Reklama
Śladami dawnych stadnin i ich hodowców. Dobużek i Władysław Kołaczkowski

Ludzie i Konie

Śladami dawnych stadnin i ich hodowców. Dobużek i Władysław Kołaczkowski

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Dwór Władysława Kołaczkowskiego, fot. Krzysztof Czarnota
Dwór Władysława Kołaczkowskiego, fot. Krzysztof Czarnota

W ostatnią niedzielę siedziałem na werandzie naszej drewnianej chałupy zanurzony we współczesnych, jak i przedwojennych mapach Ukrainy, a zwłaszcza obwodu tarnopolskiego i lwowskiego. Zafascynowany, a i przesiąknięty do szpiku kości tym, co pisał ponad sto lat temu Stefan Bojanowski w „Sylwetkach Koni Orientalnych i Ich Hodowców”, czy „Za Końmi na Wołyń i Ukrainę”, od dawna planowałem wyprawy do miejsc, w których znajdowały się legendarne stadniny koni arabskich na Kresach. Zobaczenie i dotknięcie tych świętych dla polskiej hodowli miejsc stało się w ostatnich latach jakiś wewnętrznym przykazaniem, a po wizycie kilka lat temu w Jarczowcach, wiedziałem, że muszę wrócić na Podole, aby dogłębniej spenetrować temat, zrobić dokumentację fotograficzną, napisać cykl artykułów, być może książkę. W niedzielne popołudnie, szykując się do pierwszej z wypraw, myślałem o Juliuszu Dzieduszyckim, zastanawiając się, co po prawie pięciu latach zastanę na cmentarzu? Czy pomnik jeszcze stoi, czy tablica nagrobna wytrzymała tych kolejnych kilka lat, czy od naszego ostatniego pobytu ktoś tam zajrzał..? I właśnie w tym momencie na podwórku stanęły pod jeźdźcami dwa araby. Taka to u nas jeszcze kresowa tradycja, że zwłaszcza w niedzielę ludzie odwiedzają się konno. W gości zawitał Henryk Sawka, ułan i hodowca arabów z pobliskiej Perespy, dosiadając wespół z młodą osobą dwóch córek klaczy Zenica (Ghent – Zagana), starszej po Mąciwodzie i młodszej po El-Baku.

Tablica nagrobna Władysława Kołaczkowskiego, fot. Krzysztof Czarnota
Tablica nagrobna Władysława Kołaczkowskiego, fot. Krzysztof Czarnota

Na stole szybko pojawiła się kawa i… ćwiartka gorzkiej żołądkowej (zacnej, bo nie czeskiej), a rozmowa bardzo szybko zeszła na Dobużek. O stadninie w Dobużku bardzo ciekawie pisze Roman Pankiewicz w swojej książce „Polska Hodowla Koni Czystej Krwi Arabskiej w latach 1918–1939”, stawiając ją wysoko wśród stadnin dwudziestolecia międzywojennego. Hodowlę arabów rozpoczęto tam w roku 1932 od dwóch klaczy zakupionych z Janowa Podlaskiego. Pierwszą była Dydona (Bakszysz – Korynna po KoheilanIV), która przyszła źrebna ogierem Hardy i już w Dobużku urodziła ogierka Hajdar, późniejszego zwycięzcę Nagrody Porównawczej. Drugą Kasyda (Farys II – Ferja po Bakszysz), matka cennej klaczy Karmen II. Między 1933 a 1934 rokiem zakupiono kilka kolejnych klaczy hodowlanych, m.in. Mokkę, matkę słynnego Lotnika. Hodowla w Dobużku rozwijała się bardzo dobrze nawet jeszcze w pierwszych latach drugiej wojny światowej. Później stadnina podzieliła los wszystkich prywatnych hodowli dwudziestolecia międzywojennego. Jednak konie z Dobużka miały sporo szczęścia, ratując się z wojennej zawieruchy. Dość powiedzieć, że osiem klaczy wyhodowanych w Dobużku zasiliło odradzającą się po wojnie hodowlę koni arabskich w socjalistycznej ojczyźnie. Stadnina wyhodowała cennego ogiera Lotnik (Opal – Mokka po Flisak), którego w roku 1945 wywieziono do USA. Właścicielem Dobużka był WŁADYSŁAW KOŁACZKOWSKI, kawalerzysta, major Wojska Polskiego, uczestnik wojny 1920 roku, za walki z konnicą Budionnego odznaczony Krzyżem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych. Członek Towarzystwa Hodowli Konia Arabskiego, postać barwna i nietuzinkowa. Dobry gospodarz, prawy obywatel i gorący patriota. Do dzisiaj w Dobużku starsi ludzie zachowali go w pamięci jako osobę otwartą, serdeczną, służącą w potrzebie. W czasie II wojny działa w konspiracji w oddziale Armii Krajowej rejonu Tomaszowa Lubelskiego. Ginie we własnym dworze z rąk nacjonalistów ukraińskich 2 września roku 1942, dokładnie dwadzieścia dwa lata od czasu, kiedy jako porucznik kawalerii po raz pierwszy zobaczył Dobużek.

Henryk Sawka porządkuje grób Władysława Kołaczkowskiego, fot. Krzysztof Czarnota
Henryk Sawka porządkuje grób Władysława Kołaczkowskiego, fot. Krzysztof Czarnota

Wyobraź sobie – mówi Heniek – na cmentarzu w Nabrożu odnalazłem grób Kołaczkowskiego. Pomnik porastały takie chaszcze, że trudno było odczytać nagrobną tablicę. Pół dnia ciąłem maczetą krzaki, żeby doprowadzić parcelę do względnego porządku. Moja rodzina znała Kołaczkowskiego, to był bardzo dobry człowiek, wielki patriota i hodował świetne konie arabskie. Musimy coś zrobić, żeby historia o takim człowieku nie zapomniała, a pamięć nie zginęła.

Następnego dnia pojechaliśmy na cmentarz do Nabroża. Obiecałem, że niedługo powstanie duży artykuł o Dobużku i koniach z tej stadniny. Skrzyknęliśmy kilku znajomych, aby od tej pory grób Kołaczkowskiego był pod opieką lokalnych hodowców koni arabskich. Jest również pomysł, aby jeszcze tej jesieni zorganizować rajd konny imienia Władysława Kołaczkowskiego, tak aby kopyta ukochanych przez niego arabów ponownie zadudniły na dziedzińcu dworu w Dobużku.

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.