Reklama
Przegląd prasy: „Araber Journal” nr 6/2006

Ludzie i Konie

Przegląd prasy: „Araber Journal” nr 6/2006

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email

Nowy numer pisma „Araber Journal” zdominowały artykuły o czempionatach w Europie. Wśród zdjęć wspaniałych czempionów spotykamy także wizerunki niepozornych koni, odbiegających wyglądem od dobrze znanego nam konia arabskiego. To zdjęcia do artykułu Gudrun Waiditschki „In der Heimat des Arabischen Pferdes” (W ojczyźnie koni arabskich), będącego relacją z wyprawy do Syrii. Autorka, zafascynowana historią Beduinów i ich szlachetnych koni, odbyła podróż na Bliski Wschód, by przyjrzeć się, jak dzisiaj wygląda hodowla koni arabskich w ich ojczyźnie.

Dzisiejsi Beduini pędzą inny tryb życia niż ich przodkowie. Większość czasu spędzają w glinianych domach, a podróże odbywają nie na koniach czy wielbłądach, ale motocyklem lub ciężarówką. Hodowane przez nich araby są małe, niepozorne, mają „brzydkie” głowy. Mimo to wykazują cechy swojej rasy – mają suche nogi, prawidłowe oczy, delikatną skórę. Konie te nigdy nie widziały stajni. Przypalikowane do ziemi, ze związanymi przednimi nogami, skazane są na upały dnia i nocne chłody. Tylko źrebięta mogą biegać swobodnie. Cieszą się wolnością aż do ukończenia pierwszego roku życia. W okresie „odsadzenia” od matki zakłada się im specjalne kantary z gwoździami, aby nie mogły już ssać klaczy. W dzisiejszych czasach konie Beduinów nie muszą być przystosowane do odbywania długich podróży, odbiegają więc cechami użytkowymi od swoich przodków. Pokonują co najwyżej odległość 20-30 kilometrów. Swój życiowy test zdają, żyjąc w trudnym klimacie.

Jednym z gospodarzy na trasie podróży autorki jest szejk Damir al Marzakani. Jako jeden z nielicznych kultywuje on stare tradycje beduińskie – hoduje konie i wielbłądy oraz poluje z sokołami. Ma w swoim stadzie około 10-15 koni uznanych przez WAHO. Jest właścicielem rodziny Saglawieh Marzakanieh, z której pochodzi dzisiaj około 40 koni. Kontynuuje on hodowlę, zapoczątkowaną przez jego przodków przed 180 laty. Według szejka, teoria Raswana o rodach koni arabskich jest nonsensem. Raswan uważał, że konie z poszczególnych rodów mają przypisane odpowiednie cechy. Kuhailany są bardziej męskie, mocne, zwarte, mają krótką głowę, a ich sylwetka jest wpisana w kwadrat. W przeciwieństwie do nich, saklawi są bardziej żeńskie, lżejsze, eleganckie, z długą głową. Natomiast trzeci ród – munighi – to typ wyścigowy, z ordynarną głową i pochyłym zadem. Ale z naukowego punktu widzenia wydaje się, że cechy budowy związane są z linią żeńską. Nazwy rodów przekazywane są ze strony matki, niezależnie od rodu ojca potomstwa.

Na Bliskim Wschodzie linie żeńskie miały inne znaczenie. Np. jeśli dana klacz odznaczyła się odwagą czy szybkością lub gdy jej właściciel został uratowany z ciężkiej opresji – wtedy jej krew była wysoko ceniona. Włączano ją do hodowli, a rodzina, którą założyła, była nazywana od imienia jej właściciela. W przypadku szejka Damira al Marzakani, jest to Saglawieh Marzakanieh. I choć typ hodowlany koni zmienia się w zależności od upodobań właściciela stada, to nazwa rodu pozostaje taka sama. I oczywiście wszystkie konie w stadzie u jednego hodowcy prezentują podobny typ.

Artykuł jest pierwszą częścią relacji autorki. Oprócz krótkiej charakterystyki życia współczesnych Beduinów i przedstawienia kilku napotkanych na trasie hodowli, redaktor Waiditschka przedstawia także opisy kilku wybranych koni. I choć są one różne w typie i odbiegają urodą od tych hodowanych na świecie, to niektóre z nich posiadają cechy, których mógłby im pozazdrościć niejeden europejski przedstawiciel tej rasy.

Najciekawszym artykułem w tym numerze jest „Was steckt hinter dem Trab?” (Co kryje się w kłusie), autorstwa Suzanne Ress. Jest to dalszy ciąg serii mówiącej o praktyce pokazowej. Tym razem autorka bierze pod lupę ruch koni na pokazach.

