Reklama
Przegląd prasy: „The Arabian Magazine”, 10/2008

Ludzie i Konie

Przegląd prasy: „The Arabian Magazine”, 10/2008

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email

Najnowszy dostępny – październikowy numer brytyjskiego magazynu „The Arabian Magazine” (który ukazał się tuż przed Czempionatem Europy w Moorsele) w sporej części poświęcony jest polskiej hodowli. W tekście „A Passion for Poland” Paul Atkinson pokrótce streszcza dzieje polskich stadnin państwowych. „Polska! Już sama nazwa kraju jest synonimem tego, co najlepsze w hodowli koni arabskich” – pisze autor, który nie ukrywa swej fascynacji naszym krajem i tradycją polskiej hodowli. „Dziś Polska jest zupełnie inna niż 30 lat temu, gdy przyjechałem tu po raz pierwszy” – podkreśla. Nie ma już szarych, ponurych ulic z ludźmi oczekującymi w niekończących się kolejkach po wszystko. Warszawa imponuje swym odmienionym wyglądem i aspiruje do miana jednej z nowoczesnych, kosmopolitycznych stolic Europy. Ale jedno się nie zmieniło – zachwycające urodą i jakością konie arabskie nadal, tak jak kiedyś, pasą się na pastwiskach Janowa czy Michałowa. Atkinson przywołuje janowskie legendy, takie jak Arra, Algeria, Etruria, Bandola czy Pilarka, nie ma jednak wątpliwości, że mają one godne kontynuatorki, żeby wymienić tylko najsłynniejszą z nich – Pianissimę. Michałowskie linie żeńskie są nie mniej słynne, z międzynarodowymi czempionkami wywodzącymi się od klaczy Emigracja na czele i z najdrożej sprzedanym polskim koniem arabskim, Kwesturą, jako symbolem i wizytówką polskiej hodowli. Białka, ze „swoją” odnogą linii „P”, zapoczątkowaną przez Pentozę, także ma już własne miejsce w historii – i teraźniejszości – naszej hodowli. „Wizyta w Polsce to wręcz obowiązek hodowców – podsumowuje Atkinson. – Świadomość tradycji, spokojna, uporządkowana rutyna i szansa, by stać się częścią czegoś zupełnie wyjątkowego w świecie koni, to wystarczające powody, by odwiedzić polskie stadniny”.

Annette Mattson jest z kolei autorką obszernego reportażu (uzupełnionego zdjęciami) z Czempionatu Narodowego i aukcji w Janowie. Według niej, byliśmy świadkami pokazu koni o bardzo wysokiej jakości. Po emocjach rywalizacji w czempionacie, a potem licytacji, warto – jak pisze autorka – pojechać także do pozostałych stadnin państwowych. „To wspaniała okazja, by obejrzeć te klacze ze źrebakami oraz młodzież; prawdziwa gratka dla każdego hodowcy i miłośnika koni arabskich”. Fotografie Mattson towarzyszą także tekstowi poświęconemu polskim próbom dzielności na torze, pióra Suzanne Ress. Jak zaznacza autorka, celem wyścigów koni arabskich w Polsce nie było wyłonienie najszybszego konia, ale fizyczny i emocjonalny sprawdzian dla koni przeznaczonych do hodowli – coś na kształt służby wojskowej dla młodych ludzi, która nie miała zrobić z nich zawodowych żołnierzy, ale być szkołą charakterów. Taka idea przyświecała księciu Romanowi Sanguszce, gdy w 1848 roku zainicjował w Sławucie treningi wyścigowe dla swych koni. Nie do końca udało się tę ideę przechować do naszych czasów. Otwarcie wyścigów dla koni z całej Europy i rosnąca konkurencja między końmi i trenerami doprowadziła do tego, że koszty treningu ogromnie wzrosły. Jak zauważa autorka, dziś już nawet stadniny państwowe nie mogą sobie pozwolić na oddawanie na tor wszystkich swoich młodych koni (ok. 60% trzylatków ze stadnin Skarbu Państwa poddawana jest próbie dzielności), nie mówiąc już o drobniejszych hodowcach prywatnych.

