „Wie ein Manager mit Burn-out-Syndrom (Jak menedżer z syndromem wypalenia)”. Ingrid Lokotsch pisze o tym, jak w jej życiu zagościł Ferratti, oraz o długiej i ciężkiej drodze, jaką przeszła, by zdobyć jego zaufanie. Urodzony w USA Ferratti, syn wspaniałego Magnum Psyche, odnosił sukcesy na pokazach, po czym został zabrany do Niemiec, gdzie kontynuował pokazową karierę. Jednak ze względu na trudny charakter właściciel postanowił się go pozbyć – i w ten sposób koń trafił do Ingrid Lokotsch. Koń, który swoje młode lata spędził w treningu, był nieufny wobec ludzi, reagował nerwowo na otoczenie. Puszczał się panicznym galopem na dźwięk szumu drzew, wspinał się i gryzł. Ingrid, po wielu próbach ułożenia konia, zastosowała w końcu metodę Monty Robertsa (Join up), która pozwala na nowo nawiązać kontakt z „zepsutymi” złym obchodzeniem się końmi. Dzisiaj Ferrati jest wspaniałym i ufnym koniem, świetnym towarzyszem przejażdżek i prawdziwym przyjacielem rodziny. Gdyby nie Ingrid, z pewnością zostałby wykastrowany i trafił w niepowołane, mniej cierpliwe ręce. Podzieliłby los wielu innych, „nierokujących nadziei” koni.

Kolejny temat numeru to arab jako koń do jazdy western. Marion Höschler w artykule „Die Reitpferdeprüfung der Westernreiter (Sprawdzian dla jeźdźców western)“ opisuje konkurencję Pleasure. W pierwszej kolejności chodzi w niej o zaprezentowanie podstawowych chodów konia, ocenianych trochę inaczej niż w przypadku klasycznej jazdy. Pleasure ma być przyjemnością. Konie są prowadzone umiarkowanym tempem na luźnym cuglu, a ocenie podlega chód, budowa i zachowanie. To, co wydaje się proste, jest wcześniej długo ćwiczone. Koń musi znać różnicę między cuglem zewnętrznym i wewnętrznym, nosić bez pomocy cugla głowę i wiedzieć, kiedy zwolnić lub się zatrzymać. Chody są powolne, kłus nazywany jest tu „jog”, zaś galop – „lope”. Wymaga to sporo treningu, gdyż arab z natury jest zwierzęciem pełnym temperamentu i w przeciwieństwie do quarter-horse lubi nosić wysoko głowę, co przeczy jeździe western. Ale araby są inteligentne i chętne do nauki, przy odpowiednim treningu można więc je „przystosować” do wielu końskich dyscyplin.

Zanim arab na dobre zagościł w naszym życiu i sercu, musiał najpierw do nas przybyć. Gudrun Waiditschka w artykule „Die Magie Des Orients (Magia Orientu)” opisuje historię importu koni arabskich ze Wschodu, zapoczątkowaną w XVIII wieku. W ciągu dwóch stuleci setki importowanych koni zasiliły europejskie stada. Zakupów dokonywali m.in. Wacław Rzewuski (dla polskiej hodowli), komisja austrowęgierska – dla królewskiej stadniny Weil (Niemcy), wysłannicy Francji („Missions d’Orient”), Hiszpanii, a także stadniny Bluntów.

Autorka opisuje wędrowne życie Beduinów. Konie hodowane od pokoleń w bardzo trudnych warunkach były wytrzymałe i mocne, a przy tym urodziwe. Relacja barona von Herberta z wyprawy po konie arabskie w XIX wieku (trwającej 11 miesięcy), ukazuje, na jakie trudności byli narażeni importerzy koni. Europejczycy często zapadali na różne dolegliwości, a wielodniowe transporty źle wpływały na zdrowie zwierząt. Zmiana warunków wywoływała u nich często kolki, a stres – poronienia u klaczy. Autorka przelicza kwoty, zapłacone za poszczególne konie, na dzisiejsze euro. Najdroższy ogier (Ebnelbar) kosztował 40.000, najtańszy (Kader) –18.800. Najdroższa klacz (Seria) – 34.000, zaś najtańsza – 24.600. Do tego należy dołożyć koszty podróży. Wyprawy na Wschód wymagały więc dużo trudu, poświęcenia, dobrej opieki nad końmi i przede wszystkim pieniędzy.

O tym, jak wielki wpływ na hodowlę może mieć importowany ze Wschodu ogier czytamy w artykule „Die Grundmauern der Zucht (Podstawy hodowli)”. Betty Finke przedstawia linię ogiera Zobeyni or.ar. 1844, wyhodowanego w stadzie Abbas Paschy w Egipcie. W stadzie Ali Pashy Sherifa przyszedł na świat jego prawnuk, kasztanowaty Mesaoud, zakupiony w 1889 roku przez Bluntów do stadniny Crabbet Park. Ogier pozostawił ponad 100 sztuk potomstwa, zaś 12 jego synów użyto w hodowli. Większość nie występuje już w dzisiejszych rodowodach, ale kilka wywarło znaczący wpływ na współczesną hodowlę. Np. syn Mesaouda, Daoud, dał klacz Nasrę, matkę ogiera Naseem. Naseem, sprzedany do Tierska, dał tam m.in. ważnego dla polskiej hodowli ogiera Negatiw – ojca m.in. ogiera Bandos. Potomkowie Mesaouda zapisali się w dziejach hodowli w Argentynie (Rukham), Australii (Harir), czy USA (konie z tej linii są wysoko zimbredowane, bardzo do siebie podobne i dobrze sprawdzają się w rajdach długodystansowych). Potomkowie Zobeyni charakteryzują się ponadto długowiecznością i sporą witalnością. Np. Hanif – koń z najdłuższą karierą pokazową – uczestniczył w konkursach piękności jeszcze w wieku 30 lat! Syn Mesaouda, Astraled, eksportowany do USA, dał tam w wieku 24 lat ogiera Gulastra. Ten spłodził ostatnie potomstwo w wieku 30 lat, zaś jego syn Roh Beta Gulastra – w wieku 31 lat! Linia Mesaouda jest tak szeroko rozprzestrzeniona w świecie, że jej pełne omówienie jest prawie niemożliwe. Linia ta, dziś niemal zapomniana, jest jak fundamenty domu – niewidoczne, choć wszystko się na nich opiera.

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Stigler Stud
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.