Jak wiadomo, w Europie przywiązuje się większą wagę do zaprezentowania konia w ruchu niż w Stanach, gdzie ocena skupia się na ustawieniu. Przez to wielu właścicieli i prezenterów chętniej pokazuje swoje konie w USA niż w Europie. Dlaczego tak trudno jest dobrze zaprezentować konia w kłusie? Konie, choć świetnie się ruszają, nie chcą czasem kłusować w ręku. Do tego dochodzi zdenerwowanie i pobudzenie pokazem. W efekcie koń, zamiast zaprezentować kłus, cały czas podgalopowuje. Należy też wziąć pod uwagę przygotowanie prezentera. Jeżeli nie będzie nadążał za koniem, nie da mu możliwości pełnego zaprezentowania się. Oczywiście wiele koni ma naturalny piękny kłus, ale inne wymagają długotrwałego treningu.

Z czego wynikają problemy z zakłusowaniem? Według opinii niektórych sędziów, konie nie potrafią dobrze kłusować ze strachu przed swoim prezenterem. Jest to skutek ostrego i niekonsekwentnego treningu przed pokazami, zwłaszcza nad uzyskaniem jak najlepszej pozycji stojącej. Zostaje zaburzona relacja miedzy koniem a człowiekiem. Jak twierdzi weterynarz Thomas Stohler, stres jest dominującym problemem u koni pokazowych. Oczywiście jedne konie radzą sobie z nim lepiej, inne gorzej, ale dotyczy on wszystkich wystawianych na pokazach koni. Jego konsekwencjami mogą być częste u koni pokazowych kolki, utrata apetytu czy wrzody żołądka. Może dojść także do obniżenia odporności organizmu i wynikających z tego infekcji. Dochodzą do tego także zranienia ciała przez uderzenia batem czy gwałtowne i mocne szarpanie linką. Oznakami stresu są: oblizywanie się, trzęsienie głową, kopanie zadnimi nogami czy ataki swędzenia, wywołane często stosowanym imbirem.

Polskie araby są znane ze swojego pięknego ruchu. Z czego to wynika? Jak twierdzi prezenter Mariusz Liśkiewicz, młode konie w Michałowie nie przebywają w boksach, ale na biegalniach, dzięki czemu mają swobodę ruchu. Przygotowując je do pokazu, 80 % czasu spędza się, pracując nad pozycją stojącą. Ze względu na naturalne predyspozycje tych koni, praca nad ruchem pochłania bardzo mało czasu. W innych krajach sprawa wygląda trochę inaczej. Jak twierdzi Phillip Looyens, starsze konie są lonżowane 25 minut dziennie, poza tym, w zależności od pogody, spędzają do dwóch godzin na padokach. Według niego, dobre rezultaty osiąga się właśnie poprzez lonżowanie koni.

Dla sędziów ruch ma różne znaczenie. Według sędziego Hassanain Al Nakeeb, ruch, zarówno w stępie jak i w kłusie, jest częścią typu arabskiego. Ale już inny sędzia – Tamas Rombauer, twierdzi, że ruch nie wpływa na ocenę typu arabskiego. Przepisy ECAHO nie uwzględniają liczby kroków w kłusie, którą musi zaprezentować koń. Sędziowie decydują sami, ile kroków jest im potrzebne do ocenienia konia. Często konie nie są w stanie zakłusować więcej niż 5-6 kroków, niektóre nie są w stanie w ogóle przejść w kłus. Tylko jak wtedy sędzia ma sobie poradzić z oceną takiego konia? Jak twierdzi prezenterka Emma Maxwell, sędziowie nie powinni przyznawać 20, a nawet 19 czy 18 punktów za ruch koniowi, który na odcinku 100 metrów potrafi zaprezentować tylko 5 kroków w kłusie. Byłoby dobrze, gdyby wszystkie prezentowane konie mogły przekłusować jedną rundę – ocena byłaby wtedy bardziej obiektywna. Najlepiej, gdyby sędziowie mieli możliwość oceny koni puszczonych luzem w trzech podstawowych chodach. Niestety ograniczone możliwości (czas, przestrzeń) sprawiają, że obecnie nie da się tego osiągnąć. Jak twierdzi prezenter Phillip Looyens, konie mają coraz mniej miejsca na zaprezentowanie się, np. w Aachen sporą przestrzeń zajmowały stoliki dla VIP-ów.

Powstała w Egipcie i rozpowszechniona w Crabbet Park linia Zobeyni ma dwa rozgałęzienia poprzez synów tego ogiera – Harkana i Wazira. O linii Harkana była już mowa w poprzednim numerze AJ. Teraz Betty Finke w artykule „Ungleiche Bruder” (Różni bracia) przedstawia pień Wazira. Linia ta jest równie obszerna jak linia Messaouda, ale w porównaniu do niej produkuje więcej międzynarodowych czempionów.