Polski wątek w tym numerze uzupełnia artykuł Roberta Raznowieckiego „Polskie ślady Sanadika El Shaklan”, przedrukowany z naszego portalu. Miło nam dodać, że obszerna informacja na temat portalu polskiearaby.com znalazła się także w newsach otwierających to wydanie „The Arabian Magazine”.

Poza tematami związanymi z Polską, „The Arabian Magazine” przynosi także szereg innych interesujących tekstów. Wśród nich uwagę zwraca na pewno relacja z Aachen, autorstwa redaktor naczelnej pisma, Samanthy Mattocks, dla której ten właśnie pokaz ma szczególne znaczenie: „Od momentu, gdy słyszysz Aidę aż do zamknięcia imprezy wiesz, że przebywasz pośród najlepszych koni arabskich świata – niewiele pokazów może się tym poszczycić rok po roku. (…). Takie pokazy jak ten pozostawiają wspomnienia, którymi możesz karmić marzenia i dodawać odwagi nowym pokoleniom hodowców”. Tekstem dającym wiele do myślenia jest „At What Price: Fame” („Sława: za jaką cenę”). Jego autor, Halyn Sulyeman Ali Abdullah, przedstawia się jako potomek beduinów, pierwszych hodowców koni arabskich. W poruszających słowach pisze o tym, czym był koń arabski dla jego przodków – nie tylko najcenniejszym dobytkiem, ale przede wszystkim przyjacielem, towarzyszem, traktowanym zawsze z najwyższym szacunkiem. „Dziś niewielu właścicieli, hodowców i koniarzy poświęca czas, by naprawdę poznać swoje konie – ubolewa – by odkryć ich osobowość, indywidualny charakter i potrzeby i zgodnie z nimi je traktować”. Kiedyś, w namiotach beduinów, gdy rodziło się źrebię, nie dotykało ziemi, lecz trafiało prosto w ramiona troskliwego opiekuna, który pieścił je i głaskał przez długą chwilę, zanim postawił, by spróbowało użyć swych nóg. Dziś to, co dzieje się na ringach pokazowych, sprawia ból każdemu, komu nieobojętny jest los tych pięknych i pełnych godności koni. Koń arabski, tłumaczy Halyn Sulyeman Ali Abdullah, nie musi się bać, by pokazać, na co go stać. Wręcz przeciwnie, gdy ma zaufanie do swego trenera, będzie stał jak posąg, jeśli może mu tym sprawić przyjemność i będzie biegł z dumnie uniesionym ogonem, oczekując aplauzu i podziwu. Nie trzeba wcale go straszyć, by chciał się pokazać. Tymczasem większość prezentowanych koni wydaje się śmiertelnie przerażonych. Stoją, ale drżą ze strachu, a czasem buntują się i stają dęba lub wręcz atakują swoich prezenterów. „To tylko kwestia czasu, gdy będziemy świadkami groźnego wypadku – ostrzega autor. – A co się stanie z koniem obwinionym o zaatakowanie prezentera…” Kto może temu zaradzić? Tylko sędziowie. Oni stoją najbliżej i to dla nich powinno być oczywiste, który koń został przygotowany do pokazu właściwie, a którego zmusza się do posłuszeństwa strachem i biciem. Swoimi decyzjami powinni zapobiegać złemu traktowaniu koni. Obojętność, zamykanie oczu na ewidentne naruszanie zasad etycznych w traktowaniu koni, zabija godność tej najpiękniejszej z końskich ras.

Październikowy numer przynosi także porady dla hodowców i właścicieli. Brigitte de Wolff (która w rozmowie z Samanthą Mattocks opowiada o swej miłości do koni arabskich i o traumatycznych doświadczeniach wojennych, które naznaczyły jej rodzinę), pisze o tym, jak fotografować konie. „Oczywiście łatwiej jest stworzyć niezapomniany obraz, gdy na pustyni fotografujesz tradycyjnie ubranych beduinów, dosiadających przepięknych arabów, z psami saluki u boku i sokołami na ramionach. Ale jest także możliwe zrobić równie przejmujące zdjęcie dużo bliżej domu”. Jak? Swoje sekrety fotografa zdradza jej mąż Erwin de Wolff.

To tylko niektóre tematy, spośród zaproponowanych przez najnowszy „The Arabian Magazine”. Warto zajrzeć! www.thearabianmagazine.com

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.