Wazir był swego czasu czołowym reproduktorem w stadninie Ali Pascha Scherif. Dwóch jego synów importowano do Crabbet, ale nie pozostały tam długo. Merzuk został w tym samym roku eksportowany do Południowej Afryki, a Shahwan trzy lata później do USA. Konie te można znaleźć w rodowodach dzisiejszych arabów tylko dzięki ich córkom. W Europie linię przedłużył wnuk Wazira, Mahruss II, importowany do Crabbet w 1897 roku. Podobny do swojego krewnego Messaouda nie posiadał jednak jego klasy. Miał szerszą, krótszą i niżej osadzoną szyję, płytszą klatkę oraz krótszy i bardziej stromy zad. Zostawił jedynie 3 źrebięta (użyto go tylko w 1900 roku), z czego jedno zginęło w wypadku, a drugie eksportowano w łonie matki do USA. Był to Ibn Mahruss, który założył linię w Stanach Zjednoczonych. Mahruss II, sprzedany w wieku 7 lat, przepadł dla hodowli. Lady Anne Blunt zachowała jednak jego trzecie źrebię – ogiera Rijm, nietypowego jak na swoje czasy: 160 cm wzrostu, szyja jak u ojca, ale za to lepsza linia górna i klatka. W przeciwieństwie do ojca był znaczącym reproduktorem. Gdy Anne Blunt opuściła Anglię, koń został sprzedany do Hiszpanii. Jego syn – wałach Crabbet – okazał się odnoszącym sukcesy koniem rajdowym. Wygrał m.in. rajd na 500 km! Największe znaczenie hodowlane mieli synowie Rijma – pełni bracia Nasik i Nureddin II, którzy trafili do USA.

Nasik w Anglii zostawił tylko syna Rafeefa, którego córka Nezma była babką niemieckiego Nizara. Ponieważ córka Lady Anne – Lady Wentworth, wolała maść kasztanowatą, skarogniady Nasik opuścił w wieku 18 lat Crabbet i trafił z innymi końmi do stadniny potentata płatków kukurydzianych Kelloga. W Stanach zostawił m.in. trzech swoich najważniejszych synów: Farana, Sikina i Rifnasa. Syn Farana, Farawi jest ojcem klaczy Bint Sahara, która dała Fadjura. Sikin zasłynął jako protoplasta atletycznych wyścigowców. Najcenniejszym z tej trójki okazał się jednak Rifnas, którego linie najbardziej cenią sobie zwolennicy koni z Crabbet.
 
W latach 70. hodowczyni Beatrice Paine chciała sprowadzić krew Nasika z powrotem do Anglii. Wydzierżawiła w tym celu na dwa lata ogiera Ben Rabb – prawnuka Rifnasa. Najcenniejszym jego synem okazał się odnoszący sukcesy na pokazach Aurabba. Jego syn Aukubra zdobył tytuł młodzieżowego czempiona świata. Niestety padł w młodym wieku. Sprowadzenie tej linii do Anglii spełniło oczekiwania hodowców. Pochodzą z niej konie, które odnoszą duże sukcesy w sporcie – w rajdach, ujeżdżeniu oraz w klasach użytkowych na czempionatach.

Większe szanse zaistnienia w Crabbet miał brat Nasika – Nureddin II. Ten ogier o wspaniałym eksterierze widnieje dziś w rodowodach wielu koni na świecie. Jego syn Silfire był założycielem hodowli arabów w Portugalii. Wielu potomków Nureddina II trafiło do Tierska. W 1936 roku sprzedano partię 25 koni, wśród których był m.in. Shareer (wpłynął na hodowlę w Holandii), jego syn Rytham i córka Rissalma (matka Priboja). Najcenniejszym potomkiem Nureddina II okazał się jego wnuk Rissalix, uznany za najcenniejszego reproduktora Wielkiej Brytanii XX wieku. Jego potomstwo rozpowszechniło się na cały świat. Gwiazdą w Stanach okazał się jego syn Count Dorsaz. Dla Wielkiej Brytanii znaczenie mieli inni synowie – Blue Domino i Mikeno. W 1979 roku na I czempionacie w Aachen wnuk Mikeno – Al Malik, uzyskał tytuł czempiona seniorów. Wśród potomków Blue Domino są natomiast: Lurex (czempion seniorów z 1981) oraz Zircon Nazer (czempion młodzieżowy z 1985).

Ród Zobeyni przetrwał wiele lat, nadal utrzymuje się w rodowodach dzisiejszych koni. Jego potomkowie odnoszą sukcesy zarówno na pokazach, jak i w sporcie.

Podziel się:

Facebook
Twitter
WhatsApp
Email
Reklama
Reklamy

Newsletter

Reklamy
Stigler Stud
Equus Arabians
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.